I kolejny fragment treningu zaliczony w 100%. Znowu nie było tak łatwo, bo bieganie po tych górskich terenach wymaga niezłej siły! Ale bardzo mi to odpowiada, choć dziś to ostatni dzień na tę serię - jutro wracam do domu!
Dziś jednak podszedłem do treningu zupełnie inaczej. Pobiegłem, po pierwsze, „po widnemu" - czyli o 17:00 i poleciałem od razu pod górę, tak aby drogę powrotną mieć z górki.
Przy rozgrzewce niestety trochę przesadziłem i dość poważnie rozbolał mnie lewy piszczel (tzn. jego mięśnie). Rozmasowałem jeszcze troszkę, nieco lżej poćwiczyłem i ruszyłem. W zasadzie można powiedzieć, że całą drogą mi ten piszczel mocno przeszkadzał. Nie poddałem się jednak i przebiegłem całość planu, czyli 8km. Jutro okaże się, czy słusznie postąpiłem.
Biegnąc tu w Szczyrku za dnia robiłem niezłą furorę. Ludziska milkli gdy biegłem koło nich, samochody nawet nie protestowały, gdy skończył mi się chodnik i twardo biegłem szosą (nie poboczem!), a wzrok dziewczyn (których dość dużo spotkałem) czułem długo po ich minięciu! Trzeba przyznać, że dość sympatycznie to odebrałem :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz