Od soboty po południu noszę coraz to większe zakwasy. Nie mogłem się połapać o co chodzi?! Przecież nić takiego nie robiłem! Niby dyszka na Łosiowych, ale nie była aż tak szybka i wyczerpująca… Dopiero dziś wszystko się wyjaśniło, gdy podszedłem znowu do rozgrzewki przed bieganiem. Załatwiłem 15 minut w domku (to co trzeba było z przyrządami lub na podłodze) a resztę na dworze. I przy jednym z ćwiczeń przypomniałem sobie, że w sobotę tuż przed Łosiowymi po raz pierwszy je zrobiłem. Nigdy bym nie wpadł na to, że takie ćwiczenia tak dają kopa!
Odkrycie to mnie uskrzydliło, bo po raz pierwszy w życiu naprawdę nie wiedziałem skąd pochodzą moje zakwasy! Stąd też zamiast 3km pobiegłem 8,5km :))) A po tym jeszcze jedna seria tych ćwiczeń – a jak! Jak już iść to za ciosem! :)
Biegało się już raczej mało przyjemnie. Bo choć na termometrze było 8 stopni, to jednak wiatr północny był przejmująco przeszywający i skutecznie odbierał radość szybkiego biegania. Dziś byłem przygotowany tylko na 3km, więc nawet nie brałem ze sobą telefonu, a co za tym idzie, nie miałem mp3-ki ze sobą – samotne 5,5km było więc przeraźliwie nudne. Nawet przechodniów nie było wielu, bo wystartowaliśmy po 22:00. Na szczęście trening ukończony i ze wspomnień pozostaje tylko satysfakcja z dobrze wykonanego treningu :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz