=== Robsik's Blog on WordPress ===

18 listopada 2007

Piękne drugie Łosiowe

Łosiowe Błota – udało się znowu! W końcu się udało! Dotarłem na Łosiowe Błota! Radość wielka, bo bardzo mi się spodobało biegać z innymi. Ale może od początku, bo zanim tam dotarłem, to wiele emocji doświadczyłem… Planowałem w sobotę przybyć na godzinę 7:00. W piątek jednak z prac wróciłem tuż po północy – tragedia! Zanim się zebrałem, to wyszło już po pierwszej. Nie liczyłem już nawet na ranek. A ponieważ sobotę także miałem pracującą, to już zupełnie dopełniło czarę goryczy. Przygotowywałem się więc do niedzieli. Wtedy się dowiedziałem, że ze względu na warunki panujące na południu Polski są trudne, więc na szkolenie wyjeżdżamy dużo wcześniej niż zwykle. Co za cholera??? Nic nie można sobie zaplanować! W Szczyrku leży śnieg. Przestraszyłem się, że mogę być jeszcze nie gotowy na bieganie po śniegu i w dodatku po górach. Postanowiłem więc, że muszę coś wykombinować, aby jednak przesunąć godzinę wyjazdu i wybrać się na Łosiowisko. Sprawa nie była prosta, bo okazało się, że żona wybiera się na imprezę w sobotę na wieczór/noc i ja muszę zostać na dyżurze w dziećmi. Dodatkowy problem to to, że cały czas nie byłem przygotowany do szkolenia, na które jechałem! Co za porażka – tak nieprzygotowany to jeszcze nie byłem! Mój wieczór powinien więc wyglądać tak: z roboty do domu, w domu podmieniam żonę, jakoś usypiam dzieci ok. 22:00 a potem siadam do roboty i nadrabiam ile tylko mogę. Plan się sprawdził, ale już o 23-ciej byłem już do niczego. Znaczy się, zasnąłem z dzieckiem. O drugiej w nocy przyszła małżonka i powiedziała, że miałem pracować, abym wstawał – ni e dałem rady… Szczęśliwie obudziłem się przed czwartą nad ranem. Uznałem, że jestem wyspany i, że muszę coś z tym czasem zrobić. Zabrałem się za robotę. Przerwałem ją jednak natychmiast, aby spożyć jakieś lekkie śniadanie. Tak by lepiej się biegało po Łosiowych. Wyjazd udało się przesunąć o godzinę, więc wystarczyło już tylko zebrać się i pojechać. I to był ten element, który nie był już taki łatwy. Z jednej strony miałem ochotę położyć się z powrotem i wyspać się, z drugiej jednak pobiec na Łosiowe, bo bardzo sympatycznie wspominałem moje pierwsze Łosiowe wzmagania (pomimo skręconej nogi). Z jednej strony bałem się nadwyrężyć nogę lub skręcić ją ponownie na jakimś korzeniu a z drugiej niezwykła frajda z biegania z ludźmi i w tak wspaniałym rezerwacie! Z jednej strony tłumaczyłem sobie, że w Szczyrku też mogę pobiegać, z drugiej strony, że tam nie będę miał z kim…. Tych wątpliwości mnożyło się im bliżej było wyjazdu. Robiło się to wręcz nie znośne. Takich rozterek nawet przy nakładaniu skarpetek miałem tak dużo, że już sam nie wiedziałem o co chodzi… Nigdy nie myślałem, że takie boje trzeba ze sobą prowadzić, aby rano wyruszyć na trening. Ostatecznie jednak ruszyłem. Siedząc już za kółkiem, nie miałem już rozterek. Było ok. Jeszcze może bez emocji, ale zdecydowanie ok. Postanowiłem być tak ok. 15 minut przed czasem. Po pierwsze aby nie było konieczności gonienia grupy, a po drugie aby jednak znaleźć ok. 10 minut na rozgrzewkę. Bieg bez rozgrzewki to już dla mnie prawie zbrodnia :). I udało się. Byłem ok. 6:45. Zrobiłem więc 2 okrążenia wokół stadionu i przeszedłem do rozgrzewki. W tym czasie pojawiły się inne Łosie: Mariusz i Ewa. No to super. Czyli bieg będzie. Liczyłem zdecydowanie na Mariusza, bo jest po kontuzji i mogłem liczyć na light’owe tempo. Dla mnie 6min/km to nadal było dużym tempem na dystansie 10km. Po chwili pojawił się jeszcze jeden Łoś i pobiegliśmy na trasę. Start był łagodny, co mi wielce odpowiadało. Bez większego problemu mogłem dotrzymać kroku i cieszyć się towarzystwem osób, które wręcz umiłowały bieganie. Całą drogą ktoś gadał. Bardzo mi to odpowiadało – mogłem się oszczędzać i mało się udzielać, a siły zachowywać na przebiegnięcie trasy. To zdecydowanie mi pomogło. Nogi skręconej w zasadzie nie odczuwałem. Dla odmiany jednak czułem nieco drugą. Ale bez większych problemów. Trasa także poszła mi dużo łagodniej niż pierwsza. Nawet przy mostku nie było postoju i zupełnie mi to nie przeszkadzało – szok! Po prostu biegło mi się wyśmienicie. Przyznać muszę, że tak szybko to jeszcze nie biegłem na trasie 10km. Dzięki temu odkryłem, że mam większe możliwości niż mi się wydaje! No to super! Jeszcze jedna dobra informacja dnia dzisiejszego! Nie sposób opisać szczęścia mojego, gdy już wiedziałem, że dotrzymałem kroku grupie. Coś cudownego! Teraz wszystkie te poranne wątpliwości już nie istniały – zamieniły się na pewność uczestnictwa w kolejnych Łosiowych treningach. Podziękowałem więc za bieg i szybko wrzuciłem się do auta, aby jak najszybciej ruszyć w trasę na szkolenie…. Muszę tu wrócić za tydzień! Koniecznie!

Brak komentarzy: