SBBP to impreza, czy to miejsce do biegania, namierzyłem jako pierwsze. Bardzo mi się spodobała nie tylko idea, ale także kwestia sobotnich treningów. Niestety nim się zorientowałem, ogłoszono koniec sezonu. W ten sposób trafiłem błyskawicznie na Łosiowe, gdzie przy pierwszym razie skręciłem lekko nogę, goniąc grupę, która skutecznie mi uciekała :)
Potem dowiedziałem się, że jednak są treningi sobotnie SBBP i to nawet w tę najbliższą! No to super, pomyślałem. Z drugiej strony z Łosiowymi byłem już jakoś zaznajomiony, a wiadomo, że człowiek obawia się głównie nieznanego. Ponieważ nikt się nie deklarował na Łosiowe lecz na SBBP to się długo nie zastanawiałem – stwierdziłem, że czas spróbować czegoś nowego. Wtedy doczytałem, że w Bielańskim ludziska mają mocne tempo. No i to mnie pogrążyło. Na Łosiowych nie jest mi łatwo, to tu raczej poległbym. Dopiero rozmowa z Wawerką przekonała mnie, że konstrukcja trasy pozwala na ew. pominięcie jednej pętli. No to już przemawiało do mnie.
Rano 25 minut przed 8:00 stawiłem się na miejscu i czekałem w autku, kombinując jeszcze inne sznurowania, co by jeszcze lepiej się biegało. 15 minut przed wyskoczyłem się rozgrzać. W końcu bez rozgrzewki o bieganiu nie można było mówić. Gdy wracałem z rozgrzewki jedna biegaczka już była. Z tego co się później zorientowałem, to aktywna biegowo od wielu lat. Na szczęście uspokoiła mnie co do tempa, że raczej nie powinno być ostre itd. Nie wiem czy do końca jej wierzyłem, ale ten ciepły miły głos uspokoił mnie skutecznie :)
Potem zeszło się jeszcze kilka osób, fotka i wio! Dobiegnięcie do Młocińskiego było super – tempo bardzo mi odpowiadało. Dzięki temu bez problemu mogłem nawet prowadzić podczas biegania rozmowy – pełny luksus! Na pętli młocińskiej dali mi już trochę popalić, ale nie odpadłem, z czego byłem bardzo zadowolony. Poznałem szczegóły imprez młocińskich, co było dość fajne – teraz wiem, że na tę imprezę mogę zabrać całą swoją imprezę. Po prostu super!
Powrót do Bielańskiego był trochę lżejszy niż pętla młocińska, ale cięższy niż dobieg do pętli. Zdarzało się, że zacząłem odstawać, ale na szczęście nie zamykałem grupy, co też dla mnie było powodem do dumy. I dobiegłem! Coś wspaniałego! Po raz pierwszy dystans 12,5km pokonany i to całkiem nieźle, bez kontuzji i we wspaniałym towarzystwie. I tu trzeba na to szczególnie mocno zwrócić uwagę: atmosfera biegu jest wspaniała, pełna życzliwych ludzi, bez szaleństw – taki trening (no dla mnie może mocniejszy, ale narzekać nie mogę :)). Poczułem się także bardzo miło, gdy znalazłem swoją fotkę na stronach SBBP – jeszcze nie czuję się członkiem tego nieformalnego stowarzyszenia, ale taki element na pewno mnie przybliża do tego :).
Jeżeli jeszcze ktoś nie biegał Łosiowych lub Bielańskiego, to zdecydowanie polecam!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz