=== Robsik's Blog on WordPress ===

5 października 2008

Pierwszy maraton MTB

Dziś popełniłem po raz pierwszy Maraton MTB. W zasadzie dzięki Gosiaczkowi, bo bez niej na pewno w tym sezonie nie wpadłbym na ten pomysł a poza tym, gdyby ona zrezygnowała to dziś też bym nie zdecydował się na wyjazd aż za Żyrardów - zwłaszcza w taką pogodę. Trasa liczyła sobie niecałe 47km i była skomponowana jako 3 pętle - dzięki temu na starcie/mecie bywało się na tyle często, że bez problemu można było sobie uzupełnić wodę lub skonsumować jakiegoś banana. Moim założeniem było utrzymać średnie tempo blisko w okolicach 20km/h - 18 czy 19 udawało mi się już robić, choć nie podczas ciągłej jazdy jaką tu miałem doświadczyć. Pogoda nas nie rozpieszczała. Ciuchy ostatecznie miałem kompletnie przemoknięte - siąpiło co jakiś czas, w nocy też padało - więc było wszędzie mokro! Rower odchudziłem tak mocno jak mogłem: sakwa przednia, linka - zostawiłem sobie tylko licznik i bidon z piciem. Tak na moje oko to ponad 2kg odchudziłem sprzęcik. Gosiaczek też odchudził swój sprzęt, choć za dużo się nie udało - nie wiele tam można było jeszcze wymyśleć. Nie było wiele osób, co nas nieco to rozczarowało - oznaczało to, że jako początkujący (bo w sumie pierwszy raz!) będzie nam ciężko zginąć w tłumie. Ale w końcu to tylko frajda! Pomiar czasu dobywał się przy pomocy chipów, więc ze startem jakoś mocno się nie śpieszyliśmy. Ale gdy ruszyła czołówka to zastanawiałem się jak to się dzieje, że się oni tak szybko oddalają! Był to dla mnie trochę szok, choć spodziewałem się takiego obrotu spraw :) Pierwszy kilometr jechałem z Gosiaczkiem, ale dość szybko zaczął zostawać w tyle. Wstępnie zastanawiałem się, czy przypadkiem nie jadę za szybko, ale po chwili przypomniałem sobie, że to może wynik maratonu, jaki pokonała tydzień temu (biegacki!). Ruszyłem więc dalej. Pierwsze kilometry to była walka z trzema zawodnikami. Dwóch wyprzedziłem bez większych ceregieli, ale trzeci zachował się jak ostatni buc! Gdy go wyprzedzałem, przyśpieszał nienaturalnie i od razu zajeżdżał mi drogę po czym zwalniał! Muszę przyznać, że uznałem to na początku za normę, ale po drugim i trzecim razie wiedziałem, że mam do czynienia ze zwykłym burakiem. Przykre, że i takie rzeczy muszą się zdarzać na takich imprezach! Znalazłem trochę prostej i tam mocno dociskając uciekłem mu, aby mieć go z głowy na dużo dłużej. Brałem wprawdzie pod uwagę, że może mnie dogonić, jak stracę siły (cały czas nie wiedziałem, czy dobrze moje siły gospodaruję), ale w tej chwili liczyło się tylko pozbycie się mało uprzejmego (mówiąc delikatnie) gościa. Jadąc na pierwszym okrążeniu odkryłem, że na wielu leśnych odcinkach na przerzutce 7 jest dla mnie w miarę standardem! To było miłe! W maju nie było tak lekko - 7-kę wykorzystywałem wyjątkowo rzadko! Pierwsze okrążenie zrobiłem więc ze średnią ponad 22,5km/h! To było coś! Wiedziałem, że jeszcze 2 okrążenia i że utrata sił cały czas przede mną. Postanowiłem się jednak tym mocno nie przejmować i realizować się dalej. Zdecydowaną część trasy jechałem samotnie. Na początku wyprzedziłem kilku zawodników, z czego część miała raczej jakieś problemy techniczne a potem (na drugim okrążeniu) wyprzedził mnie jeden zawodnik. Dubli nie zauważyłem. Pod tym względem więc było nieco nudno, ale dzięki temu też nie było ciasno - przynajmniej dla mnie. Ostatecznie na metę dojechałem jako 22-gi. Jeszcze nie ma oficjalnych wyników, więc nawet nie wiem ilu wszystkich było, ale i tak jestem bardzo zadowolony: średnia całego maratonu MTB wyniosła 21,8km/h (tak mi wychodzi z moich wyliczeń - oficjalna może być lepsza, bo pomiar chipowy jest dokładniejszy). Do mety dojechałem oczywiście całkowicie zabłocony, a rower chyba miał więcej błota niż sam waży! Błoto miałem wszędzie: na rowerze, na plecach, na klatce piersiowej, na kasku, okularach, w buzi, spodniach, nogach itd. Dodawało to jednak trochę dramatyzmu, więc w sumie to się cieszę, że mogłem się tak zbłocić :))) Wygrać nic nie wygrałem, nagrody pocieszenia nie wylosowałem, więc zjedliśmy szybki obiad i ruszyliśmy w drogę powrotną. Impreza sama w sobie bardzo interesująca. Ta edycja jednak sprawiała wrażenie dość zamkniętej i niekoniecznie przystępnej (czy też chętnej na nowe twarze) dla nowych - dawało się odczuć coś w rodzaju wzrocznej pogardy - może dlatego, że nie mam profesjonalnego stroju kolarskiego, a może dlatego, że nie jeżdżę w barwach klubu - tego nie wiem. Wiem jednak, że na kolejną edycję tej imprezy raczej nie przyjadę. Za tydzień będę miał możliwość sprawdzenia jak fajna (lub nie fajna) jest impreza pod nazwą Mazovia MTB. Sprawia wrażenia jednak dużo ciekawszej i życzliwszej niż ŻTC (Żyrardowskie Towarzystwo Cyklistów). Ale to przede mną i niebawem będę mógł to sprawdzić osobiście :)

Brak komentarzy: