W piątek miałem po prostu super formę. Pomimo nowych metod picia soku i tak w sobotę i niedzielę czułem się raczej nie najlepiej. Choć trzeba przyznać, że dzisiejszy dzień, który obarczał mnie już tylko 20-oma cytrynami, najgorszy nie był. Jak zwykle picie tak wielkiej ilości soku cytrynowego podrażniło mi gardło. Ponieważ zostały jeszcze dni, więc jest to na tyle długo, że od razu zabrałem się leczenie gardełka.
Wczoraj (w sobotę) nie biegałem. Do prawie 15:00 czułem się jak wyżęty, a wieczorem spóźniona impreza urodzinowa u kolegi biegającego – rzecz święta – więc trening ostatecznie odpuściłem. Dziś natomiast dyszka pękła. Było trochę ciężko, ale to dlatego, że podkręciłem sobie tempo i wszedłem na poziom 6:00 min/km na całej długości trasy. Mięśnie przynajmniej wiedzą co robiły choć z drugiej strony raczej się nie przepracowały – czyli tak jak powinno być.
Ależ cieplutko do biegania!...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz