Blog o tym co sprawia, że znajduję pasję życia: rodzina, bieganie, góry, fotografia, rower ...
=== Robsik's Blog on WordPress ===
29 stycznia 2009
Urodziny c.d.
28 stycznia 2009
Dziś są moje urodziny!
26 stycznia 2009
Jeszcze 3 porcje...
23 stycznia 2009
No to z górki!
Więcej nas!
21 stycznia 2009
I po co to wszystko?
Dziś sczyściło mnie jak kota! Ale nie byłem zdziwiony – rok temu podobny, jednodniowy efekt przeżyłem. To oznaka, że organizm zaczyna intensywnie się oczyszczać. Do południa znowu było ciężko. Daje się z tym żyć, choć można mówić o tzw. dyskomforcie. Jednakże 5 dni za mną. Liczę na to, że w końcu będzie z górki, choć chyba się oszukuję. Czy warto tak się męczyć? Wiele osób mnie pyta o to. Jeszcze więcej wytrzeszcza oczy i zastanawia się, czy aby nie robię sobie w ten sposób krzywdy. W związku z Waszymi obawami przegrzebałem Internet w poszukiwaniu dalszych informacji o szkodliwości lub zdrowotności tejże kuracji. Oto owoc mojego zbierania:
- Cytryna zawiera bardzo dużą ilość składników biochemicznych z przewagą składników alkalicznych – czyli zasadowych. Wprawdzie jest w ustach kwaśna, ale w żołądku zasadowa(!). To zupełnie odwrotnie niż cukier! Wiedzieliście o tym? Cukier słodki w ustach, zakwasza nasz żołądek!
- Cytryna nie obciąża wątroby. A to dlatego, że sok z cytryny jest jednym z podstawowych składników wszelkich kuracji oczyszczających wątrobę. Działa więc zupełnie inaczej, niż każdy to sobie wyobraża.
- Na co pomaga taka kuracja? To jeszcze raz wymieńmy: odtruwa organizm (głównie z kwasu moczowego), uodparnia (w 2008 nie chorowałem ani razu!), oczyszcza wątrobę (patrz punkt 2) a także jest dobra na: osteoporoza, podagra, chroniczny reumatyzm, kamienie żółciowe i nerkowe, dna moczanowa, niektóre choroby nerwowe. cukrzyca, nadwaga, nadciśnienie, katar żołądka, choroby wątroby. Czy to wystarczająco dużo? Dla i tak wystarczyło to co do tej pory wiedziałem :)))
Mogę więc z czystym sumieniem tę kurację polecić każdemu!
Będzie lepiej :)
19 stycznia 2009
Będzie ciężko...
18 stycznia 2009
Startujemy z cytrynami!
Nocne treningi...
15 stycznia 2009
Pierwszy bieg z iPod'em
Ech, uwielbiam to! Mowa o systematycznym bieganiu. Dziś znowu się przebiegłem – zrobiłem 5,6km, z czego ostatnie 600m w tempie 5:12. Było super – czyli wprowadzam do treningu elementy, które przyśpieszą moje truchtanie z lekka :))). Pobiegła także Ewa, która tym razem poprzestała na dwóch kółeczkach – ostatnio jednak było trochę za dużo. Ale na pewno się rozbiega :))) Wrzuciłem dziś na uszy nowo-otrzymany iPod Shuffle. Strasznie małe i dziwaczne urządzenie, bo bez wyświetlacza, co na dzisiejsze czasy powinno być uznane za zbezczeszczenie nazwy m-pe-trójki. Ale w tym przypadku ma swoją wielką zaletę: jest wyjątkowo lekki i przy pojemności 1 GB daje ponad 17 godzin słuchania! Dodatkowy atutem tego urządzenia jest sprytny chwytak żabkowy – pozwala przypiąć go w wielu miejscach. Jak dobieram muzykę? Robi to za mnie (wkurzający swoją wydajnością) program iTune, który kataloguje nasze zasoby muzyczne, konwertuje, te które trzeba i przy pomocy losowego wybierania może tworzyć nam ciekawe zbiory piosenek, które ładujemy na urządzenie. Losowość odtwarzania jest wysoka (w przeciwieństwa np. do samochodowych odtwarzaczy MP3 firmy Sony) i może bazować na ocenach wystawianych przez nas, dzięki czemu ulubione kawałki możemy słuchać częściej niż pozostałe. Trzeba przyznać, że całkiem fajnie pomyślane urządzenie. Pomimo swoich gabarytów i niewielkiej ilości przycisków, w połączeniu z iTune, stanowi całkiem funkcjonalne przenośne urządzenie muzyczne. Ale może wystarczy tego – oddzielny artykuł na ten temat napiszę innym razem :)))
14 stycznia 2009
Usłyszałem anioła głos!
13 stycznia 2009
Brunetti też biegał?
Dziś z pewną obawą podchodziłem do treningu – po niedzielnym ściganiu, bo trzeba powiedzieć, że dla mnie, po tak długiej przerwie w bieganiu, takie tempo było dość silne, aby nie powiedzieć mordercze :))), ćmiło mnie lekko prawe, kontuzjowane ostatnio pasmo. Bałem się, że zrobię niecałe 2km i odpadnę. A tu proszę! Zrobiłem ciut ponad 5km, częściowo w towarzystwie Ewy (dziś dziewczyna zrobiła 3,75km!). Lekki mrozik, sucho i już dość pusto i przyjemnie – do szczęścia brakowało tylko braku bólu – i po części się to udało. Po części, bo przez pierwsze kilometry nadal czułem ćmienie pasma. Uznałem jednak, że biegnę do pierwszego bólu – nie będę przerywał treningu tylko ze względu na ćmienie. Ale trening udany. Dobiegłem cały i zdrowy. W domu jeszcze kilka ćwiczeń rozciągających a potem siłowe-wzmacniające na moje pasma oraz brzuch. Przyglądała się temu wszystkiemu moja teściowa (chyba po raz pierwszy). Gdy wróciłem z treningi stwierdziłem, że nie zmęczyłem się po 5km – była mocno zdziwiona i przekonana, że (jak zwykle) żartuję. Ale gdy zobaczyła, że siadam do kolejnych ćwiczeń to usiadła tylko i stwierdziła „popatrz tylko, ile to trzeba mieć zaparcia, aby tak chcieć (…)” To na koniec jeszcze jedna fotka. Przedstawia ona reprodukcję portretów-aktów namalowanych przez niejakiego Brunetti (znaleziona w jednym z hoteli). Gdyby ktoś miał więcej jego reprodukcji lub nawet wiedział gdzie można obejrzeć ich więcej, to przyjmę każdą informację. Oto ona:
11 stycznia 2009
Długi trening i 3 Bieg WOŚP
Ech, co za weekend! Nie dość, że mocno pracujący to jeszcze nie udało się dokonać wszystkiego tak jak planowałem. Stąd też nie udało się wybrać na zimowe górskie biegi do Falenicy. Nie był jednak powód do załamki – wieczorem poszedłem na trening aby odrobić to co straciłem. Wybiegłem dopiero 23:40 – niestety rodzina czasami potrafi wyssać wszelki możliwy czas, jaki tylko masz do dyspozycji. I czasami jest to super miłe, ale czasami płacisz za to tym czasem, który mógłbyś spędzić np. na śnie. Wybiegłem na dystans ok. 6km. Nie byłem pewien, kiedy pojawi się ta moja granica bólu. Gdy więc wykręciłem szóstkę stwierdziłem, że będę nadal kręcił kółeczka aż do dyszki lub aż do momentu bólu. Kółeczko, które ostatnio kręcę ma długość niecałego 1,2km. O tyle sympatyczne jest, że większość drogi prowadzi po śniegu. A ssanie na bieganie po śniegu jest baaardzo wielkie :)))) Pomimo późnej pory przechodniów spotykałem dość wielu – może z okazji soboty i całkiem nie mroźnej nocy. Jedną parą spotykałem aż 4 razy! W końcu mi rzucili: „A pan to się chyba zgubił? Już pana dziś widzieliśmy!”. Ależ mnie rozbawili! Całkiem sympatyczne zdarzenie – dużo lepsze niż głosy podziwu czy pochlebstw. I w takiej to miłej atmosferze, bez żadnych bólów kontuzyjnych wykręciłem dyszkę! Ależ radość. Wygląda więc na to, że powoli wracam do biegania, choć nie ukrywam, że trening dał mi się mocno we znaki (siłowo!). A dziś? A dziś udało się wybrać na bieg, którego nie zdołałem z kolei rok temu zrealizować: 3 Bieg WOŚP. Niezwykła impreza, niezwykle pogodna, pełna ludzi dobrej woli. Nie przydarzyła mi się tu żadna przykra historia, których doświadczyłem tak wiele przy okazji Biegu Niepodległości. Bez zbędnej rywalizacji, ściskania się. Bardzo wiele dzieci pobiegło na tym dystansie (5km) – był to niezwykły widok. Ale nie jedyny! Widziałem tam rowerzystów, ludzi na wózkach, kogoś ze straszną chorobą nóg (tak strasznie powykręcane do środka), ludzi z wózkami, na rolkach – wszelkiej maści! Coś pięknego! Ale co tu się dziwić – idea także jest piękna, więc być może to są jeszcze te chwile, gdy odnajdujemy w sobie wielkie pokłady człowieczeństwa. Dobrze, że mamy szansę poznać siebie samych również od tej strony – to daje nam jakąś nadzieję na lepsze jutro – że nie jesteśmy zepsuci tak do szpiku kości… Całość trasy chłopaki przegonili mnie w bardzo przyzwoitym tempie. Pierwsze kółeczko ze względu na tłum wyszło w tempie 7 min/km, ale następne to już było prawie ściganie :))) Drugi kilometr – 6 min/km, a kolejne już w okolicy 5:20 :))). Od drugiego kilometra nie było już ciasno, więc można było przyśpieszyć –tak tez i zrobiliśmy. Na mecie czekamy na nas przepiękne medale! Warto było dla samego tego medalu tam pobiec – umieszczam go oczywiście wśród fotek z dzisiejszego biegu - zapraszam do galerii.
Od 3 Bieg WOŚP |
9 stycznia 2009
Keep on!
Dziś pobiegła ze mną Ewa – Grześ chyba wyłamał się już na dobre. Ewa cały czas jeszcze nie biega za dużo (jak dla mnie), ale w zasadzie z Grzesiem nie było lepiej. Więc zmieniłem partnera na partnerkę :))). Dziś niecałe 4,5km – a to dlatego, że jedne „gacie” nie wystarczyły na dzisiejszy mróz i po ok. 3km poczułem, że zaczynają mi marznąć nogi. Dokręciłem więc pętelkę do końca i wróciłem do domku – szczęśliwie znowu bez przykrych bólowych niespodzianek. Dzisiejszą frajdę psuł trochę wiatr, który odezwał się właśnie wieczorem. Śnieg jednak nadal leży więc frajda i tak była ogromna. Zresztą, ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu, spotkałem grupkę czterech biegających!!! A trzeba dodać, że było tuż po 22:00 :))) – całkiem sympatyczne spotkanie :))) W domu zrobiłem jeszcze wiele ćwiczeń rozwojowych, na mięśnie pasm (czy też przywodzicieli – generalnie ćwiczenia na siłę nóg), brzucha i rąk. Tak dokończony dzień sprawił mi wiele satysfakcji!
7 stycznia 2009
To jest mróz!
Wczoraj już nie miałem siły, aby zrelacjonować wczorajszy trening. Wszystko przez to, że miałem trochę dodatkowej roboty ze swoim notebookiem, która pochłonęła mi dodatkowe ponad 3 godziny czasu. Na szczęście na trening wystarczyło czasu, choć wyszedłem z domu już dobrze po 22:00 :))) Mrozu było ok. -16 stopni. Przyznać trzeba, że to już trochę ekstremalne temperatury na bieganie. Nie przeszkodziło mi to jednak nie tylko w samym bieganiu, ale także w zrobieniu 5,5km! Tak, tak! Oznacza to, że mogę się szykować na sobotę na bieganie (przynajmniej na tę mniejszą pętlę) – muszę tylko sprawdzić nasze rodzinne plany, bo z tego co pamiętam, to już jakieś wstępne były. Miałem pobiec do granicy bólu, ale ból się nie pojawił. Wrócę więc do treningów i się zobaczy… Teraz może trochę porad dla biegających w zimie :) Ubieramy się na cebulkę. Dotyczy to również dolnej części stroju. Wczorajsze temperatury to już dla mnie jest już pułap aby nałożyć dwie pary legginsów: jedne lekkie, a drugie z membranami (zdecydowanie cieplejsze). Na rękach koniecznie rękawiczki (najlepsze z polara) a na głowie oprócz czapki, kominiarka – sprawdza się doskonale, bo oprócz dodatkowej ochrony naszej głowy (a głowę trzeba dobrze chronić w takie mrozy!) to mamy jeszcze ochronę nosa i ust. Na początku biegu mocno się przydaje, aby przyzwyczaić nos i gardło do niskiej temperatury. Potem jak się już organizm rozgrzeje, ochrona ta staje się zbyteczna – warto jednak mieć na początku. Ubranie, które ubieramy powinno być oddychające – wszystkie warstwy – nie próbujemy mieszać, bo inaczej nasz wysiłek pójdzie na marne a trening pewnie zakończymy przedwcześnie. Jeśli chodzi o buty, to biegam cały czas w tych samych (raczej nie zimowe :)) ) – zakładam tylko nieco cieplejszą skarpetkę (nie stosuję podwójnych skarpet – noga i tak rozgrzewa się najszybciej). Biegając w taką zimę należy oddychać nosem. Ponieważ „przepustowość” nosa jest ograniczona więc musimy tak dostosować nasz trening, aby móc oddychać nosem. Biegnie się dużo wolniej, ale na pewno bezpieczniej dla gardła. Na początku oczywiście jest niezwykłe uczucie zamarzania wszystkiego w nosie, ale po 2-3 km to mija :))) Koniecznie trzeba mieć chusteczkę przy sobie – oczyszczanie nosa na bieżąco sprawia, że nie ma co zamarzać :))) Przed wybiegnięciem na taki mróz nie zapomnijcie o kremach ochronnych – w tej kwestii to ja się już nie będę wypowiadał, bo jest to dziedzina nie do zgłębienia – każdy ma swoje metody. Trzeba tylko pamiętać aby tego nie pominąć :) Biegając po śniegu lub lodzie należy być bardzo skoncentrowanym – zima sprawia, że jesteśmy bardzo podatni na kontuzje – zwłaszcza kolan (poślizgnięcia!). Biegamy więc wolniej i mniejszymi kroczkami – w końcu nigdy nie wiadomo, czy pod warstwą śniegu nie ma lodu. A jak już mowa o lodzie, to starajcie się nie biegać po zamarzniętych rzekach i jeziorach – to niepotrzebne ryzyko, na które narażamy nie tylko siebie: wielokrotnie częściej giną ci, którzy próbują udzielić pomocy – nie ci, którzy jej potrzebują! No i chyba najfajniejsza rzecz w zimie: można biegać bez czołówki :))) – do póki śnieg leży jest wystarczająco jasno od śniegu.