Ech, znowu przerwa w bieganiu wyszła taka, że aż wstyd spojrzeć sobie w twarz (np. w lustrze)! Wymówek było wiele, a to katar, a to kaszel, a to deszcz... Choć najważniejszą chyba było ścięgno Achillesa - pobolewało mnie tak, że przed dwa dni wręcz kulałem. Troszkę się przestraszyłem i postanowiłem na chwilę odpuścić. Dziś jest już jednak środa a w sobotę EKIDEN. Czas więc było się ruszyć i ruszyć także Grzesia.
Ścięgno już nie dokucza, choć jakoś pewnie się nie czułem. Podczas biegu jednak żadnych dolegliwości poza mięśniami lewego piszczela - ewidentnie zastoje takie mi nie służą. Ale jutro jeszcze rozkwiczę to i powinno być na sobotę jak trzeba.
Przebiegłem dziś ciut ponad 6km. Grześ zrobił ze mną jakieś 4,3km. 4km zrobił w tempie poniżej 6:00, więc jest już nieźle :). Jutro zrobi piąteczkę ze mną takim super lajcikiem i powinien być gotowy do startu. Mam nadzieję, że ja też zdążę się przygotować...
W końcu przestało padać!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz