=== Robsik's Blog on WordPress ===

28 maja 2008

Przebieżki zaliczone!

Po wczorajszym poście pewnie każdy czytelnik dostał zawrotu głowy :). Dziś więc króciutki o wczorajszych zmaganiach. We wtorek jest czas na szóstkę. Noga już na tyle mnie mniej bolała, że postanowiłem zaszaleć i zrobić tempówki. I udało się. Niestety to noga regulowała moją prędkość, co przełożyło się na mniejsze tempo niż liczyłem. Ostatnia przebieżka na szczęście pozwoliła mi nawet wejść w ostatni zakres pulsu – oznacza to, że przebieżka się udała :). Dziś na szczęście idę na rehabilitację – dowiem się więc jak to jest z tą moją nogą – czy jest ok., czy ma tak właśnie być, a ja tylko niepotrzebnie się martwię czy też rzeczywiście dzieje się coś niedobrego – zabaczymy… Pokonując kolejne przebieżki (a wyszło ich raptem 4) przerzucałem w głowie rady dotyczące wykonywania tego ćwiczenia. Prawie w każdym takim opisie mówi się o tym, że przebieżki są fajne, bo można pokazać się z lepszej strony – biegniemy szybko, ładnie itd. – słowem: możemy zaimponować obserwatorom. Nikt jednak nie wspomina o innym aspekcie przebieżek, troszkę bardziej żenującym. Otóż po przebiegnięciu tych 300-400 metrów dużym tempem, przechodzimy do truchtu lub prawie truchtania w miejscu, aby sprowadzić nasz puls na zakres pierwszy. Ciekawy jestem co wtedy sobie ludzie myślą, których mijam, a którzy nie widzieli, że przed chwilą goniłem jak wariat a teraz widzą tylko faceta biegnącego niemal w miejscu a dyszącego jakby za chwilę miał się przewrócić! Ciekawe, co? Z jednej strony umieram ze śmiechu jak sobie pomyślę co im chodzi po głowie, a z drugiej strony to pozostaje taki niedosyt…

27 maja 2008

Polar RS200sd - cz. II

To już 3 dni jak nic nie pisałem - cóż za zaniedbanie :)) Ale dziś to nadrabiam: ukończyłem wreszcie drugą cześć artykułu o pulsometrze Polar RS200sd. Tak więc dzisiejszy post jest wyłącznie dla cierpliwych – pozostali niech przewiną ;))

Przyszła pora na drugą część artykułu o pulsometrze Polar RS200sd. Artykuł ten jest uzupełnieniem do części pierwszej. Będzie wiec zawierał sprostowania, dopowiedzenia oraz nowości, które planowałem tu zamieścić. Na początek sprostowania. 

Czujnik WearLink 
Pierwszym tematem wymagającym sprostowania jest kwestia opaski mierzącej puls. Szczęśliwie znalazł się ktoś, kto potrafił wyjaśnić, dlaczego należy odłączać obydwie elektrody od czujnika EKG. Tym kimś jest _Mirek. Oto treść jego wypowiedzi, zaczerpnięta z jednego z forów biegackich: „Układ ten nie pracuje na zasadzie pomiaru oporności, lecz na zasadzie pomiaru zmian napięcia (między 40 mV a 90 mV ) więc zwarcie końcówek nie powoduje większego zużycia baterii, zwiększone zużycie jest związane z tym że jeśli czujnik wykryje sygnał EKG między elektrodami to włącza układ nadajnika sygnału dla zegarka, a ten jest dość energożerny. Natomiast odłączanie elektrod jest wskazane, gdyż na suchym pasku łatwo wytworzyć ładunek elektrostatyczny, a jego wartość jest bardzo wysoka i w przypadku podania tak wysokiego napięcia na styki czujnika może spowodować uszkodzenie jego elektroniki.” A jak już jesteśmy przy czujniku pulsu Wearlink, to kolejne miesiące doświadczeń przyniosły dodatkowe wnioski, którymi warto się podzielić. Otóż zdarzało mi się, że po zapięciu paska puls jest wykrywany i stoi w miejscu – jakby się zwiesza. Gdy po raz pierwszy trafiłem na taką sytuację, stwierdziłem, że chyba czas na reset albo nawet serwis. Ja na wszelki wypadek wybrałem najpierw opcje mniej inwazyjne: zmieniłem baterię w czujniku na zupełnie nową. Oczywiście to nie pomogło. Sięgnąłem więc do instrukcji i „wyczarowałem” reset. Tu warto powiedzieć jak robimy taki reset, bo na forach jest to dość częste pytanie: cztery zewnętrzne przyciski jednocześnie przytrzymujemy aż zapali nam się cały wyświetlacz (tzw. ekran kontrolny). Restart przebiegł więc szybko i bezboleśnie. Tyle, że reset nie jest tak do końca resetem. Okazuje się, że dane personalne nadal są przechowywane! Jeśli więc ktoś sprzedaje swojego polarka i nie chce aby takie dane jak waga, wiek itp. dostały się w cudze ręce, dane te musi ręcznie zmienić. A ponieważ restart nie przywraca wszystkich ustawień fabrycznych, to jak łatwo się domyśleć, restart mi za wiele nie dał. Problem więc pozostał. Oczywiście objawy nie były permanentne – pojawiały się tylko czasami. Sprawa więc się nieco komplikowała, choć z drugiej strony zaświtała mi myśl pełna nadziei: jeżeli raz działa a raz nie to może ja gdzieś robię jakiś błąd?! Tak więc obrałem nowy kierunek poszukiwań źródła moich problemów. Analizowałem każdy z moich treningów, aby wychwycić każdy szczegół: jak zakładam, kiedy, gdzie się poruszam, kiedy pojawia się problem itd. I w końcu znalazłem! Zaskoczenie było wielkie, bo rozwiązanie jak zwykle leżało tuż przed nosem: elektrody należy solidnie zmoczyć pod wodą bieżącą! Tak! Tylko tyle. Nawet teraz zdarza mi się, że gdy pasek za wcześnie włożę i do czasu wyjścia z domu nie wykonuję ćwiczeń wymagających mojego wysiłku (gdzie pot z reguły uzupełnia wilgotność elektrod paska), to pulsometr potrafi zgubić sygnał z paska. Moczę wtedy elektrody jeszcze raz solidnie i problem znika jak ręką odjął. Tak więc nie bójmy się pełnego strumienia wody kierować na elektrody – na pewno to im nie zaszkodzi, a nam zapewni bezproblemową pracę urządzenia. 

Koperta zegarka 
W poprzednim artykule miałem wątpliwości co do sposobu mocowania paska zegarka do koperty. Obawiałem się, że gdy pasek będzie do wymiany, to będzie to kosztowna sprawa. Minęło jednak kilka kolejnych miesięcy a pasek nadal wygląda jak nowy! Trzeba przyznać, że wykonany jest z bardzo dobrych materiałów. Dodam tylko, że zegarek ten noszę częściej niż jakikolwiek inny, więc jest przeze mnie eksploatowany dość dobrze, a mimo tego nadal nie nosi znamion użytkowania. Duży plus za jakoś materiałów, z jakich został wykonany. 

Kalibracja S1 
W poprzednim artykule opisywałem czujnik S1, który odpowiada za pomiar odległości, tempa itp. Zaznaczyłem, że największą bolączką jest wykalibrowanie tego systemu, aby wskazania były satysfakcjonujące. Po wielu miesiącach zabawy z tym czujnikiem znalazłem źródło tak wielu problemów związanych z kalibracją. Większość korzysta z manualnego kalibrowania czujnika S1 i właśnie ci są wystawieni na problem, który wygląda następująco: wyznaczamy znany dystans, przebiegamy go, zapisujemy odległość jaką wskazał zegarek i te dane wprowadzają do wzoru, który znajduje się w instrukcji obsługi RS200sd. Oto jaki zamieszczono wzór w instrukcji (troszeczkę inaczej zapisany, aby lepiej się czytało!):
Niestety nigdzie nie jest napisane (ani w instrukcji, ani nigdzie w Internecie), że wzór ten działa tylko wtedy gdy przy wyznaczaniu naszego nowego współczynnika w zegarku wpisany jest współczynnik równy dokładnie 1. Tak jest tylko wtedy gdy sprzęt jest nowy lub po resecie ewentualnie po wymianie baterii, bo już po pierwszej kalibracji jest różny od 1 (przecież na tym polega kalibracja!). Wtedy oczywiście sprawdzamy, że nasze urządzenie nadal nie wskazuje wystarczająco dokłanie i dokonujemy kalibracji jeszcze raz (każdy chce dążyć do doskonałości). Podstawiamy nasze dane do wzoru, wpisujemy nowy współczynniki i wtedy okazuje się, że nasz sprzęt liczy jeszcze gorzej! No to jeszcze raz kalibracja i nadal coś nie tak, choć już inaczej liczy. I w ten sposób wpadamy w wir błędnych kalibracji. Wszystko dlatego, że wzór podany przez Polara działa tylko dla współczynnika równego 1 (czyli przypadek szczególny)! Usiadłem więc i zacząłem liczyć po swojemu. Doszedłem dość szybko do następującego wzoru, którego jeszcze nikt nie opublikował (uwaga! To jest światowa premiera!): Jeśli więc zastosujemy taki wzór wyliczenia nowego współczynnika możemy być pewni, że kalibracja uda się w pierwszym podejściu i do tego będzie bardzo dokładna. Dla przykładu: mój zegarek wskazuje odległość z błędem na poziomie 0,3%. Wiem, że można to jeszcze podkręcić, ale na razie nie mam okazji pobiegać na stadionie lub innym miejscu, gdzie odległość jest zmierzona z bardzo dużą dokładnością. Jednak przypomnę, że dokładność mojego zegarka to jedynie 15m różnicy na dystansie 5km! Jak dla mnie, to już nie ma o co się bić :)


Komunikacja z komputerem 
Kolejne miesiące użytkowania Polara RS200sd sprawiły, że zmieniłem zdanie o sposobie i jakości komunikacji z komputerem. Przypomnę, że w przypadku tego zegarka odbywa się to tak, że zegarek wydaje dźwięki (coś jakby troszkę modem) a komputer przy pomocy mikrofonu zbiera te informacje i przetwarza. Takie rozwiązanie ma bardzo wiele wad. Na przykład jeżeli nasze otoczenie to ciche pomieszczenie to błędy zdarzają się rzadko. Jeżeli natomiast w domu nie jesteśmy sami, lub za oknem słychać szum miasta, to już nie jest tak kolorowo. Wtedy trzeba nieco wprawy i doświadczenia aby udało się te dane wysłać do komputera bezbłędnie - wymaga to już jednak anielskiej cierpliwości. Jako ciekawostkę podam jeszcze, że niedawno zmieniłem notebooka na nowszy. Taka zmiana wprowadza także naukę od początku jeśli chodzi o wysyłanie danych do komputera. Inny mikrofon, inna czułość itd. Pierwsze dwa tygodnie miałem ochotę rozszarpać Polara. Teraz jest już ok, ale sposobów trzeba szukać aktywnie, np.:
  • inny kąt ustawiania zegarka względem mikrofonu
  • w moim przypadku zegarek MUSI być na ręku,
  • odpowiednie ustawienie czułości mikrofonu w systemie (w notebooku),
  • inna odległość zegarka od mikrofonu,
  • itd.

Konfiguracja ekranu 
I na koniec sprostowań, chciałbym chwilę poświęcić jeszcze na konfigurowanie wyglądu ekranów w trybu treningu. Wspominałem, że jest pełna możliwość ich konfigurowania. Nie jest to jednak do końca prawdą.Do dyspozycji mamy następujące ekrany:
  • Heart Rate
  • Stopwatch
  • LapTime
  • Pace
  • Distance
Każdy z ekranów ma 3 linie i na każdej z linii widzimy co innego. Teoretycznie możemy decydować o tym co widzimy w poszczególnych liniach. W praktyce dotyczy to tylko linii pierwszej i drugiej (licząc od góry). Dolna jest „przymocowana” do ekranu na stałe. Wprowadza to pewne ograniczenia, choć w praktyce mocno nie przeszkadza. Warto jednak o tym wiedzieć. Podczas przeglądania tych ekranów w trakcie treningu można natknąć się jedną z funkcji, którą Polar nazwał ZOOM. Uruchamia się przyciskiem „Down” poprzez wciśnięcie i przytrzymanie. Wtedy środkowa linia jest powiększana dwukrotnie, a co za tym idzie przykrywa pierwszą linię, tak że jej nie widać. Jeżeli ktoś nie jest zaznajomiony z tą funkcją, to może napotkać pewne trudności z konfigurowaniem niektórych ekranów – to co zdefiniuje w linii pierwszej może być nie wyświetlane. Trudno jednak odmówić tej funkcji zalet. To przede wszystkim możliwość takiego skonfigurowania ekranów, aby nie było trudności z czytaniem w trudniejszych warunkach oświetleniowych (pomimo podświetlenia). Co ciekawsze funkcja ZOOM działa niezależnie dla każdego z pięciu ekranów! To daje nam szerokie pole do popisu a co ważniejsze większą elastyczność. Tu rzeczywiście każdemu można dogodzić :) I to na tyle, jeśli chodzi o uzupełnienie poprzedniego artykułu. Czas przejść do nowych tematów.

Budziki 
Temat zgoła wygląda banalnie. Jednak gdy się przyjrzymy tej funkcjonalności w RS200sd, okaże się, że mamy tu tak dużą swobodę programowania budzików, że ja osobiście zrezygnowałem z noszenia zegarka Casio. Zacznijmy od standardowego budzika (Alarm). Pierwszą innowacją, którą przyjąłem z radością, to możliwość podjęcia decyzji jak ma zachowywać się budzik na przestrzeni dni tygodnia. Możemy wybrać spośród:
  • Jednorazowo (once)
  • W dni pracujące (Mon-Fri)
  • Codziennie (Daily)
W zasadzie jak dla mnie to wystarczający wybór, zwłaszcza jeśli chodzi o zegarek noszony na ręku (aktualnie nie rozstaję się z nim :) ). Przy moim trybie pracy najchętniej korzystam z jednorazowego budzika. Jak to działa w praktyce? Tu napotkałem mały szkopuł. Dźwięk budzika jest trochę za cichy. Wynika to oczywiście z mojego twardego snu, więc jest to dla mnie realna bariera. Oczywiście można ją ominąć i to bardzo łatwo: zegarek zdejmujemy na noc z ręki i kładziemy na jakimś płaskim blacie szafki lub stolika – głośność jest wtedy kilkakrotnie większa – wystarczająca nawet dla mnie :)). Dzwoniąc zegarek mruga podświetleniem, a sygnał nasila się w miarę upływu czasu. Jak przystało na porządny zegarek ten także posiada funkcję Snooze. Standardowo ustawia się na 10 minut (nie ma możliwości zmiany tej wartości). Osobiście wyczekałem 6 Snooze’ów i nadal zegarek był chętny do korzystania z tej funkcji – czyli super. Ale teraz przejdźmy do wad. Pierwszą już wymieniłem: nieco za cichy. Jest jednak inna dużo poważniejsza: po minucie, alarm się całkowicie wyłącza. Oznacza to, że jeżeli mnie nie dobudzi za pierwszym razem, to uznaje, że nie warto próbować ponownie. Wolałbym aby automatycznie przechodził do trybu Snooze – zawsze miałbym wtedy większą szansę na pobudkę. Ciekawym dodatkiem do tych alarmów jest tzw. Event. To dodatkowa funkcja, która pozwala mobilizować nasze siły na nadchodzące starty lub inne zdarzenia. Dla przykładu 7.06.2008 odbywa się druga część Pucharu Maratonu Warszawskiego. Ustawiam więc datę i nazwę zdarzenia, na które tak mocno czekam i zatwierdzam. Wpisywanie nazwy zdarzenia jest niestety ograniczone tylko do ośmiu znaków. Mamy do dyspozycji jednak litery wielkie, małe, cyfry i znaki specjalne – czyli nie tak najgorzej. Po ustawieniu Event’u zamiast ikonki biegacza pojawia się nazwa naszego zdarzenia oraz ilość dni jaka pozostała. Jak na mnie to nie działa to może zbyt motywująco, ale za to doskonale przypomina mi ile jeszcze dni zostało. Po kilku dniach zaczynam żyć tym co nadejdzie… Może jednak mnie to trochę motywuje?...

Zmiana logo 
Jak już jesteśmy przy wyświetlaczu to można opowiedzieć o ciekawej, choć niezbyt wygodnej funkcji: zmiana logo. Standardowo wyświetla się biegacz i coś za nim jakby jakiś tuman kurzu – co to jest dokładnie pewnie nikt nie wie, ale wygląda ciekawie. Logo to jest przykrywane, jeżeli korzystamy w funkcji Event. Jak zmienić logo? Tu nawet teoria nie jest zbyt banalna. Na początku musimy postarać się o program, który pozwoli nam przetransferować nowe logo do zegarka. Ten program to Polar UpLink Tool (aktualnie v.1.60). Program instaluje się bez problemów i bardzo prosto. Po zainstalowaniu pyta czy uruchomić program. Na początku uruchamia się okienko, w którym musimy wybrać typ urządzenia jaki posiadamy. Jeżeli posiadamy RS200sd to wybieramy po prostu RS200 i klikamy strzałeczkę, aby otworzyć właściwy program. Tu okazuje się, że program ten może się przydać nie tylko do wgrania loga. Można przy jego pomocy wrzucić następujące informacje do zegarka:
  • ustawienia czasów i budzików
  • ustawienia biegającego (czyli waga, wzrost, wiek np.)
  • oraz oczywiście logo.
Wróćmy na sekundę do ustawień budzików, gdzie mamy między innymi możliwość ustawienia Event’u. Przy pomocy tego programu możemy wprowadzić wraz z ustawieniami czasu także Event. Pierwsza zaleta, to łatwiejsze wprowadzenie opisu i możliwość wprowadzenia opisu 10-znakowego. Niestety w praktyce i tak zegarek przyjmie tylko 8 znaków. Jest to więc pewna nieścisłość, która może czasami rozzłościć. Jeżeli zamierzamy przy pomocy tego programu aktualizować czas w zegarku, to trzeba zwrócić uwagę na kolejną wadę: czas przesyłany do zegarka jest w trybie 12-godzinnym i nawet jeżeli do tej pory mieliśmy 24-godzinny, to system przestawi nam na tryb 12-godzinny. Po wysłaniu danych należy więc ręcznie zmodyfikować czas na 24-godzinny. Wrzucenie danych osobowych jest dość ciekawym elementem tego programu, choć te rzeczy ustawia się w zasadzie raz a potem tylko czasami modyfikuje, np. wagę lub HRmax (chociaż to potrafi zegarek robić samodzielnie – o tym jednak nieco później). Ta funkcjonalność mnie więc nie przekonała. Przechodzimy do meritum: transfer loga. Program instaluje się z paroma logami, które możemy od ręki wykorzystać. Wystarczy użyć w programie ikonki Open(lub Otwórz) i program automatycznie ustawia się w katalogu gdzie możemy odnaleźć loga między innymi do naszego RS200 (posegregowane w katalogach). Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, aby skorzystać z innych, tyle że należy spodziewać się, że będą nieco mniejsze – logo wtedy nie wygląda już tak estetycznie. Program pozwala także narysować swoje własne logo. To dość ciekawe rozwiązanie, choć może niezbyt wygodne i czasochłonne. Jednak dla kogoś z zacięciem pikselowym jest to super alternatywa. No i przyszedł czas na import naszego loga (lub ustawień) do zegarka. Tu czytamy w instrukcji zamieszczonej na stronach Polara, że zegarek powinien być w odległości np. 10 cm od głośników. Moje testy pokazały, że rzeczywiście jest to najbardziej optymalna odległość. Jeżeli jest za daleko, to widać, że zegarek nie odbiera emitowanych sygnałów. Jeżeli za blisko, to widać, że „słyszy” sygnały, ale na koniec transmisji nic się nie dzieje. Transmisja jest udana, gdy zobaczymy komunikat „Receive OK”. Podobnie jak z wysyłaniem danych do komputera, tak i tutaj trzeba troszkę poćwiczyć, bo jak każdy wie: trening czyni mistrza!

Zegarek 
Tak, zegarek wymaga jeszcze małego omówienia. Wszystko dlatego, że ma możliwość ustawiania drugiej strefy czasowej. I ta druga strefa czasowa jest czasami powodem małych nieporozumień. Gdy ustawimy pierwszą i drugą strefę jako tę samą godzinę, to czasami borykamy się z małą dwójką na wyświetlaczu po prawej stronie dolnego ekranu. Skąd ona się bierze? To jest właśnie informacja, że wyświetlana jest godzina z drugiej strefy czasowej. Aby przełączyć się znowu na pierwszą strefę czasową wystarczy przycisnąć przycisk „Down” i przytrzymać go. Gdy strefa czasowa druga jest ustawiona jako inna godzina i nie zwrócimy uwagi na to, że właśnie ją oglądamy (mała dwójka na dole ekranu po prawej stronie), to możemy wtedy nieco pomylić godziny – np. o kilka godzin :))). Polecam więc pilnowanie tego, bo jak się nosi zegarek, strefa czasowa może przełączyć się nam przez przypadkowe przyciśnięcie przycisku.

Blokowanie klawiatury 
No właśnie! Wielu narzeka, że przyciski te są tak rozmieszczone, że czasami dochodzi do przypadkowego przełączania zegarka (w zależności co nam się naklika). Polar postarał się aby twardość wciskanych przycisków była wystarczająco duża, ale z moich doświadczeń wynika, że niezależnie od tej twardości, zawsze może dojść do przypadkowego wciśnięcia (nawet przycisku RED!). Polar pomyślał więc jeszcze o blokowaniu klawiatury! Nie jest to może nic wielkiego, ale ile zegarków oferuje taką funkcję? Blokowanie klawiatury zabezpiecza przed przypadkowym wciskaniem przycisków. Dla tych, którym się to więc często zdarza, jest to idealne rozwiązanie. Odblokować klawiaturę możemy przyciskiem oświetlenia przytrzymując go. Blokowanie klawiatury wymaga jednego przyciśnięcia więcej, mimo to uważam, że jest wygodna i łatwa, a tym samym godna polecenia.

Fitness Test 
Tę funkcję pokochało wielu biegaczy. Głównie dlatego, że wykonanie takiego testu jest banalnie proste, wbrew nazwie, która sugeruje duży wysiłek podczas testu. Fitness Test polega jedynie na nieruszaniu się przez 3 minuty – najlepiej w pozycji leżącej. Na koniec zegarek nas informuj o wynikach tego testu. Jeżeli ten test jest więc tak prosty, to warto się jemu przyjrzeć jeszcze bardziej. Otóż dzięki tej funkcji możemy wyznaczyć dwie wartości: HRmax oraz OwnIndex. Tak jak ta pierwsza wartość jeszcze coś mówi większości biegaczom, tak ta druga w zasadzie nie wiele. Dopiero gdy zajrzymy do instrukcji urządzenia możemy się przekonać, jak wielkie znaczenia ma śledzenie zmian współczynnika OwnIndex. Przedstawię więc kilka powodów, dla których warto się zainteresować wyznaczeniem tych dwóch współczynników:
  • Po pierwsze: dzięki obserwowaniu swojego pulsu możesz śledzić swoje postępy. Wiadomym jest, że im bardziej się wybiegamy, tym bardziej średnia pulsu przy tej samej intensywności treningów będzie niższa. To jest dla nas sygnał, że forma idzie w górę.
  • Po drugie: rodzaje treningów są podzielone między innymi ze względu na zakres pulsu w jakim się poruszamy (mówi się głównie o trzech zakresach, chociaż w Polarze jest to pięć zakresów). Zakresy te wyznaczane są na podstawie właśnie HRmax. Współczynnik ten więc jest istotny.
  • Po trzecie: dzięki określeniu poszczególnych zakresów, wiemy czy się nie przetrenowujemy – czy nie za szybko biegniemy jak na założony trening.
  • Po czwarte: obserwacja zmian naszego średniego pulsu może być sygnałem kiedy powinniśmy zrobić sobie przerwę w bieganiu (odpoczynek międzytreningowy) – a wiadomym jest, że wychwycenie tego momentu jest dość kluczowe dla naszego organizmu i wyników treningu.
  • I po piąte: śledzenie zmian OwnIndex pozwala nam na badanie postępów naszej formy oraz pozwala szybko wyznaczać aktualny HRmax (to w zasadzie oblicza już za nas zegarek).
W tym miejscu należy zaznaczyć, że HRmax warto wyznaczać przynajmniej raz na 2 tygodnie. Wynika to ze specyfiki zmian tego współczynnika. Zależy on od wielu czynników: wiek, płeć, waga, forma, wydolność tlenowa itd. Fachowcy pewnie mieliby więcej do powiedzenia w tym temacie. Nie zawracajmy jednak im teraz głowy – skupmy się na amatorskich zastosowaniach. Co warto wiedzieć? Na przykład to, że wraz ze zdobywaniem formy, nasze HRmax będzie się zmniejszało – oczywiście w określonym zakresie. Dla przykładu: gdy zaczynałem biegać moje HRmax przekraczało wartość nawet 190! Obecnie (po prawie roku ćwiczeń, z 4-miesięczną przerwą na kontuzje) Fitness Test wyznacza go na poziomie 181! Czyli wbrew obiegowym opiniom na forach posiadanie mniejszego HRmax a nie większego jest korzystniejsze! Co to zmienia? Oprócz odczuwalnej formy, zmieniają się pewne techniczne aspekty biegania z zegarkiem Polara. Zakresy pulsu, według których biegamy, wyznaczane są na podstawie zakresów określonych w procentach wartości HRmax. Gdy zmienia się nam HRmax, to jednocześnie zmieniają się nam lekko zakresy pulsu. Dzięki temu możemy lepiej nie tylko kontrolować nasz trening, a także lepiej dopasować się treningiem do naszej aktualnej formy. Fitness Test jednak należy zaliczyć do bardzo amatorskiego pomiaru. Ponadto posiada kilka ograniczeń, które warto wyszczególnić, a które to będą miały wpływ na wyniki naszego testu:
  • Test wykonujemy o jednakowej porze (np. zawsze wieczorem lub zawsze rano), oraz w jednakowej kondycji fizycznej i psychicznej (stres!),
  • Nie wykonujemy testu po wysiłku (zaleca się zrobić sobie przynajmniej jeden dzień przerwy, przed takim testem),
  • Nie wykonuj testu po dużym lub ciężkim jedzeniu,
  • Warto zadbać aby podczas testu nie rozpraszało nas nic i nikt,
  • Zadbajmy o to, aby leżeć (lub siedzieć) na tyle wygodnie, aby nie było potrzeby poprawiać się podczas testu – podczas testu nie ruszamy się w ogóle!
  • Przed rozpoczęciem testu poleżmy sobie około 3-5 minut, tak aby wyciszyć nasz organizm i przekonać się, że leżymy wystarczająco wygodnie.
  • Przed pierwszym wpisem naszych wyników do zegarka zróbmy sobie 3-4 pomiary (co kilka dni) – przekonasz się wtedy, czy pomiary są zbliżone – co potwierdza poprawność wykonywanego testu.
A co z tym współczynnikiem OwnIndex? Instrukcja mówi o tym, że tę wartość można porównywać z dobrze znanym parametrem VO2max. W zasadzie jest to na tyle zgrubne porównanie, że Polar przygotował swoją tabelę, która pozwala sprawdzić naszą formę w zależności od naszego wieku, płci i współczynnika OwnIndex. Osobiście odniosłem wrażenie, że to taki trochę chwyt marketingowy, aniżeli techniczna nowinka. Więcej mogliby się wypowiedzieć na pewno fachowcy. 

Programowanie treningów 
Pierwotnie spodziewałem się tutaj napisać całkiem wielki poemat. Niestety poematu nie będzie. Tak, te złowieszcze wiadomości mogą powiedzieć już tylko jedno: to jest najsłabszy punkt tego zegarka. I nie dlatego, że jego możliwości są żadne, ale dlatego, że po tym urządzeniu spodziewałem się zdecydowanie więcej. Najwięcej nadziei wzbudził we mnie fragment dotyczący treningu interwałowego. Ale może zacznijmy od początku. Teoretycznie Polar RS200sd posiada 4 predefiniowane treningi: Free, Basic, Interval oraz OwnZone. Prawie każdy z nich można modyfikować. Dlaczego prawie? Bo w zasadzie w treningu Free nie da się nic zmodyfikować. Dodatkowo zegarek pozwala zdefiniować swoje własne treningi. To rzeczywiście pobudza wyobraźnię. W praktyce jednak nie jest to już tak kolorowe. Zacznę od omówienia każdego z tych predefiniowanych treningów

Trening Free – Nie ma określonego dystansu, jaki mamy pokonać, ani zakresu pulsu w jakim powinniśmy się poruszać czy też tempa w jakim ma być wykonany trening. Nie jest ograniczony także czasowo. Po prostu biegniemy, a zegarek śledzi nasze poczynania i pokazuje aktualne parametry naszego biegu. Koniec treningu następuje tylko wtedy gdy my tego chcemy. Mamy więc bardzo prosty (dlaczego właśnie ten nie nazywa się Basic???), żeby nie powiedzieć freestyle’owy typ treningu. Osobiście muszę przyznać, że ten mi odpowiada najbardziej i z niego korzystam najchętniej. Może dlatego, że nie jest tak banalny na jaki wygląda. Otóż można w nim uruchomić funkcję, którą nazwano ZoneLock. Polega ona na tym, że możemy wymusić w tym programie treningowym pilnowanie, aby nasz puls był utrzymany w zadanym zakresie. Wykonuje się to w sposób następujący: gdy nasz puls jest już w zadanej strefie (np. Z3) to przyciskami i przytrzymujemy czerwony przycisk (Red). Wtedy zegarek będzie informował nas o tym, gdy będziemy wychodzić z zadanego zakresu pulsu przy pomocy dźwięku i podświetlenia (w zależności od tego jak sobie skonfigurujemy zegarek). Takie rozwiązanie sprawia, że nasz trening możemy modyfikować na bieżąco – tak jak jest nam wygodnie i na ile się czujemy w formie. 

Trening Basic – Jak dla mnie, to jest to drugi i ostatni z możliwych treningów dostępnych w tym zegarku. Pozwala wprawdzie zaprogramować dość dokładnie trzy strefy treningowe, ale nie tak dobrze jak bym tego chciał. Na początku wybieramy ile stref treningowych chcemy umieścić w treningu – do wyboru mamy zaledwie 3. Celowo używam słowa „zaledwie”, bo czytając fora, biegacze mają zdecydowanie większe potrzeby. Załóżmy, że wybieramy obecność 3-ech stref treningowych. Następnie określamy czy nasze strefy będą oparte na tempie czy też na zakresach pulsu. I tu jest pierwsza wada tego programowania. Gdy już wybierzemy, że biegamy pierwszą strefę w oparciu o tempo, to pozostałe strefy także musimy biegać w oparciu o tempo. Nie ma takiej możliwości, aby dwie strefy biegać w oparciu o tempo, a trzecią jako schłodzenie w oparciu o puls (np. aby dojść do zakresu pierwszego). Gdy dokonamy już wyboru, zegarek wtedy pyta nas o stosowne zakresy. Jeżeli biegniemy w oparciu o puls, to zapyta nas o zakres (od Z1 do Z5) w jakim chcemy daną strefę treningową pokonać. Jeżeli natomiast biegniemy w oparciu o tempo, zapyta nas o górną i dolną wartość tempa, w jakim chcemy utrzymać nasz bieg (np. od 5:00 do 6:00 min/km). Wtedy przechodzimy do kolejnego wyboru: czy biegniemy w danej strefie w oparciu o czas czy w oparciu o dystans (do tego jest konieczny czujnik S1). Oczywiście wybór dokonany w pierwszej strefie treningowej zmusza nas do kontynuacji naszego wyboru w dalszych strefach treningowych. Czyli tu również nie ma możliwości zaprogramowania treningu w taki sposób, aby najpierw pokonać 10km a potem przejść do 15-minutowego schłodzenia. Dość szybko więc można się przekonać, że programowanie treningów jest dość drętwe (jeśli wypada użyć takiego sformułowania). Po zaprogramowaniu pierwszej strefy treningowej zegarek przechodzi do kolejnych nie zadając już pytań, które zadawał przy pierwszej – teraz pyta już tylko o liczby. Poniżej przykłady takiego treningu, zaczerpnięte z oryginalnej instrukcji Polara:

A co się dzieje podczas treningu, gdy program dojdzie do końca? W zasadzie nic: program jest ZAWSZE zapętlony, więc zaczyna wszystko od początku. Oczywiście informuje nas o zmianie strefy treningu, ale tego końca musimy pilnować, jeżeli chcemy zakończyć zgodnie z planem. Inaczej program idzie od samego początku i tak w kółko (po 13-nastu powtórzeniach zwątpiłem!). Zgoła wygląda więc to prosto i banalnie. Należy jednak pamiętać, że w tym przypadku prostota niesie za sobą brak elastyczności. A to może Wymagających nieco zaboleć. 

Trening Interval – Brzmi to cudnie i bardzo obiecująco, ale to nic innego jak tylko trening Basic – tyle, że nazywa się inaczej. Tak! Można się oburzyć i spierać, ale takie są fakty. Ten trening nie ma nic innego niż Basic. Oczywiście polska instrukcja mówi o tym, że działa inaczej, jest to jednak wyłącznie wynik nieudolnego tłumaczenia oryginału. Spolszczenie bowiem sugeruje, że ten program trwa 4 razy (wszystkie fazy) a potem się kończy. Sprawdziłem: jest tak jak w programie Basic - powtarza się bez końca – to my musimy podjąć decyzję kiedy kończymy trening. 

Trening OwnZone – To w zasadzie nawet nie bardzo wiem do czego wykorzystać. Tak samo jak nie bardzo wiem, po co wyznaczać tę OwnZone. Ten typ treningu jest więc kompletnie dla mnie obcym pojęciem. Można tu wprawdzie ustawić czas jaki mamy biegać (zalecane 45min) lub dystans, ale co to ma na celu, to nawet oryginalna instrukcja obsługi nie mówi. Dla mnie jest więc nieprzydatny ten typ treningu - podobnie jak Interval. I w ten oto sposób zostajemy w zasadzie z dwoma typami treningu. To niestety jak na ten sprzęt brzmi dość ubogo. Dla mnie to i tak wystarcza sam typ treningu Free, jednak wielu biegaczy lubi mieć do dyspozycji coś więcej. Pokuszę się więc o stwierdzenie, że ten fragment sprzętu jest jego piętą achillesową. Wprawdzie użytkownik może wprowadzić jeszcze kilka swoich treningów, ale wszystkie muszą być oparte na technice znanej już z treningu Basic. 

Pamięć 
A to z kolei jest coś, czym Polar może się szczycić. Bardzo solidnie dopracowany system zapamiętywania treningów. To był pierwszy mój sprzęt, który potrafił zapamiętać więcej niż jeden trening. Pamięć również należy do tych nieulotnych – w innych pulsometrach wystarczyła chwila nieuwagi, aby skasować sobie parametry treningu. Polar RS200sd posiada możliwość zapamiętania 16 treningów. Co więcej: ich przeglądanie jest tak intuicyjne, że bez instrukcji każdy ma szansę przejrzeć parametry każdego z zapisanych treningów. W tym momencie należy jednak wspomnieć o małym ograniczeniu, którego w zasadzie ominąć się nie da: ćwiczenie/trening, który trwa krócej niż 1 minuta nie jest zapisywany w pamięci urządzenia. Ale to nie wszystko, co potrafi przechować nasz zegarek. W pamięci trzyma historię pomiarów OwnIndex, sumaryczne podsumowanie naszych treningów oraz tygodniowe zestawienia. Zamiast to omawiać najlepiej będzie to pokazać na przykładzie:


Listing nr 1
--------------- FOLLOW-UP DATA ------------- Decoding date : 17.01.2008 --------------- OwnIndex history ------------- OwnIndex : 48 (date 27.11.2007) OwnIndex : 47 (date 27.11.2007) OwnIndex : 39 (date 04.12.2007) OwnIndex : 39 (date 09.12.2007) OwnIndex : 47 (date 27.11.2007) OwnIndex : 47 (date 27.11.2007) OwnIndex : 47 (date 27.11.2007) OwnIndex : 47 (date 27.11.2007) OwnIndex : 47 (date 27.11.2007) OwnIndex : 47 (date 27.11.2007) OwnIndex : 47 (date 27.11.2007) OwnIndex : 47 (date 27.11.2007) OwnIndex : 47 (date 27.11.2007) OwnIndex : 47 (date 27.11.2007) OwnIndex : 47 (date 27.11.2007) OwnIndex : 47 (date 27.11.2007) --------------- Totals ------------- Total sessions : 21 (recorded since 26.11.2007) Total distance : 39.1 km (recorded since 26.11.2007) Total calories : 11171.0 kcal (recorded since 26.11.2007) Total duration : 12:59:32.0 (recorded since 26.11.2007) All time SonicLink use : 111 All time session recordings: 371 All time sessions with pod : 16 All time tests performed : 46 --------------- Weekly summaries ------------- Week number : 1 Total duration : 0:31:07.0 Total distance : 4.22 km Total calories : 425.0 kcal Total sessions : 1 Sport zone 1 on this zone : 0:00:11.0 Sport zone 2 on this zone : 0:05:55.0 Sport zone 3 on this zone : 0:21:58.0 Sport zone 4 on this zone : 0:03:03.0 Sport zone 5 on this zone : 0:00:00.0 --------------- ------------- Week number : 2 Total duration : 0:25:15.0 Total distance : 4.00 km Total calories : 391.0 kcal Total sessions : 1 Sport zone 1 on this zone : 0:00:06.0 Sport zone 2 on this zone : 0:00:34.0 Sport zone 3 on this zone : 0:05:43.0 Sport zone 4 on this zone : 0:18:51.0 Sport zone 5 on this zone : 0:00:00.0 --------------- ------------- Week number : 3 Total duration : 3:35:21.0 Total distance : 0.00 km Total calories : 7.0 kcal Total sessions : 4 Sport zone 1 on this zone : 0:00:05.0 Sport zone 2 on this zone : 0:00:30.0 Sport zone 3 on this zone : 0:00:00.0 Sport zone 4 on this zone : 0:00:06.0 Sport zone 5 on this zone : 0:00:00.0 --------------- ------------- Week number : 4 Total duration : 2:16:57.0 Total distance : 0.00 km Total calories : 0.0 kcal Total sessions : 4 Sport zone 1 on this zone : 0:00:00.0 Sport zone 2 on this zone : 0:00:00.0 Sport zone 3 on this zone : 0:00:00.0 Sport zone 4 on this zone : 0:00:00.0 Sport zone 5 on this zone : 0:00:00.0 --------------- ------------- Week number : 5 Total duration : 2:31:18.0 Total distance : 0.00 km Total calories : 0.0 kcal Total sessions : 3 Sport zone 1 on this zone : 0:00:00.0 Sport zone 2 on this zone : 0:00:00.0 Sport zone 3 on this zone : 0:00:00.0 Sport zone 4 on this zone : 0:00:00.0 Sport zone 5 on this zone : 0:00:00.0 --------------- ------------- Week number : 6 Total duration : 1:23:36.0 Total distance : 0.00 km Total calories : 0.0 kcal Total sessions : 1 Sport zone 1 on this zone : 0:00:00.0 Sport zone 2 on this zone : 0:00:00.0 Sport zone 3 on this zone : 0:00:00.0 Sport zone 4 on this zone : 0:00:00.0 Sport zone 5 on this zone : 0:00:00.0 --------------- ------------- Week number : 7 Total duration : 0:00:00.0 Total distance : 0.00 km Total calories : 0.0 kcal Total sessions : 0 Sport zone 1 on this zone : 0:00:00.0 Sport zone 2 on this zone : 0:00:00.0 Sport zone 3 on this zone : 0:00:00.0 Sport zone 4 on this zone : 0:00:00.0 Sport zone 5 on this zone : 0:00:00.0 --------------- ------------- Week number : 8 Total duration : 0:00:00.0 Total distance : 0.00 km Total calories : 0.0 kcal Total sessions : 0 Sport zone 1 on this zone : 0:00:00.0 Sport zone 2 on this zone : 0:00:00.0 Sport zone 3 on this zone : 0:00:00.0 Sport zone 4 on this zone : 0:00:00.0 Sport zone 5 on this zone : 0:00:00.0 --------------- ------------- Week number : 9 Total duration : 3:10:53.0 Total distance : 0.00 km Total calories : 2.0 kcal Total sessions : 3 Sport zone 1 on this zone : 0:00:22.0 Sport zone 2 on this zone : 0:00:00.0 Sport zone 3 on this zone : 0:00:00.0 Sport zone 4 on this zone : 0:00:00.0 Sport zone 5 on this zone : 0:00:00.0 --------------- ------------- Week number : 10 Total duration : 0:00:00.0 Total distance : 0.00 km Total calories : 0.0 kcal Total sessions : 0 Sport zone 1 on this zone : 0:00:00.0 Sport zone 2 on this zone : 0:00:00.0 Sport zone 3 on this zone : 0:00:00.0 Sport zone 4 on this zone : 0:00:00.0 Sport zone 5 on this zone : 0:00:00.0 --------------- ------------- Week number : 11 Total duration : 4:25:58.0 Total distance : 0.00 km Total calories : 3588.0 kcal Total sessions : 6 Sport zone 1 on this zone : 0:00:52.0 Sport zone 2 on this zone : 0:03:51.0 Sport zone 3 on this zone : 1:56:12.0 Sport zone 4 on this zone : 1:45:49.0 Sport zone 5 on this zone : 0:03:01.0 --------------- ------------- Week number : 12 Total duration : 3:28:14.0 Total distance : 0.00 km Total calories : 3145.0 kcal Total sessions : 5 Sport zone 1 on this zone : 0:01:02.0 Sport zone 2 on this zone : 0:07:54.0 Sport zone 3 on this zone : 1:50:26.0 Sport zone 4 on this zone : 1:22:02.0 Sport zone 5 on this zone : 0:06:38.0 --------------- ------------- Week number : 13 Total duration : 3:28:35.0 Total distance : 22.20 km Total calories : 2929.0 kcal Total sessions : 5 Sport zone 1 on this zone : 0:00:19.0 Sport zone 2 on this zone : 0:11:07.0 Sport zone 3 on this zone : 2:32:04.0 Sport zone 4 on this zone : 0:40:32.0 Sport zone 5 on this zone : 0:00:00.0 --------------- ------------- Week number : 14 Total duration : 0:26:33.0 Total distance : 4.34 km Total calories : 362.0 kcal Total sessions : 1 Sport zone 1 on this zone : 0:00:15.0 Sport zone 2 on this zone : 0:01:16.0 Sport zone 3 on this zone : 0:24:01.0 Sport zone 4 on this zone : 0:00:17.0 Sport zone 5 on this zone : 0:00:00.0 --------------- ------------- Week number : 15 Total duration : 0:00:00.0 Total distance : 0.00 km Total calories : 0.0 kcal Total sessions : 0 Sport zone 1 on this zone : 0:00:00.0 Sport zone 2 on this zone : 0:00:00.0 Sport zone 3 on this zone : 0:00:00.0 Sport zone 4 on this zone : 0:00:00.0 Sport zone 5 on this zone : 0:00:00.0 --------------- ------------- --------------- END OF DATA -------------


Posiadacze Polara RS200sd od razu pewnie zapytają: a jak te dane wyciągnąć z naszego zegarka? Faktem jest, że podejrzeć je można bez problemu. Wiadomo jednak, że mając te informacje w formie elektronicznej możemy sami robić zestawienia, wykresy, analizy itd. Niestety nie ma bezpośredniego dostępu do tych danych. Aby je wydobyć w tak otwartej, tekstowej wersji należy posłużyć się darmowym programem (na licencji GPL) o nazwie rs200_decoder.exe. Jest to programik, który nasłuchuje przez mikrofon (ale nie tylko!) i przetwarza te dane na formę, która jest czytelna, czyli np. plik tekstowy lub XML. Program jest sprytny, malutki i po przeczytaniu instrukcji obsługi nawet prosty :))) W takim sam sposób mamy dostęp do danych szczegółowych z naszych treningów. Wystarczy wysłać nasze ćwiczenie do nasłuchującego programu rs200_decoder.exe a on zamienia to na formę czytelną dla ludzkiego oka. Swoją drogą to także doskonała metoda na archiwizowanie naszych treningów, aby zabezpieczyć się przed ich utratą (np. przy resetowaniu urządzenia lub zmianie baterii). Poniżej przedstawiam zapis jednej z sesji treningu sprzed ponad roku w postaci pliku XML (usunąłem tylko dane personalne przy pomocy znaków ‘X’):
Listing nr 2 Listing nr 2 - <rs200_session id="Free1412200722446"> - <user> <weight>xx</weight> <height>xxx</height> <birth_date>XX.XX.XXXX</birth_date> <max_hr>197</max_hr> <vo_max>47</vo_max> <sitting_hr>54</sitting_hr> <gender>Male</gender> <activity_level>Moderate</activity_level> </user> - <session_data> <name>Free</name> <day>14</day> <month>12</month> <year>2007</year> <start_hour>22</start_hour> <start_minute>44</start_minute> <start_second>6</start_second> <has_pace_data>TRUE</has_pace_data> - <summary> <number_of_laps>11</number_of_laps> <total_distance>10380</total_distance> <max_pace>327.4</max_pace> <avg_pace>354.5</avg_pace> <best_lap>7</best_lap> <best_laptime>339.9</best_laptime> <length>3680.2</length> <avg_hr>149</avg_hr> <max_hr>167</max_hr> <max_set_hr>197</max_set_hr> <calories>871</calories> </summary> - <limiterzones> <limiter_type>0</limiter_type> - <limiterzone zoneno="1"> <limit_zone>0</limit_zone> <time_below>0.0</time_below> <time_on>0.0</time_on> <time_above>0.0</time_above> </limiterzone> - <limiterzone zoneno="2"> <limit_zone>0</limit_zone> <time_below>0.0</time_below> <time_on>0.0</time_on> <time_above>0.0</time_above> </limiterzone> - <limiterzone zoneno="3"> <limit_zone>0</limit_zone> <time_below>0.0</time_below> <time_on>0.0</time_on> <time_above>0.0</time_above> </limiterzone> - <limiterzone zoneno="4"> <limit_zone>0</limit_zone> <time_below>0.0</time_below> <time_on>0.0</time_on> <time_above>0.0</time_above> </limiterzone> </limiterzones> - <sportzones> - <sportzone zoneno="1"> <low_percent>50</low_percent> <high_percent>59</high_percent> <time_on>0.0</time_on> </sportzone> - <sportzone zoneno="2"> <low_percent>60</low_percent> <high_percent>69</high_percent> <time_on>87.0</time_on> </sportzone> - <sportzone zoneno="3"> <low_percent>70</low_percent> <high_percent>79</high_percent> <time_on>3442.0</time_on> </sportzone> - <sportzone zoneno="4"> <low_percent>80</low_percent> <high_percent>89</high_percent> <time_on>103.0</time_on> </sportzone> - <sportzone zoneno="5"> <low_percent>90</low_percent> <high_percent>99</high_percent> <time_on>0.0</time_on> </sportzone> </sportzones> - <laps> - <lap lap_no="11"> <lap_end_time>3680.2</lap_end_time> <laptime>133.4</laptime> <autolap>0</autolap> <end_hr>153</end_hr> <avg_hr>153</avg_hr> <max_hr>155</max_hr> <end_pace>338.6</end_pace> <avg_pace>347.1</avg_pace> <lap_length>380</lap_length> </lap> - <lap lap_no="10"> <lap_end_time>3546.8</lap_end_time> <laptime>357.8</laptime> <autolap>1</autolap> <end_hr>152</end_hr> <avg_hr>153</avg_hr> <max_hr>156</max_hr> <end_pace>354.9</end_pace> <avg_pace>357.0</avg_pace> <lap_length>1000</lap_length> </lap> - <lap lap_no="9"> <lap_end_time>3189.0</lap_end_time> <laptime>350.1</laptime> <autolap>1</autolap> <end_hr>155</end_hr> <avg_hr>153</avg_hr> <max_hr>157</max_hr> <end_pace>345.9</end_pace> <avg_pace>350.0</avg_pace> <lap_length>1000</lap_length> </lap> - <lap lap_no="8"> <lap_end_time>2838.9</lap_end_time> <laptime>352.2</laptime> <autolap>1</autolap> <end_hr>149</end_hr> <avg_hr>151</avg_hr> <max_hr>157</max_hr> <end_pace>345.0</end_pace> <avg_pace>352.0</avg_pace> <lap_length>1000</lap_length> </lap> - <lap lap_no="7"> <lap_end_time>2486.7</lap_end_time> <laptime>339.9</laptime> <autolap>1</autolap> <end_hr>152</end_hr> <avg_hr>153</avg_hr> <max_hr>157</max_hr> <end_pace>344.2</end_pace> <avg_pace>339.0</avg_pace> <lap_length>1000</lap_length> </lap> - <lap lap_no="6"> <lap_end_time>2146.8</lap_end_time> <laptime>344.1</laptime> <autolap>1</autolap> <end_hr>155</end_hr> <avg_hr>152</avg_hr> <max_hr>155</max_hr> <end_pace>329.2</end_pace> <avg_pace>344.0</avg_pace> <lap_length>1000</lap_length> </lap> - <lap lap_no="5"> <lap_end_time>1802.7</lap_end_time> <laptime>346.0</laptime> <autolap>1</autolap> <end_hr>151</end_hr> <avg_hr>150</avg_hr> <max_hr>154</max_hr> <end_pace>339.9</end_pace> <avg_pace>346.0</avg_pace> <lap_length>1000</lap_length> </lap> - <lap lap_no="4"> <lap_end_time>1456.7</lap_end_time> <laptime>353.9</laptime> <autolap>1</autolap> <end_hr>147</end_hr> <avg_hr>146</avg_hr> <max_hr>151</max_hr> <end_pace>333.6</end_pace> <avg_pace>353.0</avg_pace> <lap_length>1000</lap_length> </lap> - <lap lap_no="3"> <lap_end_time>1102.8</lap_end_time> <laptime>354.2</laptime> <autolap>1</autolap> <end_hr>146</end_hr> <avg_hr>145</avg_hr> <max_hr>148</max_hr> <end_pace>363.3</end_pace> <avg_pace>354.0</avg_pace> <lap_length>1000</lap_length> </lap> - <lap lap_no="2"> <lap_end_time>748.6</lap_end_time> <laptime>380.8</laptime> <autolap>1</autolap> <end_hr>141</end_hr> <avg_hr>151</avg_hr> <max_hr>155</max_hr> <end_pace>381.2</end_pace> <avg_pace>380.0</avg_pace> <lap_length>1000</lap_length> </lap> - <lap lap_no="1"> <lap_end_time>367.8</lap_end_time> <laptime>367.8</laptime> <autolap>1</autolap> <end_hr>146</end_hr> <avg_hr>139</avg_hr> <max_hr>167</max_hr> <end_pace>349.4</end_pace> <avg_pace>367.0</avg_pace> <lap_length>1000</lap_length> </lap> </laps> </session_data> </rs200_session>
Jak odnaleźć ten program w Internecie? Gdy wpiszemy jego nazwę w Google, to okaże się, że wskazuje wyłącznie na MaratonyPolskie.pl i do tego na pierwszą część tego artykułu. Nie ma jak dotrzeć do miejsca, skąd można byłoby pobrać ten program. Dlatego też, jeżeli już zapomnieliśmy o istnieniu innych wyszukiwarek, to czas na odświeżenie pamięci: http://www.yahoo.com/. Tam właśnie znajdziemy link do programu (http://sourceforge.net/projects/rs200-decoder) a także linki do forów, gdzie można znaleźć masę informacji dodatkowych na temat tego produktu. Zainteresowanych odsyłam więc do strony projektu, lub do mnie – także mogę podesłać ten program. Ok., ale co więcej możemy zrobić z takimi plikami? Oprócz tego, że możemy je sobie poczytać czy wykorzystać do archiwizacji to więcej pomysłów w zasadzie nie ma. Czyżby? W poprzednim artykule wspominam o programie SportsTracker. Nie chcę powielać pewnych treści, więc wspomnę tylko, że jest to całkiem przyzwoity program w formie dzienniczka treningowego. Jest oprogramowaniem, które powstało głównie dla sprzętów Polar, jako alternatywa dla PolarPersonalTrainer. Jest o tyle wygodny, że nie potrzebuje połączenia do Internetu, aby załadować nasze wyniki treningu. Jakość i przydatność programu oceńcie sami, oto link do strony projektu: https://www.polarpersonaltrainer.com/frontend/. Do tej chwili jest to jedyny znany mi program, który korzysta z plików generowanych przez dekodera. 

Podsumowanie 
Tę część artykułu chciałbym skrócić do granic możliwości. Dlatego odniosę się tylko do wielu postów i listów kierowanych do mnie w temacie „Czy warto kupić Polara RS200?”. Otóż sprzęt nie jest już najmłodszy technologicznie, ale podkreślić należy, że nadal niezawodny i nadal atrakcyjny dla biegacza. Dodatkowo można spodziewać się, że tego sprzętu na rynku wtórnym jest odpowiednio dużo, co sprawia, że łatwość nabycia staje się faktem. Z drugiej ręki można ten pulsometr kupić nawet poniżej 200 złotych (bez czujnika S1!). Słowem: gra jest warta świeczki!

Dodano 06.11.2011:
Przetestowałem czujnik S1 na okoliczność jeszcze innych sposób biegania, jakie mi się zdarzają i powstały nowe wnioski z tym związane. Szczegóły w poście: http://www.robsik.com/2011/11/s1-dodatkowe-testy.html

24 maja 2008

Rowerowanie - tym razem samotne

Wstałem o 3:45. Wiem, wiem – wielu myśli, że upadłem na głowę. Ale to ma swoje zalety i to duże. Wyjeżdżam wcześnie ,dziś dla przykładu o 4:40, pokonuję tak jak dziś odkładnie 50 km i o 8:30 jestem już w domu. A w domu cała rodzina jeszcze w betach! Cóż za uczucie! Mówię Wam! Dzika satysfakcja – oni jeszcze nie wstali, a ja już zwiedziłem połowę świata. I nie to, że się jakoś strasznie śpieszyłem – podczas jazdy udało mi się jeszcze zrobić prawie 50 zdjęć, zrobić dwie przerwy na posiłki i kilka krótszych na „wodopój”. Dziś podszedłem do trasy nr 1 z przewodnika Pascala. Trasa zakładała przeprawę przez Wisłę przy pomocy promu. Jednak nie udało mi się ustalić, czy prom kursuje czy nie. Zresztą większego znaczenia to nie miało, bo o tej porze i tak by nie kursował. Założenie było więc takie, że nadrobię drogi o jakieś 20km względem planowej trasy. To nie był problem, bo z trasy 30 km robiła się taka nieco solidniejsza: 50km – to było na rękę :) Pierwsza moja przygoda zaczęła się dość wcześnie bo na ok. 4 kilometrze: zwalone drzewo, które blokowało nie tylko przejazd wałem wiślanym, ale nawet przejście! Musiałem więc zrobić małe kółeczko. Zaraz potem, wjeżdżając na tereny EW, zobaczyłem lisa na drodze. W pierwszej chwili się zawahałem, bo był bardzo blisko zabudowań ludzkich i przeszło mi przez głowę, że może być wściekły. Na szczęście na mój widok uciekł w zarośla, przekreślając tym samym wysiłek włożony w polowanie na młodą kuropatwę. I tak pewnie dużej straty nie poniósł, bo kuropatw widziałem w tym terenie całe mnóstwo. Ciekawostką było to, że o tej godzinie nie zauważyłem ani jednego psa, wyprowadzonego przez swojego pana. Czyżby tarchomińskie psy cierpiały z powodu lenistwa swoich panów? Pierwszego człowieka spotkałem dopiero na ok. 7 km – szedł do pracy z teczką pełną nie wiadomo czego – może kanapek? Drugiego spotkałem dopiero pod mostem Grota. Ten z kolei wyglądał jakby wczoraj miał do czynienia z Wolandem i nie do końca wiedział gdzie jest i co tu robi… Kolejnego spotkałem na 10 km – ciekawe, że wychodził z ogródków działkowych – czyżby coś przespał? Na kolejnym kilometrze gwardia bezpańskich i agresywnych psów. Nie bardzo wiedziałem jak sobie z nimi poradzić, a wracać już mi się nie chciało, aby pojechać Jagielońską. Co gorsze nie byłem w stanie znaleźć żadnego kamienia, aby je nastraszyć. Postanowiłem, że się rozpędzę i przejadę tak szybko obok nich jak to możliwe (problemem była tylko nawierzchnia: płyty betonowe, ułożone dość nędznie). Na wysokości psów strach ze złością się już tak zmieszał, że gdy zobaczyłem, że psy rzucają się w pogoń za moimi nogami, nie wiadomo dlaczego wyciągnąłem rękę do nich robiąc z palców pistolet i celując do nich. I ku mojemu zaskoczeniu okazało się, że to ich wystarczająco skutecznie wystraszyło i w mgnieniu oka się wycofały na ogródki działkowe. Szok… Kolejna niespodzianka czekała na mnie na Placu Zamkowym – stało tam całe stado misiów pomalowanych tak bajecznie, że spędziłem tak dłuższą chwilę na fotografowaniu. Umieszczam kilka tych fotek w galerii – polecam! A potem opustoszałe całkowicie Stare Miasto i Nowe Miasto – normalnie jak w filmie „Ja Legenda”. Niezwykły widok – znałem to miejsca zawsze jako zaludnione lub przeludnione. Jeśli ktoś chce popatrzeć to odsyłam do galerii :))) Przy Cytadeli nieco się pogubiłem. Pojechałem z prawej strony, zamiast z lewej. Okazało się, że po prawej też jest na co popatrzeć, więc ostatecznie wyszło na plus :) Później było już tylko przepięknie: Kępa potocka – kolorowa, zielona, piękna i cicha, później Las Bielański – wyjątkowo ciemny przy tej pogodzie, ale niezwykle klimatyczny i urodziwy, z przepiękną ścieżką wzdłuż skarpy z widokiem na Wisłostradę (dobrze jest patrzeć na samochody z góry :)) a następnie Młociny – tego nie trzeba reklamować, można już tylko potwierdzić, że miejsce to jest po prostu pełne naturalnej magii. Do miejsca przeprawy jednak już nie dojechałem. Mniej więcej 500m od mojego celu napotkałem na zaoraną drogę i napis „Teren Prywatny”. Prom więc chyba rzeczywiście nie kursuje. Ale dla mnie to nic strasznego – w końcu mogłem jeszcze raz przejechać przez najpiękniejsze rejony dzisiejszej wycieczki! Tak też i zrobiłem, delektując się ponownie krainami szczęścia. Było już po 7:00 – zacząłem więc nawet napotykać biegaczy – ach! Tam rzeczywiście pięknie się biega. Ale na tempo biegających spontanicznie to jeszcze za cienka jest moja noga – jeszcze muszę poczekać. Jutro mam kolejne wybieganie – ale znowu na Tarchominie…

I trasa przejazdu:

23 maja 2008

Rozbieganie...

Dziś udało się zrobić długie wybieganie. Nie było łatwo, bo ból lewej nogi staje się moim cieniem i cierniem jednocześnie. Przyjąłem jednak tempo powyżej 7:00 i dzięki temu udało się zrobić prawie dyszkę. Bieg zacząłem z Grzesiem – z nim zrobiłem pierwsze 3 kilometry, po których on „zjechał” do domu, a ja ruszyłem na podbój Tarchomina. W planach miałem wybiec nieco dalej, ale ponieważ noga nie pozwalała zapomnieć o sobie, to postanowiłem, że wybiegnę na zasadzie kółeczek – tak aby za daleko jednak od domu nie wybiegać w razie pogorszenia się stanu nogi. Ostatecznie udało się. Satysfakcja gwarantowana, jak to widziałem gdzieś w reklamie. Jednak największą satysfakcję przyniósł wskaźnik pulsu średniego za cały bieg – wyniósł on 132!!! Przy tak niskim pulsie jeszcze nie udało mi się biegać. Nie sądziłem też, że można mieć z tego tak dziką satysfakcję :))). Po biegu lekko się jeszcze porozciągałem, prysznic i przygotowania do porannej wycieczki rowerowej…

Rehabilitacja w domu

Zacznę mocno doceniać te rehabilitacje w domu. Wczoraj poświęciłem 2 godziny na ćwiczenia – od razu lepiej. Noga pewniejsza, mniej pobolewa itd. Oczywiście głównie dlatego, że w końcu kupiłem poduszeczkę rehabilitacyjną do ćwiczenia równowagi. Zamiast 120 PLN zapłaciłem 66. Jak się to robi? Wybiera się inny sklep i już :)). Wieczorem miałem pójść biegać, ale ból gardła, który dokucza mi od kilku dni ostatecznie wygrał. Zmusiłem się jeszcze tylko , aby zajrzeć sobie w gardło, choć nie spodziewałem się znaleźć tam coś ciekawego – w końcu nie znam się na tym. A tu się okazało, że rozpoznanie było banalne! Dotknęło mnie zapalenie jamy ustnej (taki mały biały punkcik lub plama) właśnie na lewej stronie jamy ustnej tuż przed przełykiem. To dużo wyjaśniło a jednocześnie olśniło, że te wszystkie septolety i inne wynalazki na gardło nie wiele mi dadzą. Kurację zacząłem więc od przepłukania rany alkoholem wysokoprocentowym :))). Na tapetę poszedł whisky :) A dziś zakupiłem już coś na to dziadostwo i dziś zaczynam leczenie właściwe – w końcu w sobotę i niedzielę chciałbym mocno pobiegać…

21 maja 2008

Przebieżek brak!

Ech, w planie były przebieżki czy tempówki – jak to zwał, tak to zwał. Nie wyszło. Lewa noga cały czas pobolewa, ale tym razem mam wrażenie, że to bardziej bóle ścięgien, więc gdy podszedłem do pierwszej tempówki postanowiłem odpuścić – wyjątkowo nieprzyjemny ból. Zrobiłem więc bieg ze zmiennym tempem – na tyle jeszcze mogłem sobie pozwolić. Zakręciłem 6km i do domku – w końcu cały czas deszcz padał, więc o rozciąganiu na dworze nie było mowy – zrobiłem to już w domu. Po tym noga w lód, kąpiel i do łóżka. Martwią mnie te bóle. Poszukam jednak dziś z godzinę na ćwiczenia, to może trochę się rozrusza ta noga…

20 maja 2008

Uczciwość Kurierów

Miałem już zapomnieć o tym, kiedy zdałem sobie sprawę, że to może być codzienność – ta mniej sympatyczna codzienność. Postanowiłem więc opowiedzieć o tym zajściu i od razu pokazać sposób na takie zajścia. Historia dotyczy firmy kurierskiej DPD, ale równie dobrze może zdarzyć się również w innych. Dzwoniłem w zeszłym tygodniu do nich, aby określić koszty wysyłki dwóch szafek wyciszających do drukarek igłowych (jesteśmy jedynym producentem takich szafek na Polskę). Pani określiła cenę na 119 PLN. Dziś miałem wezwać kuriera, więc zadzwoniłem jeszcze raz i dopytałem: cena taka sama, czyli 119 PLN. Zamówiłem więc kuriera. Przyjechał gościu wyżelowany, tak że włosy pod dotknięciem pewnie by się połamały. Siadł i liczy, liczy, liczy – wyszło mu 180 i parę złotych! Więc zapytałem czy jest pewien tej ceny, bo wg mnie powinno być dużo mniej. No to łaskawie zapytał o wagę szafeczki i znowu liczy, liczy, liczy: 159 PLN. Podrapałem się po głowie i stwierdziłem, że nadal jest coś nie tak – niech liczy jeszcze raz. No to chłopak liczy, liczy, liczy – wychodzi mu znowu 159 PLN. Stwierdza więc:

no nic nie poradzę – tyle wychodzi. My cały czas mamy problem z biurem, bo oni jedno wyliczają, a potem drugie wychodzi i tak w kółko…

No fakt – brzmiało przekonywująco – ale nie dla mnie. Przyciskam więc faceta, że o pomyłce nie może być mowy, bo dwa razy dzwoniłem, za każdym razem kto inny mi wycenia, a cenniki przecież powinni mieć takie same! Ale gość rozkłada ręce i z kolei przyciska mnie:

- to jak pan chce, ja tu nic nie poradzę.

No to złapałem za telefon i myślę sobie: zadzwonię i wycenię jeszcze raz. Pani w słuchawce mówi 112 PLN (wow! Coraz lepiej! ;) ). Więc pytam panią, jak to jest, że kurier chce ode mnie wyciągnąć dużo więcej? Pani zadaje mi kilka pytań, i każde jest coraz trudniejsze, więc oddaję słuchawkę kurierowi. Wymieniają się dwoma zdaniami i kurierowi też wychodzi kwota 112 PLN!!! Cóż to za CUD?! Uzdrowienie pamięci i chęci kuriera! Miałem ochotę rozszarpać kuriera, ale taka zemsta jest do bani – ośmieszasz się tylko i stwarzasz wrażenie niezrównoważonego. Więc z uśmiechem na twarzy rzuciłem tylko:

Pozwoli Pan, że nie będę komentował tego zajścia, bo musiałbym użyć niestosownych inwektyw.

Widać było, że zadziałało to na niego lepiej niż jakiekolwiek obelgi i krzyki. Do końca był już potulny i grzeczny a resztę wydał mi co do grosza – nie chciał już ode mnie ani grosza więcej niż potrzeba. Na koniec jeszcze zadzwoniłem do działu interwencji i zgłosiłem zaistniały fakt z nieuczciwym kurierem w roli głównej. Nie można przecież tolerować takiej bezczelnej postawy, którą należy nazwać nieuczciwym wyłudzaniem pieniędzy (a to już zahacza o kodeks karny!)

18 maja 2008

Weekendowe wybieganie

Dziś długie wybieganie. Chyba się udało, choć nie bez przygód. Wybiegając miałem tylko niejasny cel: jeśli noga pozwoli, to zrobić przynajmniej 10km. W duchu jednak chciałem 11km lub nawet 12km. Ponad to wiedziałem, że tym razem pomykam wałem. Po pierwsze z dala od samochodów, po drugie blisko dużej zieleni i po trzecie blisko Wisły. Liczyłem tu wprawdzie na świeży powiew od rzeki, ale dziś tak było duszno, że ten pomysł się nie sprawdził. Ruszyłem z rana, czyli po 9:00. Ponieważ dziś „Cała Polska Biega”, włożyłem koszulkę klubową i ruszyłem między ludzi, aby zaświadczyć, że można i że warto. Koszulka wykonana w technologii CoolDry – sprawdziła się wyśmienicie! Pierwszą przygodę zaliczyłem pomiędzy 6 a 7 kilometrem. Nie zdążyłem nogi prawej skorygować i lekko ją wykręciłem. Lewą więc musiałem się zaasekurować – to już zabolało. Prawa pobolewała może jeszcze przez 300 metrów, ale lewą w zasadzie już do końca odczuwałem. Do mniej więcej 10km było znoście, później już raczej nie sympatycznie, ale nadal biegłem. Poprzez modyfikowanie długości i wysokości kroku udawało mi się minimalizować wielkość odczuwanego bólu. I tym to sposobem dobiegłem prawie 12km. Plan więc wykonany z górką. Było, jak już wspomniałem, duszno i parno, więc potliwość była raczej wzmożona. Gdy jest ciepło biegam w baseball’ówce – tak też i teraz było. Wzmożona potliwość przyczyniła się więc do ciekawego efektu: po 10km krople potu kapały mi , ale z daszka czapki i to z częstotliwością ok. 2 kropel na sekundę! To nawet dla mnie był szok :))) Na koniec nóżkę schłodziłem (oczywiście lewą), wykąpałem się i trzeba było jechać na dworzec PKS. Na leniuchowanie więc nie było czasu – i dobrze! :) I na koniec kilka faktów, które troszkę przegapiłem:
  • w zeszłym tygodniu wybiegałem 400km w moich adidaskach
  • w tym tygodniu wybiegałem w sumie 450km (od września z 5-miesięczną przerwą)
  • w tym roku wybiegałem w sumie 100km (po kontuzji!)
  • (i troszkę z innej beczki) rowerem od Wielkanocy przejechałem już 550 km.

17 maja 2008

Wycieczka do zapory w Dębe

Łech! Szczęśliwie udało się doprowadzić do realizacji drugiej wycieczki z Tomkiem. Było już krucho, bo prognoza pogody podawała od wielu dni, że w sobotę będzie padać. W piątek wieczorem jednak synoptykom zmieniło się i tym razem się nie pomylili. Spotkaliśmy się o 4:40 pod francuskim marketem przy ulicy elektronowej. Wprawdzie oryginalna trasa prowadziła od ZOO, ale jeśli ktoś choć raz jechał od ZOO w kierunku Modlińskiej, to wie, że droga ta nie ma żadnych walorów turystycznych a do tego droga rowerowa jest „drogą płaczu”. Tak więc ruszyliśmy z elektronowej. Pomysł zdecydowanie był trafiony. Ogólnie trasa dość nudna, bo zdecydowana większość trasy prowadzi po asfaltach – za mało po drogach gruntowych, lasach lub tym podobnych (tak jak przywykłem przy okazji trasy nr 9). Ciekawostkami godnymi zauważenia były: wodociąg północny, zapora w Dębe i ostatni kawałek trasy prowadzący wzdłuż Kanału Żerańskiego. Reszta to raczej miernota. Jeśli więc ktoś wybiera się na tę trasą samotnie, to niech chociaż weźmie ze sobą dobry pakiet muzyki w empetrójce albo najlepiej (jak ja) kogoś do towarzystwa. Trasa więc łatwa a dzięki temu także szybka. Chociaż przejechaliśmy więcej niż ostatnio (wyszło 59km) to skończyliśmy około 9:15! Rewelacyjny wynik, biorąc pod uwagę, że jakoś nie specjalnie się śpieszyliśmy. Po tej trasie w zasadzie narzekaliśmy tylko na nasze siedzenia – nogi się nie skarżyły. Tak więc już jutro siadam do opracowania jakiejś ciekawszej trasy :))). Fotki tam gdzie zwykle :)

14 maja 2008

Zmiana trybu rehabilitacji

Dziś przełomowa rehabilitacja. I w zasadzie nie dlatego, że dowiedziałem się, że mam nowych czytelników (całkiem sympatyczna wiadomość, trzeba przyznać!), ale dlatego, że w zasadzie jest szansa na przyoszczędzenie pieniążków: czyli rzadsze odwiedziny w ramach rehabilitacji. Dlaczego to takie ważne? No cóż. Rodzina już myśli o Wakacjach, więc trzeba zacząć zbierać pieniążki i przyoszczędzić na czym się da. Na szczęście tu jest pozwoleństwo i błogosławieństwo. Mam więc ćwiczyć w domu, te standardy, które poznałem na rehabilitacji, i do tego biegać. W planie treningowym zmienia się na razie jedno: pojawiają się tempówki. To chyba dobrze, choć wiem, że to mnie trochę sponiewiera. Z drugiej strony jednak czekałem na to od wielu miesięcy :))). Tak więc jeszcze tylko muszę podjąć decyzję na który dzień tygodnia ustawić tempówki i wio! Apropos „wio” to wczoraj zrobiłem szóstkę. Nie było łatwo, bo przerwę miałem od soboty – to trochę jednak długo. Rozbieganie standardowo mnie kosztowało ok. kilometra, a potem na szóstym kilometrze ból po zewnętrznej stronie nogi. Dobiec, dobiegłem. Potem jeszcze ze 20 minut czułem nogę, ale ostatecznie ból zniknął, więc w sumie nie było najgorzej. Dzisiejsza rehabilitacja w zasadzie to potwierdziła. Tak więc już jutro kolejny dzień treningu – może jutro tempówki?...

12 maja 2008

Rowerowanie w towarzystwie

Uch! Cóż to za wyprawa była! Jednak nie ma to jak z kimś wybrać się na rowerowe podboje. Na tak wczesną przejażdżkę zgodził się kolega Tomek. Szczęśliwie nie przeszkadzała mu poranna pora, o której zwykłem ruszać na tak dalekie wyprawy. Może dlatego, że też ma rodzinę i chętnie z nią spędza swój czas. Całą podróż skończyliśmy tuż po 10:00, więc jeszcze cały dzień dla zostaje! Jak dla mnie – ma to sens ;)))

Od Wycieczka rowerowa z Tomkiem (maj 2008)

Ruszyliśmy o 5:02. Nieco chłodno, ale to pewnie przez dużą wilgotność związaną z parowaniem ziemi – rozległa lekka mgła, która tworzyła piękne widoki w połączeniu z drzewami i słońcem. Jak zwykle właściwa wycieczka zaczęła się, gdy minęliśmy oczyszczalnię ścieków – mogliśmy odetchnąć świeżym powietrzem i podziwiać wyjątkową architekturę – jakże inną od tej miejskiej zabudowy! Do puszczy dotarliśmy bez większych przygód, ale za to gadaliśmy jak najęci – dzięki temu czas leciał bardzo szybko, a kilometry na liczniku kręciły się jak oszalałe. Pierwszy postój dłuższy (bo chyba z 5 minut) przy rzece Czarnej – wyjątkowa rzeka: z jednej strony piękna i urzekająca a z drugiej strony mostka wygląda jak zwykły kanał. Po wypiciu jednak kilku łyków wody ruszyliśmy – komary już nie spały i zdawały się być wyjątkowo głodne i zdesperowane. W ten sposób po kilkunastu minutach dojechaliśmy do pierwszych błot. Tam poszło jak po maśle. Potem trzeba było ominąć wyjątkową dziurę w drodze i znowu błota. Te jednak nie były już tak łaskawe dla nas. Tomasz przy jednej z kolein zahaczył kierownicą o gałąź i fiknął do kałuży z błotem. Wyglądało to tak, jakby miał być od góry do dołu mokry, ale wyszedł z tego prawie sucho! No ale „prawie” czyni wielką różnicę. Buty i lewy piszczel zamoczył i prawą rękę. Tym samym chwycił też kierownicą trochę błota. Mieliśmy więc przymusowy przystanek na oczyszczenie roweru, butów, spodni i rąk. Roślinność jednak nie była tu łaskawa – rosło tu więcej pokrzyw niż drzew. Sprawy kosmetyczne więc zostawiliśmy na za jakieś 400m, gdzie bliżej osad domowych było przynajmniej dużo traw, które chętnie trzymają wodę. Po kolejnej przerwie uświadomiłem sobie, że moje buty też już są przemoczone – od rosy, która skrywa wszystko co możliwe. Ale na rowerze nie przeszkadzało to jakoś szczególnie. Tak dotarliśmy do Gaju Dębowego. Tu już nie zatrzymywaliśmy się, tylko jechaliśmy aż do samej asfaltówki. Zmieniliśmy trochę trasę aby nie brnąć tym bezsensownym piaskiem w stronę wydmy – pojechaliśmy od razu asfaltówką do wiaduktu. Następne błota zaliczyliśmy przy Horowych Bagnach. Były tak obfite, że zmusiły mnie do zejścia z roweru (choć ostatnio tu przejechałem!). Szczęśliwie tu już nikt się nie skąpał. Problemem były tylko jeszcze bardziej wściekłe komary, które jakby mogły to by nas połknęły żywcem. Stąd też tylko jedna fotka z tego odcinka.

Od Wycieczka rowerowa z Tomkiem (maj 2008)

Następnie zmieniłem trasę (Pascal nieco inaczej prowadzi), aby znowu zaliczyć odcinek Kross’owy. Spodobał się Tomkowi :))) Mi zresztą też się podoba. W zanadrzu jednak miałem jeszcze jedną modyfikację trasy i ta okazała się jeszcze bardziej hard-core’owa: piaski. Dobrze widać je na zdjęciach – bardzo dużo, bardzo sypkie i bardzo pagórkowato. Ciężko było, ale ostatecznie nam się podobało.

Od Wycieczka rowerowa z Tomkiem (maj 2008)

Dzięki tej zmianie trasy udało nam się przez przypadek trafić na starą cegielnię. Sprawdzałem nawet na GoogleEarth – widoczna jest bardzo dobrze. Za kilka lat pewnie będzie zabytkiem, a na razie to tylko ruiny i śmietnik. Tu jednak zjedliśmy śniadanie wymieniając się kanapkami jak na reklamie serka Hochland :))).

Od Wycieczka rowerowa z Tomkiem (maj 2008)

Zaczynało robić się ciepło, a reszta trasy to był już po prostu powrót. Szczęśliwie przez mało ruchliwe miejsca, ale nie tak już ciekawe jak krajobrazy z puszczy… Fotki tradycyjnie w albumach...

11 maja 2008

Pierwszy start w 2008

Czekałem na niego całą wieczność, choć minęło tylko kilka miesięcy. Gdy się jednak na coś czeka, to czas inaczej płynie. Najważniejsze w tym starcie jednak był fakt dobiegnięcia bez kontuzji. Początek więc był dość ostrożny, a potem troszkę przyśpieszyłem. Ale zacznę może od tego co to za impreza była: Puchar Maratonu Warszawskiego, dystans 5 km. Oczywiście w praktyce okazało się, że jest nieco inaczej: 5,45km. Ale w zasadzie zupełnie nie przeszkadzało. Bieg odbył się w Parku Skaryszewskim w pełnym porannym słońcu, przy śpiewie ptaków i wściekle ryczących żab – słowem: cudnie! Szczęśliwie na imprezę dojechał także Boguś. I dobrze, bo chyba bym się zanudził – jakoś nie zauważyłem zbyt wiele znajomych twarzy, a tak można było non stop coś nawijać :). A i przy tym start był także ciekawszy. Wprawdzie wyników nie zrobiliśmy, ale nie dla wyników biegliśmy. Ja słuchałem głównie swojej nogi (staw skokowy w szczególności), czy jest ok., czy mogę troszkę szybciej, czy raczej zwolnić itd. Rzeczywiście parę razy zwalniałem lekko, aby dać odpocząć nodze, ale generalnie bieg zrobiłem dość szybki, bo ze średnim tempem 5:43 – to niezły wynik jak na moje aktualne treningi (powyżej 6:40). Pod koniec noga tak się biegiem rozmasowała, że nawet pozwoliłem sobie na wspaniały finisz i to takim sprintem, że sam zastanawiałem się, czy już nie odleciałem. Wynik wprawdzie żaden, ale satysfakcja z biegu ogromna! A co ważniejsze zero kontuzji!!!

7 maja 2008

Poranne kalibrowanie

Oj, tak! Nie wierzę do tej pory, że potrafię tak rano biegać. Dziś wstałem o godzinie 6:00. Tak czekałem na ten bieg, że budziłem się już godzinę przed wstaniem. Czy ja na pewno nadal jestem normalny? Nawet jeśli nie, to bardzo mi z tym dobrze ;)). Ranek więc zacząłem od rozgrzewki. 30 minut tym razem to było jednak za mało – miałem niedosyt. Ale w zasadzie czas naglił, więc musiało wystarczyć. Ruszyłem. Wprawdzie tylko 7 stopni, ale sucho, słonecznie i jakoś tak kolorowo i świeżo :) – aż się chciało biegać! Już na pierwszych 500-metrach złapałem się na tym, że znowu gonię. Początki muszę jednak lepiej pilnować. Wyrywam jak szalony, choć wydaje mi się, że stoję w miejscu. Tym razem jednak wypilnowane, więc zareagowałem szybko. I chyba dzięki temu całkiem sympatycznie pokonałem te 6km. Pierwszy kilometr wprawdzie odczuwałem stopę, ale to było już 3 dni przerwy, więc noga była nieco zastana – trzeba było ją rozruszać. Pod koniec (na ostatnich 1500-metrach czułem lekko zewnętrzną stronę nogi prawej – tak jakby pasmo biodrowo-piszczelowe. Było to jednak tak subtelne, że nie byłem pewien czy to ból czy zwykłe zmęczenie. Trasę dobiegłem całą i nic się nie wydarzyło – być może więc jest wszystko ok. Ten bieg wykorzystałem także do kalibracji mojego czujnika S1 (zmiana nogi, na którym „dźwigam” czujnik). Przy tej okazji odkryłem, że wzór na przeliczanie tego współczynnika nie jest oczywisty i w instrukcji podany jest tylko dla jednego szczególnego przypadku: gdy współczynnik wynosi 1. Gdy już zmienimy ten współczynnik, to wzór musi być nieco bardziej skomplikowany, aby odzwierciedlał rzeczywistość. Szczegóły podam w swoim artykule (Polar RS200sd cz. II), który zaczyna powoli powstawać :). A kalibracja? Na długości trasy 6km wyznaczonej przez GoogleEarth pulsometr pokazał 10m mniej, co daje nam dokładność na poziomie 0,16%!!! Biorąc pod uwagę, że wyznaczanie trasy z pomocą GoogleEarth jest też obarczone błędem i że biega się nieco inaczej niż wyznacza się (lekkie skróty i ścinanie zakrętów) to można powiedzieć, że teraz pulsometr pokazuje ze stu-procentową dokładnością! Super! :))) I pomyśleć, że to wszystko dzięki jednemu "głupiemu" wzorowi... W poniedziałek na rehabilitacji byłem rowerem – w sumie 40km. Po drodze zrobiłem dwie fotki, które mi się spodobały. To i z Wami się podzielę (jak zwykle robione telefonem!):

4 maja 2008

Bólem mięśni kończę ten tydzień!

No i dziś ponownie zaszalałem: prawie 9km. Było to głównie szaleństwo bólu. Szczęśliwie dopiero od szóstego kilometra – zmęczenie dawało już dobrze znać o sobie. I tak jak liczyłem na nieco szybszy finisz, to na koniec cieszyłem się, że w ogóle doleciałem! Ale nie muszę chyba dodawać jak wielką satysfakcję daje takie prawdziwe bieganie? Normalnie siódme niebo! Pierwsze okrążenie (okrążenie ma 3km) robiłem z Grzesiem – dzięki temu udało się nawet nie szaleć z tempem. Grześ narzuca zawsze spokojnie tempo – to czego mi często brakuje. Dzięki temu pierwsze kilometry potraktowane zostały jako rozbieganie. Potem oczywiście troszkę przyśpieszyłem, ale nadal było to powyżej 6:00 min/km. Na koniec obowiązkowe rozciąganie – teraz takich szczegółów nie pomijam ;). Ciekawym zjawiskiem musiałem być, bo gdy zdjąłem kurtkę parowało ze mnie jak z kotła gotującego bieliznę. Parowanie było tak intensywne, że musiałem zdjąć okulary – nie sposób było aby nie zaparowały! :))) Jutro rehabilitacja. Ciekawe czego się dowiem… A tymczasem zacząłem już przeglądać pozycje w kalendarzu – gdzie mógłbym już wystartować (przynajmniej treningowo) :)))

Pierwsza dyszka?

Tego wyzwania bałem się okrutnie! Ostatnie przebiegnięte 6km było dużym wysiłkiem dla mnie, a przede mną był kolejny: 10 km! Wiedziałem, że ostatnio przegiąłem z tempem i teraz muszę tylko pilnować tempa, aby było odpowiednio dopasowane. Pech jednak chciał, że nie zabrałem opaski do pulsometru, która sprawdza mój aktualny puls – miałem natomiast czujnik prędkości. A to już coś. Czyli tempo mogłem kontrolować. Pozostało tylko przekonać samego siebie, że zakwasy nie będą przeszkadzać w pokonaniu takiego dystansu. Nad tym tematem pracowałem ze swoją głową ponad 1 dzień. Ale się udało. Pozostawał już tylko jeden problem: pogoda. Cały czas lało i lało. Znalazłem jednak w sobie nowe pokłady silnej woli i w sobotę rano o 6:00 wstałem, godzinna rozgrzewka + streching a potem wio! na ten deszcz. Biegłem w kurteczce MaratonyPolskie.PL Team – na taką pogodę sprawdziła się idealnie! Nie wytrzymały w zasadzie już tylko buty (przemokły dość szybko). Zrobiłem więc 2 kółka wokół miejscowości, w której spędzałem długi weekend a potem jeszcze kawałeczek po swój samochód, który został u znajomego dzień wcześniej. Ostatecznie wyszło mi prawie 12 km! Toż to szok! Tempo średnie utrzymało się na poziomie 6:30 – to dość szybko, zważywszy na uformowanie terenu. Próbowałem z tym tempem nieco walczyć, aby nie zamęczyć się za szybko, ale nogi niosły mnie nie miłosiernie. Staw skokowy podobnie jak ostatnio: po 2-3 kilometrach miał się świetnie. Po samym biegu już zdecydowanie mniej. W poniedziałek rehabilitacja więc koniecznie wypytam o te dziwne zjawiska. To że przemokłem do suchej nitki, to chyba nie muszę dodawać? Kurtka? Nie, nie :) – pod kurtką byłem mokry od potu, a na zewnątrz od deszczu :))) Ale bieg wspominam baaardzo ciepło! Było fantastycznie!

2 maja 2008

Pierwsza szóstka

Uch! Ten bieg był nie lada wyzwaniem! Rehabilitantka poleciła mi zacząć biegać tak normalnie jak to możliwe. Zaproponowała następujący program: - wtorek: 6km - czwartek: 6km - sobota: 10km - niedziela: 10km To dość odważne, ale co to dla mnie, pomyślałem. Trzy kilometry w zasadzie robię bez problemu, więc szóstkę też jakoś zrobię. Ten bieg jednak nieco mnie zgubił. Skupiłem się na tzw. zagrabianiu nogami, co wygenerowało bardzo szybkie tempo jak na moją przerwę w bieganiu. Średnie tempo na dystansie 6km wyszło 5:45! Ledwo dobiegłem ostatni kilometr. Chyba muszę mocniej korzystać z tego mojego pulsometru, bo inaczej zamęczę się nie wiedząc kiedy. A staw skokowy? A to jest ciekawostka, której do końca nie rozumiem. Bo im dłużej biegam, tym mniej mnie staw skokowy boli. Tak jakby bieg dokonywał pewnego rodzaju masarzu. Muszę o to podpytać, o co w tym wszystkich chodzi. Po treningu noga niestety już znowu boli, więc tak naprawdę to dość nowa dla mnie sytuacja. Po biegu najbardziej bolą mnie biodra. Ale to najmniejszy problem. Przed skręceniem stawu skokowego borykałem się z czymś co się nazywa zespół pasma biodrowo-piszczelowego. Uważni czytelnicy na pewno pamiętają, że unieruchamiało mnie z reguły przy okazji 4-tego kilometra. Teraz zrobiłem 6km i nic! Po prostu super! Oczywiście trening biegacki poprzedziłem prawie godzinną rozgrzewką ze szczególnym uwzględnieniem tegoż, wspomnianego pasma. Na razie więc jest ok. Zobaczymy co będzie dalej. Na razie muszę powalczyć z zakwasami :)))
Nie ma to jak uczcić 1-go maja!