=== Robsik's Blog on WordPress ===

31 marca 2010

Kręgosłup i święta...

Dziś kolejna sesja z „łamaczem kręgosłupów”. Postrzykało aż miło :) – może teraz będzie już lepiej. Niestety kolejne dwa odpoczynku mnie czeka. Oznacza, że dziś nici z pompek i brzuszków. W poniedziałek zrobiłem 41 pompek, chociaż po pierwszej serii, w której zrobiłem tylko 3 (miałem wrażenie, jakby ręce za chwilę miały oderwać się od tułowia – potworny ból!), byłem już przekonany, że więcej nie zrobię. Brzuszków poszło przeszło 80 –dość lekko, choć wczoraj już delikatnie czułem brzuszek (czyli jest jak należy).


Wygląda więc na to, że do świąt pozostanie już bez sportu – może na święta chociaż troszkę poćwiczę, ale czy znajdę czas? Zobaczymy – tymczasem życzę Wesołych Świąt!

28 marca 2010

koniec tygodnia...

Dopiero teraz wieczorem czuję jak mi ręce odjęło od tych ćwiczeń – nawet wyjęcie tależa z szafki górnej kosztuje mnie nie lada wysiłek ;) Ja jednak lubię ten stan i nie narzekam. Bardziej narzekam na kręgosług, który nadal wymaga ręki fachowca – ostatnia wizyta nie rozwiązała definitywnie tematu (a szkoda – bo to kosztowna impreza!). Nie przeszkodziło mi to jednak w wyjściu na rolki z dziećmi (młodsza na rowerku). Spędziliśmy chyba z 40 minut na intensywnym ściaganiu się po osiedlu – ciekawe ilu sąsiadów nas przeklęło ;). Tak czy owak ruchu trochę zaliczyłem i jakąs 1/4 ksiązki, która u mnie leży już od jakiegoś czasu (a że nie moja to trzeba w końcu wyczytać i oddać) – tym razem dość stara książka Roberta Ludluma... Trzeba szybko przeczytać, bo dwie kolejne książki czekają ;)

Nocne wysiłki

Wczorajszy dzień był pod znakiem wysiłku – choć zafundowałem go sobie zupełnie na późny wieczór. Obiecałem sobie przejażdżkę rowerową. Zbierałem się cały dzień – ale ciągle było coś do roboty. Z rowerem wyszedłem wiec już tuż przed 23:00. Rower oczywiście nadal trzyma kilogramy zeschnięteog błota – i nie to, abym liczył, że sam odpadnie – na pwno nie. Ciemno jednak było i późno, mechanizmy kręciły się bez zgrzytów, więc się tym generalnie nie przejąłem (kolega widząc mój rower wcozraj za dnia zadał tylko pytanie: na jakimś Paryż-Dakar byłeś???). Napompowałem tylko koła (powietrza jednak ubywa po takim czasie nieużywania) i ruszyłem w drogę.

Koncepcji nie miałem, bo miała to być zwykła przejażdżka – taki trening. Zresztą na uszach miałem audiobooka, którego ostatnio nabyłem i namiętnie go słuchałem (wciągnął mnie bez reszty!).

Zrobiłem więc 21 km w dość chłodnej atmosferze: 5-6 stopni z dużym wiatrem. Trochę jeszcze chłodno na takie jazdy – mnie jednak nie było siły zatrzymać ani zawrócić. Zerknąłem więc co słychać w Jabłonnej a potem skorzyłem przyjrzeć się postępom budowy naszego nowego mostu. Tak długo tu nie byłem, że nawet po ciemku widać było wyraźne postępy – to miło.
Gdy wróciłem do domu, odpocząłem troszkę i zacząłem wdrażać w życie potanowienia ćwiczeń pompek i brzuszków – tym razem za motywator przyjałem nowo-nabyty program do treningu, który dobrze motywuje a jednocześnie dba o odpowiedniej długości serie ćwiczeń. I tak tylko wczoraj zrobiłem w sumie: 55 pompek (nawet nie wiedziałem, że tyle się da!) oraz 85 brzuszków (też spodziewałem się dużo mniej :) ). Gdy się kładłem byłem przekonany, że dziś nie ruszę ani ręką ani brzuchem. Nie jest tak źle jednak – mięśnie tylko lekko odczuwam. Dziś przepisaowa przerwa a jutro kolejna seria :)

To na koniec zapis trasy przejażdżki (most budowany jest na skrajnym północnym brzegu mojej trasy):


22 marca 2010

"Oszustwa domenowe"

Temat coraz częściej puka do naszych drzwi, choć raczej częściej do naszych słuchawek, bo firmy, które zarabiają na wyłudzaniu potężnych opłat za domeny, których nie zawsze (lub prawie zawsze) nie potrzebujemy, mnożą się u nas niemal jak grzyby po deszczu.
Janusz Weiss przeprowadził dwie krótkie audycje na ten temat, ale nie wiele z nich wynikło - nie udało się nawet trafić do firmy, która trudni się taką działalnością. Postanowiłem więc przeprowadzić małe śledztwo. Wyniki tego śledztwa umieściłem w serwisie pokazywarka.pl:

http://pokazywarka.pl/et771q/

Lektura obowiązkowa dla każdego Polaka - po to aby uniknąć wydawania pieniążków na rzeczy których niepotrzebujemy, a już na pewno nie za te pieniądze. Pewnie wielu z Was zainteresuje, że żadna z tych firm, które namierzyłem nie jest polska (większość pochodzenia niemieckiego)?

Jeśli pytacie, co możecie zrobić jeszcze tym temacie, to podpowiem małe co nieco: rozgłoście o tym i wykopcie (http://www.wykop.pl/link/331751/oszustwa-domenowe/) - tak aby więcej ludzi mogło poznać ten mechanizm wyłudzania pieniędzy.

21 marca 2010

Moje odkrycia wokalne ostatniego roku

Dawno nie dzieliłem się z Wami na tematy muzyczne. Postanowiłem więc przejrzeć swojego youtube'a i podzielić się z moimi sympatiami. Ciekawostką jest to, że pierwsza wymienia artystka zaistniała już na rynku muzycznym (gdy ją poznałem, to publikowała sie tylko na youtube, twitterze, swojej stronie itp.).

Kina Grannis (tu tylko do 2:40 - potem to tzw. newsy):


Kazmills:


Angelica Vasilcov:


Cezik (nie wiedziałem, że potrafi cos więcej niż tylko śpiewać od końca):

A ponieważ to polski akcent, to zapodam jeszcze jedną produkcję tego zdolnego artysty:


Rebecca Shearing (nie w każdej piosence jej dobrze, jednak ten głos...):


Kasia Popowska (mam jeszcze wiele zastrzeżeń do jej wykonań, ale w ciągu ostatniego roku zrobiła ogromne postępy, wiele na plus):


No i na koniec Lady Gaga, ale w wersji oryginalnej - czyli Stefani Germanotta (trochę szkoda tego talentu - mam nadzieję, że to jeszcze kiedyś wróci) - ten teledysk należy obejrzeć do samego końca:
 

Podsumowanie tematu odznak szybowcowych

Ostatnimi czasy zdobywałem odznaki szybowcowe latając na symulatorze szybowca. Nie zdawałem sobie jednak sprawy z tego, że takie odznaki istnieją w rzeczywistości! Co więcej: wyglądają dokładnie tak samo. Wymaganiami nieco się różnią, ale spróbujmy się przyjrzeć temu bliżej:

Rzeczywista odznaka srebrna szybowcowa:
  • przelot na długości 50km
  • przewyższenie 1000m
  • lot o długości co najmniej 5 godzin
Odznaka srebrna szybowcowa (Condro-Club – symulator):
  • przelot na długości 50km
  • przewyższenie 1000m
  • lot o długości co najmniej 1 godziny
Różnicę w zasadzie mamy tylko o czasie przelotu. Przyjrzyjmy się więc teraz odznace złotej:

Rzeczywista odznaka srebrna szybowcowa:
  • przelot na długości 300km
  • przewyższenie 3000m
  • lot o długości co najmniej 5 godzin
Odznaka srebrna szybowcowa (Condro-Club – symulator):
  • przelot na długości 200km
  • przewyższenie 3000m
  • lot o długości co najmniej 2 godziny
Tu więc wymagania rzeczywiste są większe. No i złota z trzema diamentami:

Rzeczywista odznaka srebrna szybowcowa:
  • przelot na długości 500km (lot otwarty)
  • przewyższenie 5000m
  • przelot na długości 300km (lot zamknięty – np. po trójkącie)
Odznaka srebrna szybowcowa (Condro-Club – symulator):
  • przelot na długości 300km
  • przewyższenie 5000m
  • lot o długości co najmniej 3 godziny
W moim przypadku najdłuższy lot trwał ponad 6 godzin (chwała symulatorowi za funkcję PAUSE :) ). Przeleciałem także dyplomy 500km, 750km oraz 1000km. Można powiedzieć, że wirtualnie (czyli na symulatorze) spełniłem także rzeczywiste wymagania stawiane przy zdobywaniu odznak szybowcowych. Z dumą więc prezentuję wszystkie trzy:



Szybowce II Wojny Światowej - wstęp

Temat na pewno mocno odległy od dotychczasowej tematyki mojego bloga. Ostatnie moje szybowcowanie i słuchanie Wołoszańskiego popchnęło mnie trochę w kierunku poznania historii tych statków powietrznych. Okazało się, że historia szybowców jest równie bogata jak każdej innej dziedziny, której dotknęła wojna. Ta krótka wycieczka do historii pokazała zupełnie nowe oblicze tego wdzięcznego urządzenia, jakim jest szybowiec: szybowce wojenne.

Wielkiej pracy na ten temat nie zamierzam pisać, bo popełniono już wiele takich prac i powielanie ich nie ma najmniejszego sensu. Postanowiłem więc jedynie przedstawić kilka fotografii i linki do pełniejszych opracowań.

Ponieważ jednak nasze szybownictwo w Polsce jest niedoceniane (a jest znane wszędzie na świecie! Zwłaszcza dzięki naszym pilotom) to zacznę od pierwszej rewolucyjnej myśli technicznej: szybowiec PWS-101 – pierwszy polski szybowiec ze zbiornikiem balastowym i hamulcami aerodynamicznymi w płatach. Na tym szybowcu dokonano wielu wyczynów w latach 1937-1938 – przede wszystkim pilot Tadeusz Góra wykonał lot o długości 578 km (nie mil jak podają niektóre źródła) ustanawiając wtedy rekord światowy. Wspomnienia pana Tadeusza z tego lotu możemy wyczytać m.in. tu:

http://wyborcza.pl/nekrologi/1,101499,7417201,Legenda_polskiego_lotnictwa.html

A to trasa lotu:



Tak dla uzupełniania tej informacji należy dodać, że ten wspaniały pilot odszedł od nas na początku tego roku. Wspaniała postać naszego kraju i lotnictwa (lektura obowiązkowa: http://pl.wikipedia.org/wiki/Tadeusz_Góra).

Oto fotka tego cuda (więcej na stronie: http://www.piotrp.de/SZYBOWCE/ppws101.htm oraz http://www.aeroklub.bydgoszcz.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=57&Itemid=78):


Dla porównania odsyłam do opisów dwóch innych szybowców polskiej myśli lotniczej, które rywalizowały z PWS-101: Orlik: http://www.piotrp.de/SZYBOWCE/porlik.htm, oraz CW-5 (znany raczej jako CW-5 bis): http://www.piotrp.de/SZYBOWCE/pcw5.htm



Wróćmy jednak do rozwiązań wojskowych.

Zacząłem lekturę od artykułu na o2.pl (http://wiadomosci.o2.pl/?s=512&t=8995), który przedstawił chronologicznie dzieje wojskowe szybowców (niestety wybiórczo). Oczywiście mowa tu przede wszystkim o tych, które mieściły więcej niż dwóch pilotów. Pierwsze pomysły na wielkie transportowe szybowce w Niemczech pojawiły się w po przegranej Bitwie o Anglię. 

W pierwszej fazie powstały dwa projekty:

- Junkersa Ju 322 Mammut – ten nie wszedł do seryjnej produkcji, ale swoja konstrukcją i pomysłami zdecydowanie zachwycał. Trochę danych technicznych: http://pl.wikipedia.org/wiki/Junkers_Ju_322, i fotek (głównie) modeli: http://www.fantastic-plastic.com/JUNKERSJu322MammutPage.htm i http://images.google.pl/imgres?imgurl=http://img205.imageshack.us/img205/9471/ju322pi2.jpg&imgrefurl=http://www.allaircraftarcade.com/forum/viewtopic.php%3Ft%3D10622%26view%3Dnext%26sid%3Dd868052effbad673d338bd81760244d9&usg=__fVddpwqPDAFtxBplwCD-BjGp9wc=&h=569&w=751&sz=65&hl=pl&start=2&um=1&itbs=1&tbnid=UZhCSKGz-oZJ5M:&tbnh=107&tbnw=141&prev=/images%3Fq%3DJunkersa%2BJu%2B322%2BMammut%26um%3D1%26hl%3Dpl%26lr%3D%26sa%3DN%26tbs%3Disch:1 a także ciekawy zrzut publikacji o tym wynalazku: http://images.google.pl/imgres?imgurl=http://bp2.blogger.com/_KezhQ6waZT0/R48RSOqBWiI/AAAAAAAABzM/O5yWkCnhhj8/s320/mammut3.jpg&imgrefurl=http://www.airlandseaweapons.devhub.com/blog/2009/09/18/junkers-ju-322-mammut-1&usg=__4vHmjHq6wgfIZMfXtoTjyqVnk-g=&h=238&w=320&sz=32&hl=pl&start=4&um=1&itbs=1&tbnid=zxbmXMyHdCSQ6M:&tbnh=88&tbnw=118&prev=/images%3Fq%3DJunkersa%2BJu%2B322%2BMammut%26um%3D1%26hl%3Dpl%26lr%3D%26sa%3DN%26tbs%3Disch:1


- Messerschmitta Me 321 – wybrany do produkcji przez wojskowych, zwany także Gigantem. Trochę danych technicznych: http://pl.wikipedia.org/wiki/Messerschmitt_Me_321_Gigant i fotek: http://www.aviastar.org/air/germany/me-321.php; http://images.google.pl/imgres?imgurl=http://bp1.blogger.com/_CbwnjooteyI/SD5H25L66UI/AAAAAAAANrg/ajIHc8ga_sA/s400/17.jpg&imgrefurl=http://anonymous-generaltopics.blogspot.com/2008/05/messerschmitt-me-321.html&usg=__p_l45LuRoo-ErUkOn9VY9MZSJ_w=&h=300&w=400&sz=13&hl=pl&start=6&um=1&itbs=1&tbnid=_h0tnatXoTvY7M:&tbnh=93&tbnw=124&prev=/images%3Fq%3DMesserschmitta%2BMe%2B321%26um%3D1%26hl%3Dpl%26lr%3D%26sa%3DN%26tbs%3Disch:1  oraz http://images.google.pl/imgres?imgurl=http://www.sspanzer.net/Phantom/me323/Me321.jpg&imgrefurl=http://www.forum.spotter.pl/me-321-t2263/index.html&usg=__b8hdXDydZg5dL-PxZznGl4WAAns=&h=427&w=1200&sz=46&hl=pl&start=18&um=1&itbs=1&tbnid=YQxvjikokXC32M:&tbnh=53&tbnw=150&prev=/images%3Fq%3DMesserschmitta%2BMe%2B321%26um%3D1%26hl%3Dpl%26lr%3D%26sa%3DN%26tbs%3Disch:1  (wraz z opisem). I na koniec hiper-fajne fotki (również modeli): https://www.fiddlersgreen.net/models/aircraft/Messerschmitt-Me321.html


Trzeba przyznać, że kolosy robiły wrażenie nie tylko wielkością, ale i ładownością (maksymalnie 20-22 tony!). Nie wspominając wszystkich problemów technicznych jakie były do pokonania przy wyciągnięciu takiego kolosa w górę, do nieba… Polecam lekturę :) Zwłaszcza, że tych szybowców powstało kilkadziesiąt sztuk! Większość problemów technicznych pozbyto sie zamieniając szybowiec w samolot (6 silników) - odtąd samolot przyjmuje nazwę Me-323.


Mimo tych wielu problemów technicznych, z którymi borykali się Niemcy, okazało się, że pomysł był trafiony i działania z użyciem szybowców zaczynały przynosić znaczące korzyści. Brytyjczycy więc szybko podjęli rękawice i postanowili nie czekać z odpowiedzią, jaką był szybowiec desantowy AS-51 Horsa. Szybowiec całkowicie z budowany z drewna – dzięki temu udało się wyprodukować aż w 3655 sztukach!!! Po raz pierwszy użyto ich pod koniec 1942 roku. Oto filmowa prezentacja szybowca:



Opis danych technicznych (i nieco historii): http://pl.wikipedia.org/wiki/Airspeed_Horsa oraz (wersja angielska - zdecydowanie pełniejsza): http://en.wikipedia.org/wiki/Airspeed_Horsa, gdzie dodano także kilka fantastycznych fotek i na koniec opis z fotkami z forum spotter.pl: http://www.forum.spotter.pl/airspeed-as-51-horsa-t5552/index.html?t=5552.



Niemieckie szybowce bojowo-desantowe jednak nie były pierwszymi. Mieli je i Amerykanie i Rosjanie i Japończycy. Nie były wprawdzie już tak imponujące, jednak nie były tez ani sportowymi ani szkoleniowymi. Oto niektóre z przykładowych konstrukcji szybowców z czasów II Wojny Światowej:


- A-7 (RF-8): http://pl.wikipedia.org/wiki/A-7_(szybowiec)



- General Aircraft Hotspur: http://pl.wikipedia.org/wiki/General_Aircraft_Hotspur



- DFS-230 (http://pl.wikipedia.org/wiki/DFS_230) – to na tych szybowcach dokonano desantu w operacjach nad Belgią, Bałkanami, Kretą a także użyto do uwolnienia Mussoliniego(!). Ładowność: 2 pilotów + 10 żołnieży.



- Waco CG-3 (http://pl.wikipedia.org/wiki/Waco_CG-3)



- Meada Ku-1 (http://pl.wikipedia.org/wiki/Maeda_Ku-1 i http://images.google.pl/imgres?imgurl=http://www.airwar.ru/image/idop/glider/ku1/ku1-c1.jpg&imgrefurl=http://www.airwar.ru/enc/glider/ku1.html&usg=__HS-cPf9a4sX5U9C28a6JOZCDN6w=&h=195&w=600&sz=34&hl=pl&start=4&um=1&itbs=1&tbnid=wMNScEFcwEcSqM:&tbnh=44&tbnw=135&prev=/images%3Fq%3DMaeda%2BKu-1%26um%3D1%26hl%3Dpl%26lr%3D%26sa%3DN%26tbs%3Disch:1)

Gribovski G-11 (http://en.wikipedia.org/wiki/Gribovski_G-11
Slingsby Hengist (http://en.wikipedia.org/wiki/Slingsby_Hengist)
Waco CG-4 (http://en.wikipedia.org/wiki/Waco_CG-4A)
Gotha Go 242 (http://en.wikipedia.org/wiki/Gotha_Go_242)
General Aircraft Hamilcar (http://en.wikipedia.org/wiki/General_Aircraft_Hamilcar)
Antonov A-40 (http://en.wikipedia.org/wiki/Antonov_A-40) - w zasadzie szybujący czołg
Baynes Bat (http://en.wikipedia.org/wiki/Baynes_Bat) - prototyp
Ilyushin Il-32 (http://en.wikipedia.org/wiki/Ilyushin_Il-32)

18 marca 2010

Po przeglądzie...

No i po przeglądzie kręgosłupa. To było wczoraj. Dziś od rana czuję się jakby mnie ktoś przez pół godziny bokkenem po plecach tłukł. Trzeba przyznać jednak, że to uczucie zdecydowanie milsze niż te bóle poprzednio. I choć objawy były inne, to faktycznie było podobanie jak dwa lata temu: zablokowane żebro (coś tam wielostopniowo – ale ja nie kumam). Szybki masażyk, chrupu-chrupu i żebro odblokowane. Dziś odważyłem się z tej okazji na pierwszy trening. Oczywiście rezgrzeweczka i te rzeczy a potem niecałe 3,5km. Czułem, że energii jest więcej we mnie, ale wolę zacząć powoli. Z drugiej strony jednak mam przeczucie, że moje nieszczęsne pasmo szybko się przypomni i kolejną wizytę będę musiał odbyć do specjalisty od narządów ruchu. Pożyjemy zobaczymy :)

15 marca 2010

Przegląd kręgosłupa zaplanowany

Miałoby tak pięknie i miałem już zacząć biegać. Oczywiście problemem nie jest pogoda, bo jak dla mnie to już jest fajnie do biegania (pomimo dzisiejszych opadów śniegu). Od ponad dwóch miesięcy delikatnie, ale ustawicznie, pobolewa mnie kręgosłup. Jest to o tyle niepokojące, że z tygodnia na tydzień jest coraz bardziej i coraz częściej dotkliwe. Ostatnio zrezygnowałem więc z ćwiczeń a nawet z rozpoczęcia sezonu rowerowego (a już tydzień temu miałem poszaleć na rowerku). Nie pozostałem jednak bierny – umówiłem się na środę na wizytę do pani, która już mi raz swoimi młodymi rączkami przyniosła ulgę :) Wizyta umówiona na środę, więc już za dwa dni może będę mądrzejszy i może będę wiedział w czym problem.
W międzyczasie uprawiam więc sporty, które nie wymagają ode mnie wysiłku fizycznego (tudzież: wytężania kręgosłupa i pleców) – a mianowicie szybowcowanie :)) Tak więc czas pochwalić się kolejnymi osiągnięciami: dyplom za 750km oraz za 1000km. Znajduje to od razu odzwierciedlenie w obrazkach, które reprezentują zdobyte nagrody, umieszczonych po prawej stronie tego bloga (już na białym polu).

Syn także nie próżnował :))) Jest aktualnie na piątym poziomie zaawansowania (Level 5), co oznacza, że potrafi wylądować szybowcem bardzo precyzyjnie nawet w najcięższych warunkach pogodowych! Przeszliśmy także lekcję latania na tzw. żaglu (wiatr nawiewany na zbocza gór). Jeszcze mu to ciężko przychodzi, ale już wie o co chodzi, jak skręcać (banking), jak pilnować prędkości, jak sprawdzać aktualną wysokość (czyta wysokościomierz!) i wie kiedy jest wznoszenie a kiedy duszenie nie wspominając o starcie i lądowaniu, bo te egzaminy już zdał :))) Kawał wiedzy i treningu – duże postępy a co ważniejsze zaczyna czuć o co chodzi z tymi szybowcami :) W przyszły weekend (bo wcześniej raczej się nie uda) będzie chłopak próbował robić pierwsze pełne zadania (takie do 20km) – zupełnie samodzielnie. O postępach na pewno będę informował :)

9 marca 2010

Kolejna nagroda szybowcowania oraz następcy!

Jakoś ostatnio poszło całkiem dobrze. Przeleciałem 500km w 2 h 20 minut! Wyobraźcie sobie jak musiałem sie męczyć przy diamencie, gdy 300km trzeba przeleceć w 3 h :)))
Aktualny wygląd moich nagród przedstawia się więc tak:

Nie wiem jak Wam, ale mi się już bardziej podoba :)

Jest jednak jeszcze lepsza wiadomość! Otóż mój 7-letni syn też złapał bakcyla i zaczyna kumać o co chodzi w szybowcowaniu! Mało tego: oprócz tego, że potrafi już polatać trochę, to nauczył się bardzo dobrze lądować - zgodnie ze sztuką. Przeszedł także pierwsze zadanie z 27, które potwierdzają poziom zaawansowania pilota. Umie więc wylądować bez wiatru. Następny etap, to lekki wiatr - zapowiada się, że to też przejdzie :)
Za niego więc też trzymajcie kciuki! :)

8 marca 2010

Przegląd wiosenny i lekki start...

Powoli wracam do zeszłorocznego rytmu życia. Nadal idzie to w bólach, ale jest coraz bliżej wzorca. Wczoraj pobiegałem z rana. Większość i tak mocno powątpiewała, że po imprezie to nie możliwe i w ogóle raczej jak otworzę oczy to sobie odpuszczę. Okazało się jednak, że hart ducha we mnie nie śpi i rano wstałem i poszedłem na trening. Tylko trójka, ale po tak długiej przerwie nie chcę przedobrzyć.

Tydzień temu także się udało w weekend jedną trójkę zrobić. Nadal koszmarnie mało. Postaram się jednak w tym tygodniu to zmienić, chociaż plany tygodniowe coś mi mówią, że może być to dość trudne. Pożyjemy, zobaczymy…

Zeszły weekend i ta niedziela biegało się dobrze. Czuć nagromadzoną energię i hiper brak formy :). Nie zrażam się jednak – będzie okazja, aby się troszkę rozćwiczyć i przekonać czy pasmo piszczelowo-biodrowe wymaga wizyty lekarskiej czy nie.

Gorsze jednak jest to, że mój kręgosłup chyba też będzie wymagał fachowej pomocy. Od dwóch miesięcy delikatnie dokucza – zwłaszcza gdy coś podźwigam, albo gdy łóżko ścielę (to nie żart :) ). Marzec więc pewnie będzie miesiącem przeglądu po zimie – tym razem mojego organizmu…

Odznaka Diamentowa szybowcowania

Tak, tak! :) W niedzielę ostatecznie zaliczyłem Odznakę Diamentową szybowcowania wg zadań narzuconych przez Condor-Club. Oto więc moje trofea:


Teraz pozostają do zdobycia odznaki odległościowe i zadania, które podnoszą wiarygodność osiągniętych wyników, poprzez zdobywanie kolejnych poziomów zaawansowania. :) To jednak zostawimy sobie na jakieś bliżej nie określoną przyszłość...

3 marca 2010

Dwie trzecie diamentu :)

Jakoś szybko poszło, więc natychamist informuję o tym: mam już dwie trzecie Odznaki Diamentowej szybkowcowania:

Złota Odznaka szybowcowania

Tak! W końcu się udało. Zasługą jest przede wszystkim zmiana joystick'a - jednak to ma ogromne znaczenia. Zadanie polegało na minimum 200 km lotu, minimum 2 godziny lotu oraz 3 tys. metrów przewyższenia od miejsca, gdzie wytracę przynajmniej 100m (już lecąc). To ostatnie zadanie sprawiło mi najwięcej problemów, ale tu okazało się, że zbyt słabo analizuję mapy. Gdy już dobrze zanalizowałem mapy, okazało się, że zadanie bez problemu daje sie wykonać w niecałą godzinę, licząć jeszcze dolot do miejsca gdzie było to możliwe do zrobienia. Oto przyznana odznaka:


Teraz zaczynam pracować na ostatnią, diamentową. Wyczyn jeszcze większy, ale konkurencja nie może być przecież prostrza ;).
Dla ciekawostki podam tylko statystyki latania z tego roku (a w zasadzie z lutego):
Przelecianych kilometrów: 1157 km
Ilość lotów: 23
Ilość czasu spędzonego na wykonywaniu zadań: 10 godzin 26 minut