=== Robsik's Blog on WordPress ===

8 listopada 2010

Przepis na skuteczne Halloween

Wprawdzie był to dzień przed Halloween, ale tak się złożyło, że lepszego terminu mógłbym już nie wyhaczyć. Zadzwoniłem do siostry – gadaliśmy może z 5-6 minut po czym na drugiej linii odezwała się mamuśka – siostra więc rzuciła szybko „to ja zadzwonię później” i zamykając klapkę odłożyła telefon do kuchni (nie wiedząc, że zamknięcie klapki nie rozłącza rozmowy). Ja oczywiście miałem jeszcze kilkadziesiąt minut jazdy, więc stwierdziłem, że posłucham sobie tej rozmowy i się nie rozłączyłem.
Niestety jakość rozmowy była słaba – słyszałem, że jeszcze gadają, ale zupełnie nie rozumiałem słów. Stwierdziłem jednak, że jest to super szansa na zrobienie psikusa :)) Postanowiłem więc wyczekać końca rozmowy.

Gdy rozmowa ucichła odczekałem jeszcze ok. dwóch minut i rozpocząłem straszenie: głębokim, niskim i powolnym głosem zacząłem powtarzać jak mantrę wypowiadaną przez kapłana sekty imię siostry. Używałem troszkę zawodzącego głosu, aby brzmiał jeszcze lepiej i jeszcze bardziej przeraźliwie tajemniczo. Po kilkunastu wywołaniach zacząłem tracić już nadzieję, że mnie ktoś słyszy, aż nagle usłyszałem w słuchawce: „ja cię chyba zamorduje!!! Mało nie zemdlałam ze strachu!!! Wpędzisz mnie do grobu świrusie!!!” :)))

Okazało się, że telefon zostawiła na głośnomówiącym, więc było mnie słychać bardzo dobrze (wcześniej miałem wyłączony mikrofon – to tak dla wnikliwych ;) ). Pech chciał, że właśnie w tym czasie jej mąż i syn wybyli z domu (to była sobota) i była sama. Gdy usłyszała mój zawodzący głos struchlała, ale już po ułamku sekundy ruszyła powoli w kierunku głosu – w kierunku kuchni. Im była bliżej tym dźwięk był wyraźniejszy i tym bardziej się bała, o krok od omdlenia…

Wypomina mi to do dziś – ciekawe dlaczego? ;)))

Wszystkich Świętych

Znowu czas przepłynął między palcami jak woda. Nie sposób go zatrzymać. Najgorsze jednak jest to, że wraz z nim przemijają ludzie… ci żywi i ci, którzy oglądają już nasze wzmagania z góry. Czasami się zastanawiam, która strata bardziej boli…


W tym roku poszedłem na cmentarz z aparatem (mowa oczywiście o Wszystkich Świętych). Planowałem pobyć z tymi duszami 2-3 godziny, tak aby spróbować uchwycić pamięć o nich, a może po prostu pobyć – aparat zapewniał mi tylko zajęcie. Byłem strasznie zszokowany ile ludzi przychodzi na cmentarz aby spotkać się (głównie) z kolegami, pogadać, pokrzyczeć, poryczeć ze śmiechu a nawet kląć lepiej szewc – na całe gardło! Ciężko było znaleźć na tym cmentarzu chwilę spokoju, zadumy i tego klimatu, który znam od zawsze. Wyszedłem już po północy z cmentarza a tam robiło się coraz gwarniej – nie czułem się tam bezpiecznie… po raz pierwszy raz w życiu…

A policja/straż miejska? Tak była – ze swoim aparatem fotograficznym i po kilku minutach się zmyli – więcej ich nie widziałem – dla nich chyba też było zbyt niebezpiecznie…

Ostatecznie zrobiłem trochę ujęć – nie jestem z nich zadowolony tak jak oczekiwałem. Podzielę się z Wami kilkoma: