=== Robsik's Blog on WordPress ===

23 listopada 2008

A jednak żyję! :)

Wczoraj wieczorem po tym szaleńczo długim biegu odczuwałem swój nie tak dawno wykręcony staw skokowy. Już dawno nie czułem jego obecności. Brałem to pod uwagę, ale ponieważ mnie podczas biegu zupełnie nie bolał, to byłem jednak nieco zaskoczony. Dlatego też cały dzień zastanawiałem się, czy powinienem dziś wybiegać na trening. Dziś miałem zaledwie 8km do zrobienia i to w tempie bardzo lekkim, aby dać odsapnąć nieco nogom. Ranek przyniósł otuchę i brak bólu. Pierwszy punkt miałem więc z głowy: biegam wieczorem. Miałem jeszcze dwa powody ku takiej decyzji: przyszła nowa czołówka, którą trzeba było sprawdzić oraz przygotowałem już materiały do nauki angielskiego podczas biegania (mp3). Po sobotnim wyczynie chciałem jednak zaaplikować sobie jeszcze ogólno-rozwojówkę. Najpierw chciałem to zrobić rano, ale wymyśliliśmy z rodziną spacer do sklepu. Potem „nagle” nadszedł obiad, potem drugie danie, potem ja się wypaliłem i zasnąłem… I tak został tylko wieczór. Zaplanowałem więc dłuższą rozgrzewkę w ramach której miałem dorzucić dodatkowe ćwiczenia. Tak też i się stało: zacząłem o 19:30 i rozgrzewka trwała prawie 2 godziny! Mięśnie nie były jednak tak mocno zmęczone jak mi się wydawało – dużo więc wskazuje na to, że bardziej walczyłem z barierą w mojej głowie niż faktycznym zmęczeniem. Ale takie doświadczenia właśnie są bardzo potrzebne – liczę, że dzięki temu półmaratonu będzie na zasadzie „na ile pobiec?” a nie „czy przebiec?”. Zrobiłem więc ósemkę biegając głównie po wale – miejscami jest tam teren bardzo trudny, bo bez chodnika i nie oświetlony – w sam raz dla mojego dzisiejszego testowania czołówki (Pitzl Tikka). Mam za punkty w BP i jak na pierwszy bieg to jestem bardzo zadowolony – jest na pewno lepsza od tej mojej przedniej, ciężkiej (4 baterie AA!) Pitzl’ki. A jak dalej się będzie sprawować to się przekonamy – może coś napiszę na ten temat? Jak się biegało? Pogoda wręcz okropna. Temperatura ok. -2 do -3, bardzo silny wiatr wiejący od Wisły i dużo lodu, po którym nogi stąpały dość niepewnie. W sumie dobrze, że dziś miało być light’owo, bo nie dałoby się zbyt szybko pobiegać. Nawet ludzi nie wielu spotkałem – na ich miejscu też bym nie wysuwał nawet nosa spod ciepłego kocyka :)))

Brak komentarzy: