Wtedy dostałem SMS’a: spóźnialski się obudził i chce biegać :) – dołączył więc przy lidlu. Bardzo mi to odpowiadało, bo 7km miałem już za sobą i kompan na dalsze 7 był mi już potrzebny. Przetestowaliśmy przy okazji jedną dodatkową drogę po lesie – okazała się całkiem sympatyczna! (widać na mapie poniżej). Biegło się jednak z każdym kilometrem coraz ciężej. Coraz bardziej parno, woda z bidonu szybko się kończyła, a na 10-tym kilometrze musiałem zdjąć już koszulkę, bo czułem że za chwilę znowu będę miał przetarte sutki. Ostatni kilometr zaś zaczynałem już włóczyć nogami – pogoda powili mnie pokonywała. Wprawdzie po raz pierwszy przebiegłem taki długi odcinek, ale trzeba przyznać, że mnie sponiewierał – nawet moją nogę. Szczęśliwie schłodzenie, masaże i kilka ćwiczeń pozwoliły jej wrócić do formy… Plan biegu:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz