=== Robsik's Blog on WordPress ===

18 lipca 2008

Bieg po bunkry

No i zmasakrował mnie Boguś! Nie sądziłem, że z niego tak narwany biegacz. Dzięki temu coraz bardziej się utrzymuję w przekonaniu, że jestem spacerowicz a nie biegacz :) Zdecydowałem się pojechać do Bogusia na trening. Przynęt było kilka: mecze eliminacyjne, problem z siecią (trzeba było spróbować to naprawić), nie do końca działający komputer, no i te bunkry :) – trening miał polegać na dobiegnięciu do bunkrów. Ten pomysł spodobał mi się od razu, więc potrzebowałem jeszcze chwili na znalezienie czasu i motywatora. Tak więc padło na czwartek. Wybiegliśmy z Karczewa. Od razu zaczęliśmy od bardzo trudnych, jak na moją nogę, bezdroży, potem trochę trilinki a następnie las. Pierwszy był króciutki, ale pachniał obłędnie – jakby ktoś tam co jakiś czas umieszczał pachnidełka sosnowe! Zapach żywicy roznosił się wszem i wobec – coś pięknego. Potem wbiegliśmy do większego lasu – tam przynajmniej mniej śmieci było i im dalej biegliśmy, tym las stawał się czystszy. Sama droga dość była raczej dość monotonna, choć mój staw skokowy ostatecznie nie był zadowolony – musiałem szukać prostszych powierzchni, aby mógł czasami odpocząć. Do bunkrów mieliśmy w sumie niecałe 7km (cała trasa wyniosła ciut powyżej 13km). Tam zrobiliśmy sobie przerwę na oglądanie i kilka fotek – nie mogłem sobie odpuścić J - w końcu ostatnio bunkry u mnie na „tapecie”! Niestety GPS w ogóle się nie załączył i nie mam zaznaczonego miejsca tych bunkrów. Oznacza to, że jeszcze raz będę musiał tam pobiec, chociażby po to aby oznaczyć to miejsce :)). Przybliżoną lokalizację oczywiście znam, ale to nie to samo co dokładna. Na razie umieszczam więc tylko kilka fotek. Droga powrotna była już trudna. Na 8-ym km staw skokowy stwierdził, że już ma dosyć. Wiedząc ile nas kilometrów jeszcze czeka lekko się wystraszyłem – tylko nie teraz! Znowu więc szukałem równych powierzchni. W tym czasie Boguś zaczął też przyśpieszać. Nie było najgorsze, bo pamiętałem, że noga czasami inaczej reaguje na zmianę tempa – to mogło mi nawet pomóc. I rzeczywiście na ok. 10km ból się nieco zmniejszył – na tyle, że mogłem znowu zachwycać się drogą a nie bólem. Najszybszy nasz LAP to 5:09/km! Szok! Przestaję się dziwić, że ten facet tak szybko buduje swoją formę :) Dziś rano wstawało się ciężko – noga bezlitośnie pamięta wczorajszą poniewierkę. Czeka mnie więc mocniejszy zestaw ćwiczeń rehabilitacyjnych, aby rozruszać nogę nieco. Potem spakować się, odwiedzić klienta i wio do rodziny na Ziemie Lubelskie…

Brak komentarzy: