Tak, dziś można powiedzieć miałem pierwszy trening po kontuzji. Chyba trochę za wcześnie, choć na razie jeszcze trudno to ocenić. Przebiegłem 800m i nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie choinka niesiona na „commando”. Szkoda, że czasu sobie nie zmierzyłem, bo nadmiar energii, który mi się nagromadził przez ostatnie dni, dał się łatwo wykorzystać i nadal pozostał w nadmiarze :)
Ale dzisiejszy dzień, to jeszcze jeden powód do dumy: udało mi się wywalczyć ponownie -10kg (liczone oczywiście do września) a przy tym mogłem skrócić pasek w spodniach o jedną dziurkę! Po prostu wielka radość! Wiem, że przede mną jeszcze święta i na koniec roku ciężko będzie ten wynik wybronić, ale nastawiam się już teraz na wielki wysiłek i walkę bez pardonu :)
A że dziś znowu roboty za dużo – to pewnie z treningu nici...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz