=== Robsik's Blog on WordPress ===

26 lutego 2008

MapMyRun.com

Rehabilitantka przyznała, że mam znaczny spadek formy kontuzjowanej nogi - bóle nie tylko są odczuwalne, ale uniemożliwiają wykonywanie pewnych ćwiczeń. To zadziałało na mnie nieco przygnębiająco. Aby jednak nie płakać nad sobą odsyłam dziś moich czytelników do świeżo upieczonego artykułu o MapMyRun.com - o takich darmowych narzędziach po prostu warto wiedzieć!

Podchodząc do tego serwisu można dostać zawrotu głowy – lepiej wtedy dość stabilnie siedzieć, bo kręcenie głowy jest rzeczywiście niebagatelne :) Możliwości jest mnóstwo i na pierwszy rzut oka dość mocno porozrzucane. Pierwszą zachętą jest to, że można stać się member’em za jedynie… NIC – gdy widzę takie napisy, to od razu węszę podstęp – i nie dlatego, że nie wierzę w darmowe serwisy, a dlatego, że moje doświadczenie komputerowe mówi, że gdy obok siebie stoją takie wyrazy jak „member” i „free” to oznacza, że w trakcie rejestracji zapytają o Twój numer karty kredytowej. Szczęśliwie jednak nie miałem racji. Członkowstwo jest darmowe i dopiero bycie nim otwiera wrota do korzystania z całości serwisu w sposób nieograniczony. To może na początek określmy przeznaczenie serwisu. Po pierwsze jest to coś (dużo!) więcej niż runningmap.com. Oczywiście możemy tworzyć swoje trasy – tu robi się to jeszcze ciekawiej (nie koniecznie prosto!), ale to co tak naprawdę czyni ten serwis fascynującym to jest ta cała dalsza część serwisu, do której zaliczamy między innymi: zarządzanie naszymi trasami, dzienniczek treningowy, zarządzanie zdarzeniami (lub ich wyszukiwanie) i jeszcze kilka innych drobiazgów, które tworzą unikatową całość. Zacznijmy jednak od tej rzeczy, od której w ogóle się zaczęło, czyli wyznaczanie naszych stras treningowych. Na pierwszy rzut oka zapiera dech w piersiach. Chwilę potem oczy nas bolą do ilości możliwości jakie nam ofertuje system. Szybko jednak można zaprzyjaźnić się z tą „konsolą”. Pierwsza właściwość, która przypadła mi do gustu to lokalizacja wstępna (Find a address). Co ważniejsze jest podany przykład w jaki sposób należy wyszukiwać danego adresu, co od razu pozwala nam na właściwe wpisanie miejsca, którego szukamy. Co więcej! W moim przypadku potrafił nawet wskazać, przy którym bloku jest jaka literka (pod numerem 67 jest 10 bloków od A w górę)! Przełączenie mapy na widok hybrydowy sprawia, że mapę czyta się dużo wygodniej, a dokładność map jest identyczna jak w Google Earth – i trudno się dziwić: mapy są ciągnięte na bieżąco z serwerów Google. Do dyspozycji mamy więc jedne z najlepszych dostępnych map (zdecydowanie lepsze od tych z runningmap.com). Przed wyznaczaniem trasy warto zwrócić uwagę na lewą pasek opcji, na którym możemy włączyć lub wyłączyć kilka opcji. Tylko z jedną miałem problemy: Follow Roads. Gdy jest włączona nie umiem wyznaczyć trasy – nawet po przeanalizowaniu turorial’a video nie udało mi się :(Pozostałe raczej nie wymagają komentarza, chociaż ich przydatności trudno odmówić. Np. oznaczanie markerów dystansu: oznacza gdzie wypadają pełne kilometry. Do tworzenia mapy używamy paska narzędziowego, widocznego standardowo po prawej stronie (choć można zmienić jego położenie!). Ilość ikon, które możemy użyć, sprawia, że naszą trasę możemy opisać bardzo dokładnie, łącznie z uwzględnieniem takich punktów jak, rozgrzewka, toaleta, szatnia, parking itp. Świetna rzecz, jeżeli chcemy się dzielić naszymi trasami ze znajomymi.Wyznaczanie trasy posiada właściwość bardzo ułatwiającą kreślenie trasy: jeżeli wyznaczymy punkt w pobliżu krawędzi mapy, mapa przesunie się automatycznie. Dzięki temu nie musimy martwić się o przesuwanie mapy, co oczywiście znaczenie przyśpiesza pracę przy rysowaniu trasu. To działa nawet lepiej niż w samym Google Earth! W tym serwisie również mamy możliwość podejrzenia przewyższeń. Działa to o niebo lepiej niż w serwisie runningmap.com: wykres przewyższeń nie zależy od ilości wyznaczanych punktów. Mamy więc teoretycznie wykres przewyższeń trasy – tak jak ją przebiegniemy. Tak, teoretycznie, bo dokładność tych przewyższeń nie jest za dobra. Dokładność przewyższeń nie jest jednak dla nas kluczowa. Mimo to możemy łatwo stwierdzić, gdzie będziemy mieli podbieg a gdzie z górki. Bez trudu także oszacujemy amplitudę tych przewyższeń. A to już wystarcza w większości przypadków. Dla tych, którym to nie wystarcza polecam wyeksportowanie danych przewyższeń do pliku CSV i wrzucenie do Excel’a, gdzie można spreparować wykres, który zaproksymuje ładnie te przewyższenia i będzie to jeszcze czytelniejsze :)) Dodatkową rzeczą jaką można dokonać przy wyznaczaniu trasy, to obliczenie obciążenia naszej trasy (WorkoutCalculator). Podając nasze dane (waga, wzrost, wiek itp.) plus czas w jakim przebiegliśmy naszą trasę, program sam wyliczy kilokalorie spalone na podanej trasie. Zaletą jest również to, że rodzajów aktywności jest wręcz masa – włączając w to również aktywność seksualną :))) Cała zabawa jednak zaczyna się gdy chcemy zachować naszą trasę. Możliwości dostajemy naprawdę sporo. Można zapisać tę trasę do naszego profilu, naszych map, jako anonimową lub jako eksport do Google Earth (kmz). A jak mowa o eksporcie to mamy tu jeszcze dwie możliwości – jedna z nich wręcz zachwyca! Eksport do urządzenia GSP (format GPX) oraz eksport do bloga (tu liczba blogów wspieranych stale rośnie). To już daje potężne możliwości! Serwis pozwala nam także tworzenie map w oparciu o import – to dość rzadka cecha tego typu systemów. Wśród importowanych formatów mamy GPX, pliki Garmina oraz format gmap-pedometer. To załatwia w zasadzie wszystkie możliwości. Zaimportowaną mapę można oczywiście swobodnie edytować, dzięki czemu możemy skorygować ewidentne błędy GPS’a. Do łatwych zadań to jednak nie należy. Przy trasie ok. 3km ilość punktów pomiarowych jest już tak duża, że serwis w połączeniu z naszą przeglądarką internetową niemal zabija nasz komputer. Praca już wtedy nie należy do przyjemności. Każdy z punktów jednak możemy wyedytować: skasować, zmienić mu typ lub zmienić jego położenie. Mamy więc pełną swobodę manipulacji swoimi trasami. Ale to nie wszystko! Mapy, które stworzyliśmy i zapisaliśmy można ponownie edytować! To pozwala na modyfikacje lub tworzenie nowych map w oparciu o już istniejące. Czyli dużo ułatwień! Wręcz nie sposób wymienić wszystkich ułatwień jakie tu otrzymujemy, dodajmy, że zupełnie za darmo! Jest jednak kolejna mała wada, która mnie troszkę zniesmaczyła: serwis nie jest przygotowany do utrzymania nazw i opisów w UNICODE – oznacza to, że lepiej nie korzystać ze znaków diakrytycznych języka polskiego – trochę szkoda, ale da się z tym żyć. To jednak nie koniec. Serwis jest bardzo rozbudowany i oprócz kreślenia swoich tras daje dużo więcej. Ponieważ artykuł jest tylko o trasowaniu, więc nie będę opisywał wszystkich właściwości serwisu, a jedynie wymienię jakie dobroci jeszcze na nas czekają: wyznaczenie celów (każdy powinien wiedzieć jak ważne to jest!), dziennik treningowych (jest pod wrażeniem zaawansowania!), dziennik butów, kalkulatory (na razie dwa ale w przygotowaniu dużo, dużo więcej!), eksportery naszych zapisków, możliwość tworzenia swoich wydarzeń (np. zawodów, spotkań itp.), nieskończoną ilość przypomina czy i jeszcze kilka innych drobiazgów, które składają się na cały ten serwis. Czy to wszystko? Nadal nie! MAPmyRUN jest tylko małym trybikiem całości wielkiego serwisu. Tak, nie pomyliłem się :))) Jak się dobrze przyjrzymy to znajdziemy po chwili dostęp do takich serwisów jak MAPmyTRI(athlon), MAPmyHIKE, MAPmyWALK oraz MAPmyRIDE. Każdy więc znajdzie coś dla siebie a co ciekawsze spędzi na poznaniu tych serwisów kilka dobrych godzin. Na pewno nie będzie to czas stracony, więc do roboty! :)))

21 lutego 2008

Alternatywne ruszanie...

Już dłuższy czas nie pisałem. Ale już zbieram się do „kupy” i wracam do tego co trzyma mnie przy życiu: aktywność fizyczna! Ale zacznijmy od początku: Noga nadal nie pozwala mi swobodnie chodzić, ale jest zdecydowanie lepiej – gdy chodzę nie dużo i małymi kroczkami to potrafię już kontrolować swobodne i równomierne obciążanie nogi. Zasługa pewnie rehabilitacji, których już 3 godziny zaliczyłem a jutro kolejna! To rehabilitacja dodaje mi sił, pewności siebie i uczy co już powinienem robić a z czym jeszcze czekać – bez takiej pomocy rzeczywiście musi być ciężko! Wprawdzie za każdym razem przechodzę dość bolesne masaże, ale dzięki temu cały czas do przodu! Po zastrzykach mogłem wrócić także do brzuszków. Niestety po ponad dwutygodniowej przerwie nie było tak lekko i nie mogłem wrócić do tej ilości na jakiej zakończyłem swoje „wyczyny”. Teraz jednak doszedłem do 50 brzuszków dziennie, doszły wreszcie pompki, dorzuciłem proste ćwiczenia strechingu oraz oczywiście prace domowe z rehabilitacji. Od wczoraj doszedł jeszcze rower treningowy – 2x20 minut dziennie. Wygląda wiec na to, że wróciłem do wylewania potów ;). Wprawdzie nadal nie jest to bieganie, ale według zaleceń, z bieganiem jeszcze muszę dłuższy czas poczekać. Na szczęście zastępstwo znalazłem i dzięki temu czuję się dużo lepiej…

14 lutego 2008

Nowa nadzieja została wpompowana!

No i stało się! W końcu doczekałem wizyty kontrolnej u lekarza. Zrośnięte wiązadła zaczęły mnie tak ciągnąć, że coraz trudniej mi się chodziło i nie byłem pewien co mam robić? Lekarz miał obsuwę, więc musiałem nieco dłużej poczekać, ale to co powiedział mi przyćmiło nawet ból, który mi zadał przy badaniu: noga zalecza się bardzo szybko i jak na razie wszystko jest wyśmienicie. Wiem, że słowo „na razie” jest tu słowem kluczem, ale „na razie” mi to wystarcza i pozwala cieszyć się miłymi perspektywami na najbliższą przyszłość. Nie omieszkałem wypytać lekarza od kiedy będę mógł biegać – oczywiście dokładnej daty nie mógł podać, ale przyznał, że być może za 4 tygodnie będę mógł powoli i niedużo truchtać, ale do prawdziwego biegania to raczej za 3-4 miesiące. Straaasznie długo, ale i tak mi to nie przeszkadza – są już jakieś terminy i to mnie nastraja wystarczająco pozytywnie! Lekarz natychmiast przepisał rehabilitację. Normalnie w NFZ’ie pewnie jeszcze bym nosił gips – tu już mogę zacząć doprowadzać nogę do ładu! Super! Natychmiast więc zadzwoniłem do rehabilitantki i jeszcze tego samego dnia się umówiłem! Wolna godzina to jedynie 20:30 – ale tak pragnąłem już ćwiczeń i ręki rehabilitanta, że było mi wszystko jedno – oby dziś! Na początek rehabilitantka rozbiła mi mięsień, który nękał mnie już od kilku dni skurczami. Pobąkiwała coś o relaksie, ale ból był tak potworny, że uznałem, że się przejęzyczyła, a być może po prostu nie do mnie mówiła? Ale szybko przekonałem się, że ten ból to był pikuś! Gdy dobrała się do rozbijania zrostów wiązadeł to miałem dwie chwile, gdzie faktycznie o mały włos nie popuściłem w gacie! Straszne wrażenie i niepojęty ból!...Po dwudziestu minutach przeszliśmy do ćwiczeń i to był dla mnie dopiero relaks :))) Przynajmniej na początku, bo potem weszliśmy na ćwiczenia, które już powodowały ból i tak już obolałej nogi. Na szczęście na koniec zadała pracę domową, obłożyła lodem i ból jakoś został opanowany. Coś niesamowitego te zabiegi! Zabiegi jednak nie poszły na marne! Ćwiczyliśmy chodzenie – takie proste, jak należy, bo po 3 tygodniach kulenia okazało się, że nie umiem już iść normalnie! Szok! Ćwiczyliśmy chodzenie prawie 10 minut i nadal nie jest idealnie. Za to dało mi to więcej odwagi , aby lepiej dociążać nogę przy chodzeniu, aby przestać się kołysać jak kulawy, a zacząć chodzić pewniej. Dziś już musiałem sobie odpuścić te ćwiczenia, bo ból po rehabilitacji przeszkadzał w takich ćwiczeniach. W domu dodatkowo opatuliłem lodem nogę i teraz nawet jakoś żyję :)))Następny zabieg we wtorek (lub piątek – jeszcze się zobaczy). A ja już nie mogę się doczekać. Wiem, jednak, że tego procesu też nie da się przyśpieszyć – wszystko musi być w swoim czasie… I na koniec oficjalna informacja: skończyłem kurację cytrynową: 200 cytryn w 12 dni! Końcówka nie była już taka straszna a co ważniejsze wcale mnie to nie zniechęciło do picia cytryny lub chociażby herbaty z cytryną :) Polecam wszystkim hard-core’owcom ;))))

7 lutego 2008

Kuracja cytrynowa (czyli odwracanie uwagi)

Ponieważ wielu znajomych pyta mnie o celowość katowania siebie tak dużą ilością soku cytrynowego, postanowiłem przepisać jak ona wygląda i co daje: ======================================================
Kuracja lecznicza wg Tombaka bardzo zananego dietetyka. W czasie tej kuracji sok należy pić tylko w czystej postaci, tzn. nie rozcieńczać go wodą, nie dodawać miodu ani cukru. Sok należy przygotować tak, jak w przypadku kuracji profilaktycznej. Pić go trzeba pół godziny przed lub godzinę po posiłku - jak komu wygodniej. Aby leczyć ciężkie, chroniczne choroby należy w ciągu całej kuracji wypić sok z 200 cytryn. “200 cytryn! Tyle kwasu?" - pomyśli Czytelnik, który na samą myśl o cytrynie czuje w ustach kwaśny smak. Właśnie 200 i ani jednej mniej (więcej można). Bardzo rzadko pod wpływem wprowadzenia do żołądka dużej ilości kwasu cytrynowego mogą pojawić się jakieś zakłócenia w funkcjonowaniu jelita. W tym przypadku należy zaprzestać przyjmowania soku według schematu kuracji leczniczej i przejść na kurację profilaktyczną. Pomoże to żołądkowi przyzwyczaić się do soku cytrynowego. Potem można przeprowadzić kurację leczniczą. dzień l i 12 - 5 cytryn
dzień 2 i 11 - 10 cytryn
dzień 3 i 10 - 15 cytryn
dzień 4 i 9 - 20 cytryn
dzień 5,6,7 i 8 - 25 cytryn
Razem w ciągu 12 dni zużywamy 200 cytryn. Sok należy pić kilkakrotnie (3-5 razy dziennie). Zwykle na szósty, siódmy, ósmy i dziewiąty dzień przypada największa ilość soku (prawie litr). Osoby przeprowadzające kurację bywają przerażone taką ilością soku, a przecież pije się po 2 litry soku z jabłek lub czarnej porzeczki. A cytryna to też owoc, tylko że ma kwaśny smak. Podczas leczenia kamieni za pomocą soku z cytryny należy go pić według wyżej opisanego schematu. Sok z cytryny jest jednym z najlepszych środków przeciw kamieniom. Należy dodać, że w trakcie kuracji przez kilka dni widoczna jest wydajniejsza praca nerek. Mocz może zmienić kolor, stanie się ciemny, może pojawić się w nim osad ceglanego koloru, składający się z soli moczanowych. W pierwszej fazie leczenia ilość osadu na litr bywa duża. Świadczy to o tym, że organizm pod wpływem kwasu cytrynowego gwałtownie usuwa kwas moczowy. Pod koniec kuracji mocz przybiera kolor bursztynu, nie widać osadów, nawet po długim czasie stania, co wskazuje na to, że nie ma nadmiaru kwasu moczowego w organizmie. Kuracja sokiem cytrynowym najlepiej zaopatruje organizm w witaminy, których nam chronicznie brakuje. Czym można wytłumaczyć tak zdumiewające działanie soku z cytryny? Kwas cytrynowy jest jedynym kwasem wiążącym się w organizmie z wapniem. W wyniku tego procesu tworzy się unikalna sól. Podczas jej rozpuszczania organizm otrzymuje fosfor i wapń, pierwiastki, które normalizują przemianę materii i regenerują tkankę kostną. Oprócz tego kwas cytrynowy tworzy się w procesie trawienia pokarmu. Jeżeli przyjmujemy kwas cytrynowy, to w ten sposób organizm zachowuje energię, którą może wykorzystać na oczyszczanie kości z “trucizny". Ponadto kwas cytrynowy, łącząc się z aminami tworzy kwas aminowo-cytrynowy o ładunku ujemnym. A spośród 21 niezastąpionych aminokwasów w naszym organizmie tylko 3 są naładowane ujemnie. Szczególnie cenne w kuracji cytrynowej jest to, że podczas niej w organizmie powstaje naturalny kwas aminowo-cytrynowy, który jest składnikiem (w postaci syntetycznej) praktycznie wszystkich preparatów farmakologicznych przeznaczonych do walki z wyżej opisanymi chorobami.

5 lutego 2008

Runningmap.com

Moja forma fizyczna i psychiczna jest coraz niższa - trudno w sumie się dziwić. Ale za wszelką cenę nie chcę znowu o tym pisać. Dlatego zaserwowałem Wam coś innego: artykuł o serwisie runningmap.com. Oto on: =================================================
Rękawica została rzucona, więc czas ją podjąć :). „Sprowokowano” mnie do analizy systemów map internetowych wspomagających biegaczy, rowerzystów i innych. Mam nadzieję, że nie na darmo :) Zacznę więc od serwisu www.runningmap.com. System występuje w dwóch wersjach: bazowej (tzw. stabilnej: 2.9.22) oraz wersji testowej (beta: 3.0.034RC). Wersja bazowa ma oczywiście dużo mniej możliwości i co dziwniejsze, nie jest pozbawiona dość dotkliwych błędów. Zanim jednak przybliżę szczegóły warto zapoznać Was z tym systemem, jak został pomyślany i jak go wykorzystać w naszych treningach.W systemie tym możemy tworzyć swoje ścieżki, po których biegamy lub korzystać z już istniejących. To drugie nie jest łatwe (sic!). Utworzenie jednak ścieżki jest niezwykle banalne. Wyznaczana trasa automatycznie przelicza długość ścieżki w kilometrach lub milach, co trzeba przyznać, jest super wygodne. Dodatkowo do naszej utworzonej trasy możemy dodać punkty szczególne, do których można przypisać nasz komentarz typu „tu robimy rozgrzewkę 15 minut” czy „od tego miejsca ćwiczymy przebieżki” itd. Dodatkową funkcją, która urzekła mnie natychmiast jest możliwość włączenia wykresu przewyższeń. Daje nam więc natychmiastowy podgląd na to czy trasa będzie miała dużo podbiegów, czy zbiegów itd. Jednak na zaletach tu się kończy wywód. Gdy chcemy naszą pracę zapisać, bez problemu znajdujemy ikonę dyskietki i natychmiast z niej korzystamy. Natychmiast wpisujemy informacje dotyczące naszej trasy i dajemy „Save”. Na pierwszy rzut oka nic się wydarzyło – pojawił się tylko w dodatkowym polu link do naszej mapy! Hmmm, to na czym polega więc zapisanie naszej trasy? No chyba już łatwo się domyśleć: tworzony jest wpis do bazy danych i generowany link do tej pozycji. W zasadzie nic w tym złego, przecież! Ale zastanówmy się chwilę. Jak się dobrze przyjrzymy temu systemowi, to okaże się, że nie ma czegoś takiego jak nasze repozytorium tras. Czyli wszystkie mapy, które zrobimy, musimy sobie notować gdzieś poza systemem (np. Ulubione, albo jakiś notes!). Ale to nie jest jedyny problem. Generowany link jest generowany błędnie! (brakuje znaku „/”). Na szczęście system to potrafi automatycznie poprawić (ciekawe, że było łatwiej oprogramować obsługę złych URL’i niż wyeliminować błąd!). Ale to nadal nie koniec problemów! Gdy już wpiszemy ten link do przeglądarki, to naszą okolicę zobaczymy, ale trasę w zasadzie nie – widoczne są tylko punkty, na podstawie których wyznaczaliśmy trasę. Bieg trasy trzeba niestety sobie dopowiedzieć. A jakby tego było mało, to gdy zechcemy sprawdzić wykres przewyższeń tam nic nie będzie! Będzie czysty! Aż strach pomyśleć jak działa system beta… Ale nie jest tak zupełnie do kitu – inaczej serwis nie istniałby przecież. Zapisując naszą trasę wpisujemy takie informacje jak umiejscowienie (możemy wpisać np.: „Warszawa, Tarchomin”), opis naszej trasy oraz tzw. tagi. I tu warto wpisać m.in. swój nick – będzie dużo łatwiej później znaleźć naszą mapę w gąszczu innych tras. Jeżeli więc dobrze opiszemy naszą trasę, to możemy skorzystać z narzędzia „wyszukaj wg słów kluczowych” (czyli wg tagów). Jeżeli naszą mapę odnajdziemy w ten sposób, otrzymamy dokładnie to co zapisaliśmy: trasa z połączonymi punktami, punkty szczególne a także wykres przewyższeń – wszystko, czego powinniśmy się spodziewać, że tam znajdziemy :))) Czyli używać tego trzeba umieć! A jak to jest z systemem beta? Po pierwsze znajdziemy go troszkę pod innym linkiem: labs.runningmap.com. Wygląda też dużo ładniej i przejrzyściej. Nowoczesny interfejs wręcz kusi, aby z niego korzystać. Niestety dużo wskazuje, że projekt jest we wczesnym stadium rozwoju. Po pierwsze nie ma możliwości się zalogowania (przynajmniej ja długo trenowałem i nie powiodło się), chociaż w nowościach wspominają o możliwości logowaniu. To implikuje, że nie można przetestować opcji, na której mi tak bardzo zależało: repozytorium własnych map (zarządzane w dziale „My Account”).Po drugie nadal nie poprawiono problemów związanych z generowaniem linka, poprawnym wyświetlaniem trasy, po użyciu linka jak i wykresu przewyższeń. Wszystko jest ok., ale tylko wtedy, gdy skorzystamy z wyszukania tras wg tagów. Na razie więc poza interfejsem nic się nie zmieniło. Szkoda – trzeba poczekać na finalną wersję tego systemu – może wtedy uda się z tego wycisnąć coś więcej. Na razie jednak dużo nie należy się spodziewać, bo udostępniona wersja to RC (dla nie wtajemniczonych: Release Candidate) Ale wróćmy do funkcji, która, jak to ująłem: urzekła mnie. Dodajmy teraz to o czym zupełnie zapomniałem: PRZEZ CHWILĘ! Tak, zdarzyło mi się, że powiedziano o mnie „malkontent”. Wtedy człowiek nie miał racji i tym razem, jeżeli, drogi czytelniku, chciałbyś użyć tego sformułowania, nie będziesz miał racji. To poważny zarzut, gdy mówi się, że czytelnik nie ma racji, więc natychmiast przejdźmy do rzeczy:Wykres wyznaczany jest na podstawie punktów. Liczba punktów równa się liczbie punktów wyznaczających trasę. To właśnie na ich podstawie odczytywana jest wysokość w metrach n.p.m. Z grubsza wygląda to całkiem ok. i nie widać tu nic złego. ALE! Załóżmy (choć to nie jest przecież rzadkość), że kilka odcinków naszej trasy jest w linii prostej. Wyznaczając trasę, aby się nie naklikać, zaznaczymy tylko dwoma punktami: na początku tej prostej i na końcu. Wykres uwzględni więc wysokość tych dwóch punktów i połączy je prostą nie analizując czy po drodze nie ma jakiegoś dużego wzniesienia. Chciałoby się to nazwać aproksymacją, ale znający definicję na pewno by odrzucili takie porównanie – to jest wręcz ordynarne uproszczenie, sprawiające, że te narzędzie w stosowaniu standardowym jest po prostu bezużyteczne!Aby więc skorzystać z tej „super” funkcji, naszą trasę trzeba bardzo gęsto okropkować – wtedy rzeczywiście mówić można o aproksymacji naszych przewyższeń na wyznaczonej trasie. Ech… I na koniec jeszcze słowo komentarza: mapy pobierane są z systemu Geocities. Oznacza to, że mapy w większości są mało aktualne a powiększenie ich (jak dla mnie) zdecydowanie za słabe. Dodatkowy problem, który związany jest nieco z mapami, to przeładowywanie map: gdy powiększamy lub przesuwamy mapy, to system potrafi się zachowywać jakby się zawiesił – to dowód na bardzo słaby kod aplikacji obsługującej ten serwis. Po utworzeniu 5 ścieżek biegowych ja osobiście miałem już dosyć. Ale konkluzja jest jeszcze bardziej okrutna: ten system to tylko sposób na obliczenie długości Waszych tras i ewentualnie podzielenie się nimi z innymi biegaczami. Nie ma możliwości wyeksportowania trasy do jednego z uznanych formatów GPS (aby go przenieść do np. Google Earth), nie ma możliwości zapisania naszych postępów na tej trasie (chyba, że przez punkty komentujące, ale dodanie punktu generuje nową mapę!) a także (i to był dla mnie szok!) nie ma możliwości usunięcia lub nawet edycji mapy! Aż ciśnie mi się ocena na usta, ale tym razem pozostawię ją Tobie, czytelniku.

3 lutego 2008

Pielęgniarki ze mnie nie będzie...

Wczorajsze robienie sobie zastrzyków skończyło się podwójnym nakłuciem i wielkim siniakiem ... załamka! Jeszcze kilka dni i mój brzuch będzie jednym wielkim siniakiem...

2 lutego 2008

Chyba słabnę...

Jest coraz trudniej. Wiedziałem, że tak będzie, ale co innego wiedzieć, a co innego poczuć to na własnej skórze. Fakt: poruszam się już bez kul, a ostatnie dwa dni, nawet udało mi się sprawnie poruszać autem jako kierowca. Problem jednak istnieje nadal i „ma się dobrze” – biegać nie mogę. Ba! Nawet chodzenie mi przychodzi bardzo ciężko! A nadchodząca zmiana pogody położyła mnie dziś do łóżka: permanentny ból nogi…
Równie straszne są też te zastrzyki. Mogą być wykonane tylko w brzuch! Co za paskudztwo! Przez nie musiałem zrezygnować nawet z robienia brzuszków – kontuzja zupełnie pozbawiła mnie możliwości wykonywania jakichkolwiek ćwiczeń… a kilogramy nie chcą stać w miejscu… Dziś po raz pierwszy robiłem sobie ten zastrzyk samodzielnie – jakoś ostatnio na żonę coraz słabiej mogę liczyć. Z tego stresu, jaki temu towarzyszy, musiałem kuć się dwa razy! Co za traumatyczne przeżycie! Czuję się po tym zabiegu strasznie…