Rzecz, którą muszę odnotować, głównie dla siebie, to to, że od pamiętnej nadmorskiej masakry (7.08.2008) biegałem bez opaski mierzącej puls – wyłącznie pomiar odległości z S1. Powód: wyczerpana bateria w zegarku, więc przełożyłem z opaski, aby móc mierzyć przynajmniej odległość. Baterie kupiłem dopiero 23.08.2008 i wtedy wróciłem do biegania z pulsometrem. Natomiast do Przasnysza wybrałem się takim pośpiechu, że miałem wyłącznie czujnik S1, ale bez zegarka, więc znowu bez pulsometru i bez pomiaru odległości przebytej – zmierzyłem to potem w oparciu o zapis GPS w telefonie (export do GPX i wrzucamy np. do Google Earth). To co warto odnotować, że bieganie bez pulsometru jest zalecane do czasu do czasu – nabieramy większego dystansu do swojego biegania i uczymy się słuchać lepiej swojego organizmu. Byłem zaskoczony jak źle się czułem po raz pierwszy bez pulsometru. Kolejne jednak biegi sprawiały mi już frajdę :)
Gorąco polecam!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz