=== Robsik's Blog on WordPress ===

31 sierpnia 2008

Human Race

Ach cóż to był za BIEG! Już nie pamiętałem jak się czułem rok temu. Ta impreza ma wielką duszą. I nie mówią co chcą – nawet jeśli to jest komercja, to niech ona trwa i będzie z nami! Bo mali organizatorzy nie są w stanie zrobić coś tak obłędnego. Tego nawet nie da się wytłumaczyć, trzeba przyjść i przynajmniej pokibicować, pobyć w epicentrum imprezy, poczuć ten zapach, hałas, zobaczyć ten uśmiech aż na tylu twarzach jednocześnie… W tym roku wyjechałem dość późno, więc podjąłem decyzję, że tym razem zaparkuję po drugiej stronie Wisły i przez most przebiegnę jako rozgrzewkę. Pierwsza niespodzianka to brak paliwa w baku – musiałem więc najpierw skierować się na stację benzynową. Zanim tam dojechałem, napotkałem dwie zakonnice jadące rowerami – przypomniały mi się od razu stare dziecięce czasy, gdy widok zakonnicy przynosił pecha. Nie wiem czemu ale od razu o tym pomyślałem. Wjechałem na stację benzynową: pusto! Tylko ja. Ale podnoszę pistolet – wszystko działa, więc nie wiele myśląc zacząłem tankować – przecież nie mam czasu! Wchodzę do środka: też pusto – nawet po tamtej stronie lady (dodajmy, że stacja ma 8 stanowisk!). Szczęśliwie jednak ktoś przyszedł i 15 minut później chciałem tego ktosia zamordować gołymi rękami! Takiej guzdrały jeszcze nie spotkałem. Ominę więc ten epizod, aby nie rzucać wulgaryzmami… Dojechałem tam, gdzie wydawało mi się, że chcę zaparkować. Włączyłem sprzęt i ruszyłem do Agrykoli. Najpierw okazało się, że dla pieszych przejścia na drugą stronę Wisły nie ma! Przynajmniej ja nie znalazłem takowego. Co za dramat! Jeszcze większy niż Grota – kto to projektował te mosty??? Ostatecznie przedostałem się więc na drugą stronę Wału Międzyszyńskiego i ruszyłem pod prąd zjazdem prowadzącym na Puławy. Dalej poszło już gładko – no gdyby nie to, że to moje bliskie parkowanie wygenerowało mi 3km rozgrzewkę :) Szybko odnalazłem kolegów, którzy stali w kolejce do mobilnej toalety i dla towarzystwa ustawiłem się z nimi. Ostatecznie nawet skorzystałem, bo to był pewnego rodzaju zaszczyt i dodatkowa atrakcja – kolejka miała tak na moje oko powyżej 50m! Po tym rytuale udaliśmy się do rękawa, który prowadził do linii startu. Zanim jednak wystartowaliśmy, to jak zwykle zaliczyliśmy spóźnienie – to dało jeszcze tak ok. 25min czekania na start. Startowaliśmy w drugiej grupie (w kolejności to była trzecia, bo jeszcze przed wszystkimi pobiegli VIPy). Gdy udało się podejść do linii startu, to w końcu poczułem, że płynie we mnie krew. Nawet nogi zaczęły jakoś same podskakiwać i się dogrzewać – to był już dobry znak. Czułem więc imprezę już całym sobą (o jakże się myliłem wtedy!). Bieg jak zwykle w takich imprezach powinien nazywać się albo bieg z przeszkodami, albo bieg slalom. Przez wyprzedzenie, wymijanie i omijanie innych biegaczy nadrabia się nieco metrów. U nas wyszło to blisko 500m! Ale i tak mi się podobało! Boguś w tym biegu okazał się niezłym wymiataczem. Choć z drugiej strony zaczynam się zastanawiać, czy to ja przypadkiem nie stoję w miejscu, bo wszyscy wokół zaczynają naginać, a ja tylko patrzę jak oni zaiwaniają na tych imprezach. Wystartowaliśmy tempem 5:30 i długo go nie przekraczaliśmy. Ale gdy zostawiliśmy Belweder za plecami, to się zaczęło! Przez kilka ostatnich kilometrów biegliśmy już ładnie poniżej 5:00min/km! Nie wiedziałem nawet, że tak potrafię, choć do lekkich przebieżek to już nie należało :). Zmęczyło mnie to do tego stopnia, że na 8-ym kilometrze knułem już plany jak zwolnić, albo nieco odpocząć. Wtedy wsłuchiwałem się w swoje ciało, oddech – wszystko wskazywało, że nie umieram ze zmęczenia, więc diagnoza była prosta: biegnę dalej i trzymam tempo, aby mi tylko Boguś nie uciekł – dam radę! Takie wątpliwości jednak pojawiały się już coraz częściej a ja za każdym razem byłem zmuszany do wyszukiwania nowych argumentów na utrzymanie tempa. To była prawdziwa walka z samym sobą! To było to co lubię bardzo! Zwłaszcza w takie dni jak ten: zrobiłem życiówkę! Pokonałem ją o ponad 1 minutę! To mnie już mocno uskrzydliło – cieszyłem się w duszy jak dziecko, bo na zewnątrz to miałem wrażenie, że mi się usta krzywią ze zmęczenia. A miał być taki lightowy bieg :). Całe te wydarzenie skłania mnie więc do zmiany pewnych norm. Od dziś to Boguś mnie ciągnie, a ja próbuję dotrzymać kroku… Ja nie mogę! Pamiętam jak dziś, jak mi ciężko było go molestować o bieganie. Teraz role się odwróciły :))) Ale dobrze – może będzie mi łatwiej motywować się do biegania i trenowania :) A za dziś przyjmuję wszelkie gratulacje ;))) PS. Dori! Jak to możliwe, że mnie z takiego tłumu wypatrzyłaś? Ależ musisz mieć sokole oko! Cieszę się, że też byłaś :)

Brak komentarzy: