=== Robsik's Blog on WordPress ===

15 czerwca 2008

I Bieg Marszałka

Szkoda, że wczorajszego dnia nie dało się wydłużyć – chciałem jednak troszkę więcej czasu spędzić na zawodach – nie udało się. Ale bieg wyszedł nam (z Bogusiem) bardzo super! Fakt, że mnie stać było na więcej, jak się okazało na mecie, ale za to udało się Bogusia podprowadzić na jego sukces :) Podoba była bardzo ciekawa. Jadąc na zawody termometr ledwo wskazywał 15 stopni, a biegnąć słońce potrafiło tak przypiec, że nie wiele się to różniło od występu sprzed tygodnia. Szczęśliwie troszkę wiało. Korzystaliśmy z tej bryzy biegnąc w kierunku zachodnim – na najdłuższej prostej. Organizacja imprezy całkiem przyzwoita – osobiście nie podobały mi się tylko te uroczystości przy kopcu. Cwaniacy byli poubierani jak trzeba a biegający przygotowani do biegania, w strojach dość cienkich, po rozgrzewce, tylko się schładzali. To dla mnie było trochę bez sensu. Sam bieg był już całkiem fajny. Policja i straż miejska ładnie obstawiła ulice, aby bezpiecznie się biegło, gdy trzeba było, to puszczała pieszych i samochody, tak aby nie przeszkadzać biegającym – nie jeden organizator pozazdrościłby! Ludzie miejscowi tylko troszkę jakby przestraszeni. Szczęśliwie część z nich dzielnie nam kibicowała – przez wszystkie 3 kółka! Plan był prosty: tym razem Boguś chciał osiągnąć aż dwa cele: zejść poniżej 60 minut oraz dobiec do mety bez marszobiegu. Ponieważ mam zegarek, który sprawdza tempo, to prowadziłem go utrzymując bieg na poziomie do 6:00. I tak udało się przebiec 9km. Wprawdzie były już chwile zwątpienia, ale utrzymał się dzielnie na pozycji i biegł dalej. Na ostatnim kilometrze stwierdziłem, że się odłączę i pobiegnę ostatni kilometr na większej parze. Okazało się potem, że dzięki temu Boguś też zmobilizował się finiszu i nie przeszedł do marszobiegu mieszcząc się poniżej 60 minut! A ja na ostatnim kilometrze wyprzedziłem około 7 osób. Sprawdziłem klasycznie bieg przyśpieszony aż do sprintu tak szybkiego jak to tylko było możliwe. Na mecie zorientowałem się, że mogłem zacząć tak przynajmniej 1,5km przed metą – miałem jeszcze trochę pary. No ale ten bieg chciałem głównie Bogusia podprowadzić, co się udało! Ze swojego biegu także jestem zadowolony – zwłaszcza finiszu. Już wiem jak powinien wyglądać i ile może zdziałać odpowiednio wcześnie zaczęty :) Dziękuję Dori za doping i kciuki :))) A noga? Ćmiła – nie pozwala o sobie zapomnieć, ale jakoś specjalnie też nie przeszkodziła mi w tych zawodach. Dzień wcześniej poświęciłem godzinę na ćwiczenia rehabilitacyjne – rano mogłem zrobić już prawi pełny przysiad – tak dobrze jeszcze nie było! Niestety mamy już 15-ty czerwca, a widmo zabiegu zbliża się coraz bardziej… Fakt, że z każdym biegiem jakby mniej boli – pytanie jednak co powie lekarz? Chwilowo jednak wyrzucam to z głowy i myślę tylko jak wykorzystać ten czas, który jeszcze mam… No właśnie! Dziś nie udało mi się tak dobrze tego czasu wykorzystać jak zwykle. Wczoraj pojawił się u mnie dość ostry ból gardła i zdecydowałem, że tym razem nie pojadę na wycieczkę rowerową. Przeraziła mnie przede wszystkim temperatura, która by mnie przywitała z samego rana: 9 stopni! Wycieczkę więc odkładam na następny tydzień – najpierw muszę podleczyć gardło. A dziś może jeszcze pobiegam, jeśli mi się z gardłem nie pogorszy..

Brak komentarzy: