Blog o tym co sprawia, że znajduję pasję życia: rodzina, bieganie, góry, fotografia, rower ...
=== Robsik's Blog on WordPress ===
30 września 2008
Muzeum Historyczne w Legionowie
Nowe fotki
29 września 2008
Poznaję Legionowo
28 września 2008
EKIDEN 2008
EKIDEN - trzeba przyznać, że nie spodziewałem się aż tak dobra będzie to impreza! Świetna organizacja, wspaniała pogoda, atmosfera... po prostu startować w tej imprezie, to była czysta przyjemność. Faktem jest, że było kilka niedociągnięć, ale do tego jeszcze dojdziemy :) Na starcie pojawiło się ponad 180 drużyn 6-cio osobowych. To dużo! Przecież to ponad 1000 osób! Nasza drużyna nawet miała jednego rodzynka :) z czego chyba wszyscy byli dumni. Rodzynka (Karolinę) także wystawiliśmy na pierwszy strzał, potem Jacek, Boguś, ja, Grześ i Kuba. Kolejność oczywiście na przestrzeni ostatnich dwóch tygodni zmieniała się kilka razy, ale w dniu startu obyło się już bez zmian :) Ze startem miałem mały problem, bo naszego numeru nie przeczytali (po raz drugi już tego dnia!) - straciłem więc kilka sekund. W zasadzie i tak nie miało to większego znaczenia, bo wygrać nie zamierzaliśmy. Fakt jednak rzucił cień na organizatorów (i nie był to efekt słońca, która zaczynało nam przyświecać). Na początku ruszyłem bardzo ostro, bo w granicach 4:35-4:40. Potem stanął przede mną ostry podbieg wzdłuż ulicy Sanguszki. Straszyli mnie nim dość skutecznie, ale postanowiłem słuchać raczej siebie - i udało się! Podbieg pokonałem w tempie 5:00! Potem już było na zmianę: to na lepsze a to na grosze. Pierwszą piątkę zrobiłem więc w 25:10! Dla mnie to był rekord i kolejne 5km przede mną. Wtedy zapragnąłem złamać 50min na dystansie 10km, choć wydawało mi się, że to już chyba trochę za późno. Kolejny podbieg, tak jak się spodziewałem, nie był już taki łatwy. Ledwo 6:00 - to drastycznie mało. Wiedziałem, że to oznacza dla mnie bieg na dużym tempie w pozostałej części trasy. To mnie jednak uskrzydliło i pozwoliło rzeczywiście dać z siebie jeszcze więcej. Biegnąć z górki miałem wrażenie, że dobiegnę do ostatniej pętli i tam siły mnie opuszczą. Szczęśliwie się tak nie stało - udało mi się utrzymać to tempo do samego końca, co dało mi życiówkę! Po raz pierwszy w życiu złamałem więc 50 minut na dyszkę (49:25)! Wow! Na trasie spotkałem kilku fascynujących kibiców: dziewczyna na ostrym podbiegu (bardzo dobre miejsce!) i Jang, który też potem pojawił się na podbiegu. Ciekawe, że obydwoje to biegacze. I trudno się dziwić, że tak świetnie kibicowali - tylko biegacze wiedzą ile wysiłku kosztuje pokonanie takiego wzniesienia. Dziewczyny niestety nie kojarzę, choć dowiedziałem się, że biegła w pierwszej zmianie, ale obydwojgu bardzo gorąco dziękuję za doping! To był najlepszy jaki mogłem doświadczyć na tej trasie. Na trasie jeszcze jedna starsza pani chciała być pomocną - chyba na swój sposób chciała być kibicem. Widząc w moim ręku butelkę Powerade'a rzuciła do mnie: „tylko nie pij chłopcze podczas biegu, bo możesz się zadławić albo utopić!". Rozbawiła mnie strasznie, więc tylko się uśmiechnąłem i pobiegłem dalej. Na trasie zasadniczo mało było kibiców. Więcej było przypadkowych osób, które za wszelką cenę chciały przechodzić na drugą stronę jezdni, po której biegaliśmy. W wielu przypadkach niestety robili to bez wyczucia. O samochodach już nie wspominam, zwłaszcza tam, gdzie policja sobie zrobiła wolne i zlewała temat sterowania ruchem - tam z reguły doświadczałem kompletnej głupoty kierowców. Szczęśliwie w większości miejsc policjanci nie byli aż tak leniwi. Jeszcze jednym zastrzeżeniem do trasy był fragment prowadzący po kostce. Niestety na bieganie po czymś takim nie jestem zbytnio przygotowany i z reguły było to miejsce gdzie ponad 10-20s na kilometrze traciłem - starałem się biec uważniej, aby ponownie nie skręcić nogi. Jak dla mnie to był bardzo słaby pomysł. Nawet nasz rodzynek przyznał, że ten odcinek był najmniej sympatyczny. Na pochwałę zasługuje także Grzegorz. To był jego pierwszy start i na piątce złamał 28 minut! Nie spodziewałem się aż tak dobrego wyniku! Gratulacje, Grzesiu! Ciekawy jestem czy to Cię zaszczepi do dalszych startów :) No i na koniec wypada podać wyniki: zajęliśmy 127 miejsce w klasyfikacji ogólnej. Osobiście jestem zadowolony - jak reszta drużyny to jeszcze nie wiem. Myślę jednak, że wynik także i ich zadowoli :) Po przybiegnięciu Kuby, zrobiliśmy zdjęcie pamiątkowe z medalami ułożonymi w ciasteczko (dzięki Karolinie wiedzieliśmy, że to taki był zamysł organizatora!) i udaliśmy się na Pasta Party. Niestety fotka jest bez jednego zawodnika, który musiał uciec wcześniej (szkoda!). Słowem: wspaniała impreza!
27 września 2008
Rozgrzewka przed EKIDEN
26 września 2008
Jeszcze jeden trening przed EKIDEN
23 września 2008
Znowu w trasie!
18 września 2008
Konkurs rowerowy rozstrzygnięty
Dziś dokucza mi ścięgno Achillesa, więc znowu nie poszedłem biegać, choć wróciłem tak, że czasu by starczyło. Zupełnie tego nie rozumiem – jakoś tak z nikąd ten ból się pojawił. Tak więc odpuścić sobie trzeba, bo za tydzień EKIDEN... Ale mam inną nowinę, która mnie ucieszyła: zająłem 5-te miejsce w konkursie Pascala! Juuupiiiii! Dziękuję Wam kochani za wsparcie. Wprawdzie komentarze same nie były bezpośrednio brane pod uwagę, przy punktacji, ale pozwoliły (mam nadzieję) zauważyć moje prace w gąszczu innych (wszystkich było coś koło 180 prac!). Nagroda może nie jest szokująca, ale ja jestem zadowolony – żona też :))). Nagrodą jest pobyt weekendowy w hotelu Hotel Inn Józefów. Śmiejemy się, że daleko nie jedziemy, ale może to i dobrze. Do nagrody dodali jeszcze dwa plecaki Kellys oraz dwie pary rękawiczek rowerowych.
Wszystko to wiem na razie ze stron Pascala, bo na maila jeszcze nie przyszło żadne potwierdzenie, ani jak realizować nagrody. Na razie jednak się tym nie martwię i cieszę przede wszystkim z wyróżnienia – to dla mnie potwierdzenie, że to co tu pozostawiam nadaje się również dla innych do czytania :)))
W tym tygodniu jednak za bardzo Was nie rozpieszczę: w weekend wyjeżdżam na ziemie wschodnie na dwudniowe weselisko, więc nie będzie biegania ani rowerowania. „Widzimy” się więc w przyszłym tygodniu.
15 września 2008
Znowu zakwasy?!
14 września 2008
Fort Beniaminów
A oto trasa przejazdu:
13 września 2008
Łosiowe po raz pierwszy w tym roku!
11 września 2008
Głosy
Ponieważ czas powoli zebrać się odwiedzić „łosiowe” to postanowiłem dziś pobiegać, aby jutro odpocząć a w sobotę o świcie (prawie) ruszyć na błota. Dziś, mimo zapowiedzi, pobiegłem bez Grzesia – ale chylę czoło przed nim: wczoraj oddawał krew i jeszcze ze mną biegał! Dziś wprawdzie go zmogło zmęczenie, ale w dniu oddania, to ja się nie nadaję do niczego! Zrobiłem więc 9km w bardzo przyzwoitym tempie, choć zmiennych. Zaczynałem od tempa powyżej 6:00 a ostatnie 400-500m robiłem w tempie grubo poniżej 5:00. Na dworze 14 stopi więc biegało się super! Trzeba było tylko znowu po tych dzisiejszych deszczach uważać na ślimaki – plątały się między nogami jak rozszalałe kurczaki :))) Wczoraj biegłem (jak i dzisiaj) z MP3 na uszach. Wrzuciłem sobie płytę Zbigniewa Preisnera „Głosy”. Płytę posiadam już dobrych kilka lat, sprzedawana była z gazetą. Wczoraj dopiero jednak odkryłem o czym ona jest: jest prawie całkowicie poświęcona Powodzianom. Wstrząsnęła mną ta płyta tak jakbym ją po raz pierwszy odsłuchiwał, nabrała powagi i cielesnej boleści, słyszalnego cierpienia i krzyku o pomoc… Przygotowałem płytę do odsłuchania. Jeśli ktoś jest wystarczająco silny, to polecam! Głębokie emocje murowane!
Zapracowany Biegacz
Nie ma to jak zarobić się na dobre! Z tego wszystkiego wczoraj mi trening wypadł. Teoria głosi, że się już taki trening odpuszcza, ale ileż można czekać!? Dziś więc po wielu godzinach spędzonych w aucie, zebrałem się pobiegałem z Grzesiem. Zrobiłem zaledwie 8,2km, ale od razu lepiej się poczułem. Tego mi trzeba było!..
Szczęśliwie wszystko wskazuje na to, że kolana odpoczęły. Staw skokowy można uznać, że nie bolał. Lekko pod koniec poczułem łydkę, ale to może być efekt szalonego „biegania” po mieście – zrobiłem ponad 11 tys. kroków! Czytałem gdzieś kiedyś, że 10 tys. kroków dziennie to dobre minimum. Aby tyle zrobić w ciągu dnia naprawdę nieźle trzeba się nabiegać i chyba zrezygnować z samochodu, autobusów itp. Nogi więc zmęczyłem porządnie :)
7 września 2008
Ból Gardła
6 września 2008
A jednak innym razem
Poezja przyrody
- Gdzieś tu powinien być niebieski szlak – chyba go zgubiłem. - A to panie, to tam pod tą ścianą lasu. Tą drogą pan pojedziesz i tam jak ten słup tam stoi. Tam będzie jeziorko, w lewo i dalej to już prosto.
Byłem zszokowany! Po raz pierwszy spotkałem kogoś, kto tak dokładnie był obcykany!
Kolejny szok! Facet musiał być miejscowy i często chodzić na grzyby. Byłem wyjątkowo wdzięczny facetowi! Nie musiałem za mocno kombinować aby wrócić na szlak. Gdy już wjechałem do lasu to przeżyłem kolejny szok. Grzybiarzy była tak wielu, że nawet nie było mowy o znalezieniu zacisznego miejsca do wydalenia nadmiaru płynów fizjologicznych! Zagadnąłem nawet jednego. Wszyscy o tej porze (już trochę po 10:00) mieli już pewne kosze i wiaderka. Po drodze trafiam dzięki mapie na grób nieznanego żołnierza – z drugiej wojny światowej. Jest bardzo skromny a zarazem wymowny. Uwieczniam to na zdjęciach i jadę dalej. Grzybiarze towarzysza mi do samej Choszczówki. Są wszędzie – jak mrówki jakieś, czy szarańcza, czy też jak osy w cukierni. Krążą i napełniają kosze, choć wydaje się, że już nic nie może się zmieścić w tych koszach, tudzież wiaderkach. Po drodze niebieski szklak pieszy wymieniam na żółty pieszy. Dokładnie w Nieporęcie. Od Nieporętu jednak droga jest bardzo sucha i chętnie się kurzy. Samochodów jest tak dużo, że na żadnej z odwiedzonych tego dnia dróg (nawet gminnych!) nie spotkałem aż tylu! Tu przydała się opaska, którą założyłem na styl „bandyta”. To pozwalało mi jechać nawet w dużym zapyleniu i swobodnie oddychać. A trzeba dodać, że niektórzy mieli to w nosie, że ktoś tu jedzie rowerem lub idzie pieszo – jechali jakby to był jakiś rajd samochodowy – nie ładnie drodzy kierowcy, nie ładnie! Swoją chustką oczywiście wzbudzam duże zainteresowanie – zlewam to jednak. Przecież ja też chcę żyć, nie? Gdy dojeżdżam do Józefowa, to czuję się już jak w domu – stąd znam milion dróg do domu. Tym razem jednak jadę twardo żółtym szlakiem – akurat tej jednej drogi nie znam, więc czas ją poznać. Droga całkiem sympatyczna z jednym trudnym podjazdem na wydmę a chwilę potem wpadłem na ścieżkę już mi znaną z innych wypraw. Od tej chwili było już tylko pędzenie do domu. Grzybiarze chyba mocno drapali się po głowie gdzie mi tak śpieszno :))) Dołączam więc mapę podróży i fotki (album wyszczególniony obok):- A to musiałem gdzieś minąć zjazd, albo mi zamknęli barierką… - Nieeee, to przez tą stację benzynową co tam teraz robią – nie ma jak tam teraz wjechać.
5 września 2008
Powiększona galeria Human Race
Ćwiczenia Kledzikowe
Od pewnego czasu śledzę, skąd przychodzą moi czytelnicy. Jest wiele tematów, których nie rozwinąłem, a które nadal cieszą się dużym zainteresowaniem. Postanowiłem więc uzupełnić te rzeczy, które są na topie.
Zaczynamy od ćwiczeń na wzmocnienie kolan w wydaniu zwanym „Ćwiczenia Kledzikowe” polecane przez Lecha Kledzik (stąd ta nazwa).
W bieganiu i rowerowaniu jednym z ważniejszych elementów są kolana. To one są poddawane największej ilości kontuzji. Stąd wzmacnianie kolan powinno być „pacierzem biegających”. Po co wzmacniać kolana? W zasadzie tymi ćwiczeniami wzmacniamy mięśnie, które pracują przy okolicach kolan. To one decydują o tym jak nam się biega i jak mocno jesteśmy podatni na kontuzje. Wspomina się o tym, że właściwy układ mięśniowy potrafi nawet do 30% odciążyć nasze stawy kolanowe. Wszystko więc wskazuje, że warto temu poświęcić odrobinę czasu.
Przedstawiane ćwiczenia nie wymagając dużej siły, gibkości czy szczególnych umiejętności – wystarczy zwykły zapał i systematyczność. Cały zestaw ćwiczeń zabiera ok. 20 minut (w moim przypadku). Można go wykonać (co ważniejsze dla niektórych) niemal wszędzie.
Oto zestaw ćwiczeń:
- Łapiemy jedną nogę za kostkę i lekko przyciskamy do pośladka. Następnie robimy lekkie przysiady – ok. 30 stopni zgięcia nogi, tak aby kolano nie wysuwało się poza palce stopy, na której stoimy. Robimy 60-100 powtórzeń na każdą nogę.
- Lekko unosimy nogę piętą do tyłu, zginając ją lekko w kolanie. Teraz robimy 60-100 powtórzeń na każdą nogę.
- Prostujemy i unosimy jedną nogę (ok. 10cm nad ziemią) czyli lekko wysuwając ją do przodu. Następnie robimy 60-100 powtórzeń na każdą nogę.
- Opieramy nogę na kawałek meble lub ławki, tak aby była na wysokości bioder. Teraz robimy przysiady: 60-100 powtórzeń na każdą nogę.
- Siadamy pod ścianą opierając się na niej plecami, nogi kładziemy proste w rozkroku ok. 45 stopni (można też jedną nogę podciągnąć do siebie). Stopy wykręcamy tak, aby wewnętrzna strona „patrzyła” do góry. Teraz unosimy nogę (nie tę podkuloną!) lekko do góry i robimy tak ok. 30 razy na każdą nogę.
- Leżymy na boku, noga na nodze. Unosimy jedną nogę pod kątek ok. 45 stopni od podłoża i powtarzamy to ok. 30 razy. Potem zmiana boku i znowu 30 powtórzeń.
Wszystkie ćwiczenia wykonujemy raczej powoli, tak aby poczuć jak mięśnie pracują – tak ok. 1. Sekundy na jedno powtórzenie ćwiczenia.
Niektóre z tych ćwiczeń zostały zwizualizowane na stronach portalu Biegajznami.pl.