Ależ wyprawa rowerowa! (hihihi) Oczywiście tylko dla Krzyśka, bo ja byłem pieszo. Drugą część biegu niestety biegłem „na czuja”, więc nie udało zrobić się 18km – zamiast tego zrobiłem 19.2 (już po przeliczeniu nowego współczynnika). Najfajniejsze jest to, że całą trasę przebiegłem bez żadnego bólu a do tego w super towarzystwie. Jednak nie ma to jak wsparcie techniczne w postaci kolegi na rowerze (lub koleżanki ;) ).
Wprawdzie skorzystałem tylko z jednej butelki picia a reszta plecaka nie była ruszona, to jednak spokojniej się biegnie, wiedząc, że całe zaplecze jedzie z Tobą.
Dziś biegałem po lasach Legionowskich. Czyli te strony, które dobrze spenetrowałem przy pomocy roweru – oczywiście tylko część trasy, bo całej nie znałem. Stwierdziłem, że mam już takie kilometry robić to tylko w lesie – tak aby pooddychać świeżym powietrzem. Oj warto, wierzcie mi!
A w domu? Syn wychodzi z jakiegoś stanu grypo-podobnego, a od wczoraj żona – podobnie. Będę musiał się dobrze bronić przed tym choróbskiem – już nie daleko do mojego półmaratonu – zostało niecałe 7 tygodni! Ponadto muszę bardziej uważać, bo dziś właśnie lewą nogę lekko wykręciłem na jakimś korzeniu. Aż zdziwiłem się, że to co poczułem nie można nazwać bólem. Widać ćwiczenia rehabilitacyjne i wzmacniające staw skokowy nie poszły na marne! :)))
Pociesza jednak fakt, że 20km mogę treningowo zrobić bez problemu i wpływu na poczucie stawu skokowego. Teraz pozostaje tylko dzielnie realizować plan treningowy, a wszystko będzie dobrze :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz