Minęły kolejne dwa dni. Dość szalone. W poniedziałek z rana ruszyliśmy na plażę, ale na same spacery. Ja też przygotowałem się raczej na fotografowanie, czego efektem było ponad 300 fotek z aparatu i telefonu. O kąpieli jakoś nie było mowy. Potem spadł deszcz a po deszczu obiad i słoneczko! Temperatura nie rozpieszczała, ale decyzja zapadła! Jedziemy na plażę. Tym razem jednak nie podarowałem i kąpiel była. O tyle ciekawie, że fale momentami przekraczamy 2 metry wysokości. Widać było, że zbliża się sztorm i siła wiatru jak i fal była okrutna. Utrzymanie się w wodzie po kolana w chwili przejścia fali było wręcz niemożliwe :)))
Na tę okoliczność także swojego syna zabrałem na łowienie fal – bardzo mu się podobało! Jest to tak fantastyczne zajęcie, że ja tego dnia ze cztery razy wchodziłem do tej lodowatej! Moim kompanem był tylko Krzysiek, ale jemu dość szybko wymiękały nogi – wyjątkowo wiele siły trzeba mieć, aby przetrwać w takich falach! No i więcej amatorów kąpieli nie było! Mimo tego ładnego słoneczka. Problemem była tu ewidentnie temperatura morza. Ja ten problem jak zwykle kwitowałem bieganiem wzdłuż brzegu. Wprawdzie każdego wieczoru powtarzam sobie, że czas sobie zrobić przerwę, bo gigantyczne zakwasy utrudniają mi już nawet chodzenie (nie wspominając o siadaniu i wstawaniu), ale chęć korzystania z tego wyjazdu jest silniejsza ode mnie. Tego dnia nawet namówiłem żonę, aby pstryknęła mi kilka fotek na tę okoliczność – trzeba przyznać, że wyszło kilka fajnych i nawet jedna pójdzie na awatar :))).
Jak schodziliśmy z plaży, to znalazł się jeszcze jeden amator kąpieli…
A dziś? W nocy zaczął się sztorm. Zapowiadany na 8 w skali B. Plan był więc oczywisty: 4:30 pobudka i nad morze z aparatem. Niestety poprzedniego dnia wyczerpały się akumulatorki i nie zdążyły się naładować na tak wczesną porę. Na łowy wyszedłem więc tylko z N95 – dobre i to. Ale okazało się, że nie wiele tych fal było i mało widowiskowe było to co ujrzeliśmy. Pstryknęliśmy więc kilka fotek i z powrotem do łóżek.
Sztorm dopiero rozhulał się w ciągu dnia. Pojechaliśmy rodzinnie około 16:00. Fale były już piękne, wielkie i groźne. Biły w wał i podbierały kolejne centymetry tych wałów, wgryzając się coraz dalej w głąb kontynentu. W niektórych miejscach zaczęto myśleć o wzmacnianiu tych wałów, aby zatrzymać tę korozję – tam plaże są tak wąskie, że dziś były całkowicie zalewane przez fale…
Ostatecznie więc dzień dzisiejszy wyszedł jako odpoczynek dla moich spracowanych nóg. No i chyba najwyższa pora ;)))
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz