Wczorajszy maraton MTB skutecznie mnie zniechęcił do treningu tegoż samego wieczora. Jeden trening z mojego planu więc teoretycznie wypadł. Maraton MTB popełniłem jednak tak siłowo, że uznałem, że to wystarczy zamiast mojego treningu :). Dziś natomiast wielka podróż do Szczyrku - mocno zmęczony i znudzony jazdą. Ale treningu nie zamierzałem odpuścić. Nie przyjmowałem do swojej świadomości skarżenia się, że bolą plecy po pedałowania, że zmęczony i takie tam. Wprawdzie w planie było 16km, ale ponieważ już dawno nie biegałem takiego dystansu to postanowiłem ten dystans skrócić do 14km.
Zanim się obrobiliśmy z kolacją, przygotowaniem maszyn na szkolenie i rozgrzewką to wybiła 21:00. Wybiegłem więc jak już miasto prawie spało, a na ulicy pozostali tylko niedopici, lub przepici. Na początek pobiegłem w dół Szczyrku więc było lekko - jedyne 3,75km. Potem jednak zawróciłem, bo skończyły się latarnie i miałem już tylko pod górę. Tak biegłem do czasu aż Polar'ek pokazał 10,5km. Miałem już serdecznie dosyć - cały czas pod górę. Pocieszałem się, że przynajmniej drogę powrotną będę miał z górki i wtedy trochę wypocznę.
Droga powrotna jednak nie była tak lekka jak bym chciał. Miałem aż 3 przygody z psami. Jeden z nich wyjątkowo był zajadły i myślałem, że będzie już spotkanie bliskiego stopnia. W ostatniej chwili znalazłem na szczęście mały kamyk i to przeważyło układ sił - pies zdecydował się na dezercje - ku mojej uciesze oczywiście :). Gdy opuściłem w końcu ulicę Olimpijską mogłem w końcu odetchnąć i ruszyć w odpowiednim już dla mnie tempie poniżej 5:25.
Całość trasy wyniosła 14,4km - plan więc wykonany. Żadnych bólów, kontuzji, czy zmęczenia, które mogłoby mnie zmusić do odpuszczenia treningu. Wprawdzie kilometraż mniejszy, ale siłowo na pewno zrobiłem te 16km :) - słowem: trening zaliczony a ja jestem z niego zadowolony.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz