=== Robsik's Blog on WordPress ===

26 sierpnia 2008

Pieski lubią nie tylko bajki!

Chyba jednak szczęście mi trochę sprzyja. Dziś biegałem po Przasnyszu. Dość dziwne miasto i drogi raczej przeciętne, ale ostatecznie na drogi raczej nie miałem czasu narzekać :) Najpierw okazało się, że na rozgrzewkę poświęciłem za mało czasu i po 1,5km zaczął mnie boleć lewy piszczel. Musiałem więc zwolnić swoje zawrotne tempo i delikatnie rozbiegać piszczele. Tak miałem do ok. 4km. Potem zaczęły się przygody, bo biegłem już polnymi dróżkami. Najpierw napotkałem czworo dzieciaków, którzy mnie odprowadzili w takim milczenia zachwycie, że jednemu aż się usta otworzyły :). Kilkaset metrów dalej napotkałem już psa, który chyba próbował do mnie biec, ale miał jakieś problemy, bo ostatecznie nie doszedł do mnie. Na wszelki wypadek jednak uzbroiłem się w 3 kamyczki. Biegłem już więc uzbrojony po zęby: w jednym ręku komórka z odpaloną MP3 i SportsTrackerem, a w drugim ręku technologia obronna sprzed tysięcy lat: kamyczki :) Dalej biegnąc trafiłem na kolejnego psa. Ten jednak stał na drodze i nie wyglądał zbyt przyjaźnie. Widząc mnie od razu zaczął szczekać (niech mi jeszcze raz ktoś powie, że czworonogi to takie przyjazne!) i ruszył tak niepewnie w moim kierunku. Wtedy postanowiłem użyć przedpotopowej broni i cisnąłem kamyk w jego kierunku, tak ostrzegawczo aby go na razie nie trafić a dobrze przestraszyć. Pies zauważył kamień, ale chyba nie wiedział co z tym zrobić. Wtedy postanowiłem ruszyć biegiem w jego kierunku, aby udać, że go gonię. To poskutkowało – szczekając oddalił się niezwykle szybko. Uff! Kolejna zakała dróg biegacza pokonana. Następna przygoda czekała mnie niestety już po 500m. Z daleka zobaczyłem psa dość dużego. Natychmiast uzupełniłem swój magazynek kamienny i zwolniłem nieco kroku, aby zobaczyć jak się te psy zachowują. Przejechał jakiś samochód – pies zablokował mu drogę i nawet nie chciał schodzić z drogi – pięknie! – pomyślałem. Wtedy okazało się, że psów jest więcej! Naliczyłem 5 – mój magazynek na 3 kamyczki wydał się dość mizerną bronią, więc zwolniłem jeszcze bardziej zastanawiając się jak ten problem przebrnąć. Ryzyko wydało się dość duże, droga powrotna długa. Wtedy za plecami usłyszałem quada – szybko machnąłem ręką i człowiek się zatrzymał. Spytałem czy mnie nie przerzuci przez tą psiarnię – zgodził się. Jak się okazało też osoba biegająca. Nawet rok temu brał udział w Run Warsaw! Cóż za wspaniałe spotkanie! Inny biegacz uratował mnie od niezłej watahy psów – chyba jednak ktoś tam na Górze czuwa nade mną… Muszę kupić gaz na bezpańskie burki… Udało się więc zrobić dzisiaj prawie 8km w tempie 5:51 – bardzo przyzwoite. Trening zakończony bez bólów, potem kolacja, piwo i pokój hotelowy. To był udany dzień! :)

Dorzucam jeszcze mapkę z trasą, gdyby ktoś z Przasnysza chciał się tak przebiec :)

Brak komentarzy: