EKIDEN - trzeba przyznać, że nie spodziewałem się aż tak dobra będzie to impreza! Świetna organizacja, wspaniała pogoda, atmosfera... po prostu startować w tej imprezie, to była czysta przyjemność. Faktem jest, że było kilka niedociągnięć, ale do tego jeszcze dojdziemy :) Na starcie pojawiło się ponad 180 drużyn 6-cio osobowych. To dużo! Przecież to ponad 1000 osób! Nasza drużyna nawet miała jednego rodzynka :) z czego chyba wszyscy byli dumni. Rodzynka (Karolinę) także wystawiliśmy na pierwszy strzał, potem Jacek, Boguś, ja, Grześ i Kuba. Kolejność oczywiście na przestrzeni ostatnich dwóch tygodni zmieniała się kilka razy, ale w dniu startu obyło się już bez zmian :) Ze startem miałem mały problem, bo naszego numeru nie przeczytali (po raz drugi już tego dnia!) - straciłem więc kilka sekund. W zasadzie i tak nie miało to większego znaczenia, bo wygrać nie zamierzaliśmy. Fakt jednak rzucił cień na organizatorów (i nie był to efekt słońca, która zaczynało nam przyświecać). Na początku ruszyłem bardzo ostro, bo w granicach 4:35-4:40. Potem stanął przede mną ostry podbieg wzdłuż ulicy Sanguszki. Straszyli mnie nim dość skutecznie, ale postanowiłem słuchać raczej siebie - i udało się! Podbieg pokonałem w tempie 5:00! Potem już było na zmianę: to na lepsze a to na grosze. Pierwszą piątkę zrobiłem więc w 25:10! Dla mnie to był rekord i kolejne 5km przede mną. Wtedy zapragnąłem złamać 50min na dystansie 10km, choć wydawało mi się, że to już chyba trochę za późno. Kolejny podbieg, tak jak się spodziewałem, nie był już taki łatwy. Ledwo 6:00 - to drastycznie mało. Wiedziałem, że to oznacza dla mnie bieg na dużym tempie w pozostałej części trasy. To mnie jednak uskrzydliło i pozwoliło rzeczywiście dać z siebie jeszcze więcej. Biegnąć z górki miałem wrażenie, że dobiegnę do ostatniej pętli i tam siły mnie opuszczą. Szczęśliwie się tak nie stało - udało mi się utrzymać to tempo do samego końca, co dało mi życiówkę! Po raz pierwszy w życiu złamałem więc 50 minut na dyszkę (49:25)! Wow! Na trasie spotkałem kilku fascynujących kibiców: dziewczyna na ostrym podbiegu (bardzo dobre miejsce!) i Jang, który też potem pojawił się na podbiegu. Ciekawe, że obydwoje to biegacze. I trudno się dziwić, że tak świetnie kibicowali - tylko biegacze wiedzą ile wysiłku kosztuje pokonanie takiego wzniesienia. Dziewczyny niestety nie kojarzę, choć dowiedziałem się, że biegła w pierwszej zmianie, ale obydwojgu bardzo gorąco dziękuję za doping! To był najlepszy jaki mogłem doświadczyć na tej trasie. Na trasie jeszcze jedna starsza pani chciała być pomocną - chyba na swój sposób chciała być kibicem. Widząc w moim ręku butelkę Powerade'a rzuciła do mnie: „tylko nie pij chłopcze podczas biegu, bo możesz się zadławić albo utopić!". Rozbawiła mnie strasznie, więc tylko się uśmiechnąłem i pobiegłem dalej. Na trasie zasadniczo mało było kibiców. Więcej było przypadkowych osób, które za wszelką cenę chciały przechodzić na drugą stronę jezdni, po której biegaliśmy. W wielu przypadkach niestety robili to bez wyczucia. O samochodach już nie wspominam, zwłaszcza tam, gdzie policja sobie zrobiła wolne i zlewała temat sterowania ruchem - tam z reguły doświadczałem kompletnej głupoty kierowców. Szczęśliwie w większości miejsc policjanci nie byli aż tak leniwi. Jeszcze jednym zastrzeżeniem do trasy był fragment prowadzący po kostce. Niestety na bieganie po czymś takim nie jestem zbytnio przygotowany i z reguły było to miejsce gdzie ponad 10-20s na kilometrze traciłem - starałem się biec uważniej, aby ponownie nie skręcić nogi. Jak dla mnie to był bardzo słaby pomysł. Nawet nasz rodzynek przyznał, że ten odcinek był najmniej sympatyczny. Na pochwałę zasługuje także Grzegorz. To był jego pierwszy start i na piątce złamał 28 minut! Nie spodziewałem się aż tak dobrego wyniku! Gratulacje, Grzesiu! Ciekawy jestem czy to Cię zaszczepi do dalszych startów :) No i na koniec wypada podać wyniki: zajęliśmy 127 miejsce w klasyfikacji ogólnej. Osobiście jestem zadowolony - jak reszta drużyny to jeszcze nie wiem. Myślę jednak, że wynik także i ich zadowoli :) Po przybiegnięciu Kuby, zrobiliśmy zdjęcie pamiątkowe z medalami ułożonymi w ciasteczko (dzięki Karolinie wiedzieliśmy, że to taki był zamysł organizatora!) i udaliśmy się na Pasta Party. Niestety fotka jest bez jednego zawodnika, który musiał uciec wcześniej (szkoda!). Słowem: wspaniała impreza!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz