=== Robsik's Blog on WordPress ===

12 października 2008

Do mostu Grota!

Ha! Przeżyłem - to była moja pierwsza myśl, gdy dobiegłem w końcu pod swój blok. Ciężko raczej nie było, ale gdzieś w mojej głowie czuję, że miałem blokadę, która utrudniała mi pokonanie takiego dystansu. Być może gdyby nie plan to jeszcze jakiś czas nie pobiegł bym takiego dystansu. Miało być 16km i tyle wyszło. Plan wykonania tego dystansu był banalny: biegnę do McDonalda i stamtąd jeszcze w stronę mostu Grota aż dociągnę do pełnych 8km, a potem wracam tą samą drogą. Wykonując plan dobiegłem więc do samego mostu! Ależ byłem zdumiony! Do mostu nie jest tak daleko jak mi się wydawało! Wybiegłem o 21:10, więc za dużo ludzi w niedzielę o tej porze już nie ma. Brałem to pod uwagę, więc wyposażyłem się w słuchawki i MP3 z telefonu. Całą drogę słuchałem pięknych przebojów, które zostały wyróżnione na LP3. Po drodze parę razy pobolewał mnie staw skokowy (oczywiście lewy), ale gdy zaczynałem pracować nad wyłączeniem bólu w mojej głowie, ból ustępował dosłownie po paru krokach! Niezwykłe to zjawisko. Wprawdzie po 12km czułem już zmęczenie mięśni, no ale nad tym bólem już pracowałem - upajałem się nim, bo dla mnie to sygnał, że trening jest solidny! Całość trasy pokonałem bardzo spacerowo, bo w tempie 6:25. Czasami drażniło mnie to tempo, bo biegnąć tak powoli i mijając ludzi, miałem wrażenie, że źle mnie oceniają - że za wolny jestem. Ale to, że jestem już dawno po dyszce - to skąd mają to wiedzieć?... Na pocieszenie przypomniałem sobie sytuację z wczoraj, gdy kręciłem dwa kółka po 3km. Na pierwszym kilometrze na ławce mijałem dwie dziewczyny, które bezwstydnie piły piwo z puszki - aż troszkę żal dupę ściskał, że tak urodziwe kobiety nie mają gdzie się napić! Oprowadziły mnie wzrokiem lepkim jak cukier. Wtedy dopiero się rozkręcałem, więc nie było się czym popisać. Na drugim okrążeniu gdy robiłem już przebieżki, okazało się, że nadal tam siedzą (wypatrzyłem je już z daleka). Przedostatnią przebieżkę zrobiłem więc na takiej szybkości, że usłyszałem nie tylko szelest odprowadzanego wzroku, ale również to, że kompletnie zamilkły! Ależ miałem satysfakcję :) Przypomnienie tego sprawiło, że po 12km udało mi się przyśpieszyć i resztę drogi zrobiłem w tempie 5:50. Pod blokiem jeszcze rozciąganie i „nach Hause!". Bardzo udany trening!

Brak komentarzy: