Tak, noga skręcona klasycznie. Całą niedzielę w zasadzie przeleżałem, bo zupełnie nie mogłem stanąć na nogę. Noga zaś spuchła i czułem ją nawet jak nie chodziłem. Zadbałem więc tylko o stosowne okłady. Żona na szczęście była wyrozumiała i pomagała mi tej niedzieli dużo.
W poniedziałek było już lepiej. Do samochodu doszedłem tylko lekko kuśtykając. Bolało, ale ten ból nie był już dokuczliwy. Po południu było już zupełnie nieźle: jak szedłem prosto, to w zasadzie mogłem już nie kuleć! Wieczorem jednak okazało się, że zamiast opuchlizny mam siniaka. Byłem na wtorek zapisany już do ortopedy, ale z samego rana wtorku, odwołałem wizytę – ponoć pani doktor nie należy do orłów, a noga zupełnie przestała mnie boleć...
Wieczorem zamiast pójść do lekarza wybrałem się na przechadzkę. Zrobiłem ok. 2,2km takim szybszym krokiem, tak aby poruszać troszeczkę nogą. Było ok. Bez niespodzianek i dodatkowych bólów. Dziś wybiorę się na trucht na tym samym dystansie – pod warunkiem, że noga nie będzie mi doskwierać… Muszę ją w końcu trochę rozruszać, bo w niedzielę, oprócz dużych ilości śniegu ma być także Bieg Niepodległości. Chciałbym w nim pobiec…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz