Dziś poczułem się dobrze ochrzczony! Z ciekawości podczepiłem się do Szarej. Nigdy nie byłem, więc stwierdziłem, że czas spróbować. No i muszę przyznać, że dała mi popalić. Nie wiem czy była niewyganiana (jeśli taki pies kiedykolwiek jest wyganiany) czy po prostu tak ma za każdym razem. Dla mnie była to szalona nowość i przez kilka pierwszych kilometrów bardziej skupiałem się na tym, aby bronić się przed jej pędem, a gdy już załapałem o co chodzi i jak można jej siłę i pasję biegania wykorzystać, to już byłem nieźle zmęczony. Ale to był ten czas, kiedy już się bałem pozbyć Szarej – nie wiem czy dałbym radę dotrzymać innym kroku, więc do końca przebiegłem z czworonożnym towarzyszem. Przesympatyczny bieg – tyle, że tym razem pogadać z innymi to już nie miałem szansy.
Nie wykluczone, że to będzie pierwszy trening w tym roku, gdzie mogę zaliczyć zakwasy. Ale o tym przekonam się dopiero jutro :)
Niestety zdjęcia, na które niektórzy mogliby liczyć zupełnie nie wyszły. Tam na mostku tego nie widziałem, ale problem był dość trywialny: Szara tak mnie przegoniła, że aparat w kieszeni był po prostu mokry od potu i pary (różnica temperatur) – w tym także obiektyw :(((. Aby nie dopuścić do podobnej sytuacji, następnym razem wezmę pokrowiec na ramię.
No i wiadomość budujące mnie od 3 dni: wywalczyłem kolejny kilogram! Czyli od września zrzuciłem całe 9 kg! Jupii!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz