=== Robsik's Blog on WordPress ===

20 stycznia 2010

Jest nadzieja dla ludzkości!

Tak! Okazuje się, że nie wszystko jeszcze stracone, że jest nadzieja, że jest człowiek, który może jeszcze wszystko zmienić! Polecam każdemu, komu los Ziemi nie jest obojętny:

http://en.tackfilm.se/?id=1263938475602RA77



18 stycznia 2010

FarmVille - krytycznym okiem

Dałem się skusić na grę, chyba rozsławioną już w każdych mediach: FarmVille. Gra, która jest aplikacją Facebook’a, więc całość skupia się wokół tej społeczności. W zasadzie chyba nawet nie da się pograć, nie mając konta facebook – tego jednak nie sprawdzałem. Ostatecznie przekonał mnie brak, gdy dowiedziałem się, że w to gra. Powiedziałem sobie: może jednak coś w tym jest – trzeba spróbować!



Pierwsze wrażenia były dość interesujące. Można uprawiać wiele warzyw, owoców czy nawet (później) kwiatów. Można hodować zwierzątka, budować im jakieś budowle, dekorować naszą farmę, sadzić drzewa itd. Na pierwszy rzut oka jest bardzo wiele możliwości i opcji. Postanowiłem więc, że pogram w to.

Po tygodniu jednak zaczęły mnie nachodzić pierwsze wątpliwości, kilka dni potem zapadła decyzja: dość. Gra zanudziła mnie okrutnie! Nie sposób jednak pogodzić się z opuszczeniem farmy tak po prostu – ja postanowiłem zamknąć ten czas takim posumowaniem, które obrazowałoby moją opinię o tej grze (i podobnych do tej, bo takich jest coraz więcej!).

Zacznę więc od szczegółów technicznych, które nie są bez znaczenia. W moim odczuciu im dalej gra szła tym wolniej chodziła, tym wolniej się ładowała i coraz więcej błędów generowała (większość dotyczyła synchronizacji gry z serwerem). Ja zatrzymałem się na poziomie 27 (level). Przyjrzałem się więc bliżej jak wygląda to od strony sprzętu, na którym uruchamia się tę aplikację. Posiadam maszynę z procesorem Intel Core 2 Duo 2,0GHz – Oba procesory chodzą w okolicy 75-85%(!), gdy uruchamiam farmę. Pamięci od razu zabiera ok. 250MB. To nie mało, biorąc pod uwagę, że gra jest flash’owa i w przeglądarce. Do gry więc potrzeba super maszyny a i tak na pewnym poziomie ilości elementów posiadanych na farmie, gra spowolni się znacznie i zauważalnie.

To tyle, jeśli chodzi o szczegóły techniczne. Z tym akurat da się żyć ;)) Chciałbym jednak zwrócić uwagę na dużo ważniejsze aspekty gry, które sprawiły, że zniechęciłem się do kontynuacji gry.

Pierwszy z nich, ten naczelny: brak określonego celu w grze. A gdy celu brakuje to i wszystko potrafi stracić sens. Faktem jest, że nie wielu z nas zdaje sobie sprawę z tego jak ważny jest cel wyznaczany dla naszych działań. Wiadomym jest, że często aby dojść do głównego celu, trzeba wyznaczać sobie cele cząstkowe – jest wtedy większa motywacja i mobilizacja. I tak jak tu w grze nie jest trudno o cele pośrednie, tak celu naczelnego w zasadzie brak – przynajmniej ja go nie znalazłem.

Problem jednak nie dotyczy tylko tej gry. Firma Zynga (obecnie już nie tylko ona) popełniła wiele podobnych gier, z którymi spotkałem się m. in. przy okazji używania iPhone’a. Zawsze kończyło tak samo: cele pośrednie kończyły się błyskawicznie a po kilku dniach nie było widać ani naczelnego ani pośredniego sensownego…

Drugi aspekt, to prymitywność gry. Nastawiona jest na prostolinijne egzystowanie w grze (nawet nie granie!). Bo jakąż umiejętnością jest powtarzanie tych samych czynności (sadzenie, zbieranie, oranie…), które można wykonywać o każdej porze, wolno i szybko, bez konieczności walczenia z żywiołami czy innymi utrudnieniami. Otóż to! Nie ma w grze przysłowiowych kłód rzucanych pod nogi – przez grę kroczy się jak świecie idealnych, którego ani nie ma, ani nie potrafimy, jako ludzie, żyć. Naturą człowieka są przecież wyzwania i to osiąganie tych wyzwań stanowi o atrakcyjności czegoś. Przecież zdobywanie szarf czy kolekcji nie jest wyzwaniem – jest jedynie kwestią cierpliwości, czasu – niczego więcej. Wyzwanie przecież musi być prawdziwe i trudne. Tu takich nie ma. A gdy nie ma wyzwań, ani celu, to co to jest? Pewnie już każdy wie ;) – zwykły zjadacz czasu, obdarty z jakiegokolwiek sensu. O niebo lepiej jest poczytać książkę (ktoś jeszcze praktykuje takie zabobony?), obejrzeć film (coraz rzadziej jest to ambitna rozrywka, ale jednak!), odwiedzić znajomego z butelką dobrego whisky, czy nawet pójść na dłuższy spacer – jest tyle lepszych pomysłów, że aż głowa może rozboleć od mnogości.

Zapewnie wielu teraz krzyknie: ależ to jest gra społecznościowa! A tak, ale tylko teoretycznie. Wszystkich nowopoznanych znajomych, których dodałem (tudzież zostałem przez nich dodany) aby pograć z nimi w FarmVille nadal są dla mnie obcy tak jak byli poprzednio. Próbowałem nawet nawiązać jakikolwiek kontakt, ale każdy jest nastawiony na JAKIEGOKOLWIEK sąsiada, bo gra zmusza do posiadania bardzo dużej ilości sąsiadów (do 50-ciu jest to nagradzane). Jest więc zwykły owczy pęd za sztuką – nie znajomością. Kolejny babol gry, który zadziałał inaczej niż zamierzano (jak się domyślam).

Gra sama w sobie też niestety jest prymitywna i zbyt prosta – aż boli ta prymitywność. Mógłbym tu teraz na wiele tysięcy słów rozwodzić się na ten temat, ale wskażę tylko kilka aspektów, które fantastycznie rozbijają zapał graczy (zaobserwowane na bracie ;) ). Większość rzeczy, które kupujemy za ciężkie pieniądze można sprzedać za przysłowiowe grosze. Aby nie być gołosłownym podam szopa na narzędzia kosztuje 14 tys a można sprzedać za jedyne 700. Chałupkę za 60 tys. za jedyne 3 tys. Czyli 5% wartości pierwotnej. Wszelkie więc inwestycje są bezcelowe. Co gorsza, przynajmniej mnie osobiście dość mocno to dotknęło, większość z tych drogich zakupów (dom, szopy, wiatraki i inne budowle liczone w dziesiątkach lub nawet setkach tysięcy) w zasadzie nic nie dają prócz punktów doświadczenia (EXP). Gromadzisz więc pieniądze po to aby wydawać je na doświadczenie – proste aż do bólu.

I na koniec mała ciekawostka, która chyba niechcący im wyszła. Do obory możemy wrzucać krowy i jednego byka. Jak się okazuje do pustej obory możemy wrzucić samego byka i gdy przyjdzie czas zbiorów, okazuje się, że z tego byka możemy uzyskać mleko(!). Ciekawe gdzie potem jedzie to mleko i kto je będzie pił? ;)))


Tak więc kończy się moja przygoda z grą FarmVille. Szkoda, że nie jest wystarczająco rozbudowana funkcjonalnie – mogłaby pewnie zgromadzić więcej graczy. Z drugiej jednak strony mam wrażenie, że ostatnio użytkownicy komputerów chętnie uciekają do prostych i banalnych gier, które odrywają ich od trudnej szarej codzienności. Jest chyba na to wielkie zapotrzebowanie. Ja jednak się łapię na te tanie chwyty i dla odmiany pouczę się angielskiego ;)

15 stycznia 2010

Zimowe fotki

Treningi znowu wstrzymałem – zima dobrała nam się przysłowiowych zadków i lekko nie ma. Temperatura wieczorami spada grubo poniżej 10 stopni mrozu, co zdecydowanie utrudnia powrót do treningów. Nie ryzykuję przeziębieniem, bo to nie problem. Zamiast tego zrobię sobie dłuższą przerwę i poczytam w zamian książki, choć pewnie w zrzucaniu wagi to nie pomoże :)))


Dwa dni temu wracałem w nocy z zajezdni (ok., 1,5km) do domu. Byłem w zwykłych jeansach – nogi mi tak zmarzły, że ostatnie 200-300 metrów paliły mnie już żywym ogniem! Słowem: fantastyczna, prawdziwa zima!

W związku z tym postanowiłem pokazać kilka ciekawych fotek z tej zimy, która zachwyca niemal na każdym kroku. Pierwsze fotki to widok z auta, po jakich drogach czasami przychodzi nam jeździć:


Od Zima 2010

Od Zima 2010

Od Zima 2010

Następna fotka to pokaz nieostrożności na drogach, które mają różną sprawność w tak zmiennej aurze:


Od Zima 2010

A to widok na Warszawa-Wola – około godziny 23:00 jednego z dni, które były zdominowane przez opady śniegu (ulica, którą jeżdżą autobusy – nie jakaś boczna):


Od Zima 2010

A to kompozycje soplowe na jednym z bloków – urocze :)))


Od Zima 2010

Od Zima 2010

6 stycznia 2010

Wstępne podsumowanie roku 2009

Zacząłem w końcu walkę z treningami – po tak długiem przerwie ciężko się zmobilizować. Nawet pomimo tego, że same treningi dostarczają mi wiele radości – najgorzej jednak wyjść z domu…

W niedzielę zacząłem trening od rowerku. Miał być lekki i przyjemny – zostało tylko to drugi :) A to dlatego, że jazda rowerem po takim śniegu i lodzie to nie lada wyczyn – tak sprawnościowy jak i siłowy ;)). Ćwiczyłem więc hamowanie na śniegu i jazdę w hamowaniu bokiem. W końcu podczas zimy można te techniki opanować przy mniejszej prędkości, więc na pewno jest bezpieczniej. Wywróciłem się tylko 2 razy – to niezły wynik jak na 9,5km ;)).

Nie mogłem się tylko przyzwyczaić, że jak już hamulec zablokował koło, to nie mogłem dalej pedałować, aby nieco „podriftować” ;)).

Sama jazda po nie odśnieżonych ścieżkach rowerowych natomiast dostarczała solidnego wysiłku fizycznego. Tak więc trening wyszedł całkiem fajny i przyzwoity…

Wczoraj ubrałem się w „dresy” i ruszyłem pobiegać. Lekko nie było, bo termometr wskazywał już poniżej -12 stopni. Zamarzały mi szronem wąsy, ale mogłem nadal w miarę swobodnie oddychać a środek nosa nadal nie zamarzał. Zrobiłem niecałe 5km i czuję, że noga/biodro by mi na więcej nie pozwoliło. Wprawdzie trening poprzedziłem dobrą rozgrzewką, ale po tam długiej przerwie to jedna rozgrzeweczka nie nadrobi tego czasu.

Wczorajszy bieg to także przekroczenie bariery 2 tys. km biegania. Tym razem jednak mnie ta liczba nie cieszy. Ostatni rok to był bardzo wymęczony kontuzjami rok – głównie pasmo piszczolow-biodrowe. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że prawdopodobnie ostatecznie nie obędzie się bez fachowej pomocy terapeutycznej – a to niestety mocno kosztuje…

Ale jak już jesteśmy przy liczbach, to może przyjrzyjmy się jak słabo wyglądał rok, który nam odszedł do historii:

Na początek dystanse przebiegnięte w każdym z miesięcy:
  • Styczeń: 97km
  • Luty: 15km
  • Marzec: 69km
  • Kwiecień: 6km
  • Maj: 42km
  • Czerwiec: 56km
  • Lipiec: 95km
  • Sierpień: 114km
  • Wrzesień: 19km
  • Październik: 62km
  • Listopad: 91km
  • Grudzień: 4km
  • W sumie: 669km
Czyli tyle co nic. Wszystkich startów nabiegałem 45km – czyli 4 starty. Też bardzo mało :(

W tym roku nawet rowerem nie nakręciłem zbyt wiele – zaledwie 750km. Można więc powiedzieć, że bardzo słaby rok. Niestety nadchodzący może być podobny, jeśli nie znajdę jakiejś skutecznej, ale i taniej pomocy lekarskiej…

Można więc jeszcze przyjrzeć się wadze. Rok zakończyłem bilansem zerowym – z taką wagą jaką wchodziłem w rok, z taką i wyszedłem. Wprawdzie osiągnąłem zamierzoną wagę i przez jakiś miesiąc nawet ją utrzymałem, ale brak odpowiednio długich treningów nie pomaga w utrzymaniu wagi. Walka zaczyna się więc od nowa. New Years Resolutions nadal nie wytyczone, myślę jednak w ciągu tygodnia to nadrobię – a na razie postaram się trzymać systematykę ćwiczeń i treningów…