Blog o tym co sprawia, że znajduję pasję życia: rodzina, bieganie, góry, fotografia, rower ...
=== Robsik's Blog on WordPress ===
29 grudnia 2009
Po świętach...
23 grudnia 2009
Życzenia Świąteczne
22 listopada 2009
Warszawę na wskroś :)
14 listopada 2009
Relacja XXI Biegu Niepodległości
2 listopada 2009
Zaproszenie na XXI Bieg Niepodległości
1 Listopada 2009 |
24 października 2009
deszczowo i jesiennie...
18 października 2009
Róża z kolcami
week-resume...
16 października 2009
Zmiany...
11 października 2009
Wyniki maratonu MTB
Łomianki MTB!
9 października 2009
Keeping training
4 października 2009
MTB Jabłonna
27 września 2009
Poranne słoneczne bieganie
25 września 2009
Zaległości fotograficzne
Warszawa z wieżowca (iPhone) |
Dostawa towaru na złomowisku/muzeum |
Przemyśl |
Owady |
24 września 2009
Pierwsze kilometry po przerwie
Powrót marnotrawnego...
15 sierpnia 2009
Aktywny tydzień
11 sierpnia 2009
Koniec pogody?
10 sierpnia 2009
Kraulem coraz łatwiej!
9 sierpnia 2009
Bieganie na urlopie
W tym tygodniu rozjechały mi się treningi z lekka. Czwartek wypadł (wróciłem bardzo późno do domu), sobota wypadła (spotkanie ze znajomymi wieczorem) i dopiero dziś z rana udało się pobiegać trochę. Trochę, czyli 12km. Dość upalnie jeśli biegało się asfalcie, ale jako, że biegałem głównie po polach i lasach, to nie odczuwałem tak strasznie tego upału. Ale zacznijmy może od tego, że aktualnie jestem w Poniatowej, tu gdzie lasów i pól jest mocno pod dostatkiem. Biega się bardzo sympatycznie! No może z jednym drobnym wyjątkiem: pajęczyny i masa pająków! Tyle ile pajęczyn dzisiaj zdjąłem to każdy mógłby się zmęczyć – w końcu to jest uczucie, które darzymy sympatią, prawda? Biegnąć przez lasy trzeba było więc uważać, aby nie przyjąć pajęczyny z pająkiem wprost na twarz – przyjęcie samej pajęczyny na twarz jeszcze dało się znieść ;))) Ale i tak warto było – tu lasy są wyjątkowo kolorowe i różnorodne – tak pod kątem podłoża jak i różnorodności roślinności. Nie nudzi się więc podczas biegania do tego stopnia, że bez trudu zrezygnowałem ze słuchania muzyki, którą z reguły umilam sobie bieganie. Żałowałem tylko, że nie wziąłem telefonu z aparatem – byłoby co fotografować. Bieg poszedł doskonale. Odkąd wróciłem do ćwiczeń kledzikowych zdecydowanie mniej dolegliwości mnie dotyka (głównie pasma piszczelowo-biodrowe i bóle mięśni w samych biodrach). Jest rzeczywiście zbawczy zestaw ćwiczeń, które pomagają wzmocnić nie tylko kolana, jak do tej pory sądziłem. Na tym blogu umieściłem opis tych ćwiczeń, więc polecam Wam z całego serca! Tak jak wspomniałem, wczoraj nie biegałem. Nie oznacza to jednak, że sport odpuściłem sobie zupełnie. Byłem z synem na pływalni. On miał zaplanowaną lekcję pływania a ja postanowiłem zrobić sobie 1000m żabką a potem poćwiczyć jeszcze kraula. Tak też i zrobiłem. Tysiączek zrobiłem w bardzo przyzwoitym czasie, tak że miałem jeszcze szansę popatrzeć jak syn sobie radzi z zadawanymi ćwiczeniami a potem jeszcze pójść i zrobić 100 metrów kraulem (z odpoczynkami po każdej długości basenu!). Syn robi coraz większe postępy a ja zaczynam czuć o co chodzi w kraulu. Jutro podejmujemy temat ponownie – on swoje lekcje pływania a ja ćwiczenie kraula (ależ mam słabe ręce!). W tym tygodniu (moim urlopowym) podejmuje więc wyzwanie pływania codziennie oraz utrzymania treningów biegackich – to będzie ciekawe wyzwanie :))) Zauważyłem jednak, że pływanie żabką doskonale rozciąga i uruchamia mięśnie około-pośladkowe i biodrowe. Zdecydowanie pływanie jest doskonałym cross-treningiem do biegania. Będę informował o postępach :)))
2 sierpnia 2009
Znowu wycieczka rowerowa :)
Od Rowerowo do Wawra i Anina |
Od Rowerowo do Wawra i Anina |
Od Rowerowo do Wawra i Anina |
26 lipca 2009
XIX Bieg Powstania Warszawskiego
Od XIX Bieg Powstania Warszawskiego |
17 lipca 2009
Żywioły...
Dzisiejszy dzień sprawił, że coś się we mnie przełamało i muszę donieść o moich zmaganiach ostatnich dni. Niby nic wielkiego, a jednak czuję, że wspomnienie tych dni pozostanie w głowie na długo, długo… Przejdźmy więc do tzw. szybkiego „review”. Poniedziałek i wtorek – dni w miarę spokojne, choć pracowite (skróciłem tak mocno jak się tylko dało ;) ). Środa – przeprowadzka u klienta, o której dowiaduję się we wtorek. Trochę późno, ale z pomocą kolegi z firmy poszło gładko (dla mnie, oczywiście ;) ). To co tylko odczułem, to nogi – ponieważ winda woziła meble, to ja biegałem między piętrami (aż do 5-tego). Kilka godzin biegania po piętrach i wieczorem czułem jakbym zrobił dość ciężki trening! Oczywiście nie był to powód do marudzenia czy narzekania – w końcu zaliczyłem darmowy trening po schodach :))) Czwartek – udało się normalnie wrócić do domu, na co mój syn wyjątkowo się uciesznych – mieliśmy dokończyć robienie modelu plastikowego, którego dostał od mojego brata. W zasadzie model był już sklejony – pozostało nam tylko (lub aż!) nanieść naklejki wodne. Trzeba przyznać, że to nie lada wyzwanie. Dla osób, które pierwszy raz się stykają z tym typem naklejek to niemal zawsze jest porażka – trzeba nieco nauczyć się tego jak one zachowują się. Poniżej mogę więc zaprezentować wyniki naszej pracy (a jakże! Wspólnej pracy!).
Od Moje fascynacje |
Od Moje fascynacje |
13 lipca 2009
Rowerowo i biegowo :)
7 lipca 2009
Przegląd tygodnia
A teraz coś z zupełnie innej beczki (jak zwykł mawiać Monty Python): dziś pisanie bloga z mobilnego urządzenia, tym razem iPod Touch :)
Znowu tydzień uciekł tak szybko, że nim się obejrzałem było już po wszystkim. Tydzień ten pozbawił mnie tez aż dwóch treningów, czego jestem wybitnie niezadowolony. Na szczęście w weekend pobiegalem sobie. W niedzielę znowu z chłopakiem - oczywiście on na rowerze :) Zrobiliśmy ponad 8km ale on stwierdził tylko: eeetam, mało jakoś, nie zmęczyłem się nawet! Na co ja wydyszałem: a ja owszem :))
Bieganie z rana ma jeszcze jedną zaletę, której wcześniej nie zauważyłem: przepięknie pachną łąki. Te kwiaty tez zupełnie inaczej wyglądają - są zdecydowanie piękniejsze :) przynajmniej na początku treningu jeszcze to dostrzegałem, bo potem wzrokiem szukałem już tylko domu ;)) A co poza tym? Odnalazłem jeszcze kilkanaście słuchowisk Radiowego Teatru Sensacji (RTS). W końcu mogłem zaspokoić swój głód, który trawił mnie już kilka tygodni. Oczywiście wszystko już przesłuchane, na jakiś czas mi wystarczy :))
Posiedziałem tez nad zgromadzeniem kursów angielskiego BBC. Grzecznie wrzuciłem na www.chomikuj.Pl/robsik1 oraz na iPoda. Trzeba przyznać, że bardzo fajnie zrobione i sympatycznie się z tego korzysta. Ja zacząłem od "A Phrase A Minute" - trochę proste jak dla mnie, ale za to łatwiej jest mi osłuchać się tego języka. Poza tym te prostsze bez problemu mogę poćwiczyć siedząc za kółkiem. Słowem polecam.
A teraz może o planach, bo wróciłem w końcu do modelu szybowca, który zacząłem bardzo dawno temu. Polakierowałem już ożebrowanie skrzydeł i spróbuje w tym tygodniu okleić centroplat - choć najgorsza robota to przygotować deseczkę do przytrzymania skrzydła po oklejeniu, aby się nie zwichrowało. Oczywiście pochwalę się jeśli mi ładnie wyjdzie ;))
29 czerwca 2009
Idzie dobrze...
27 czerwca 2009
Dobry tydzień
Cholercia! Znowu czas uciekł między palcami tak szybko, że nawet woda nie uciekłaby tak szybko. Świeżo co biegałem w Legionowie a już prawie tydzień minął. Ale nie zmarnowałem tego tygodnia. Wziąłem się znowu za systematyczne bieganie. Zauważyłem, że ciężko mi ostatnio się zmobilizować do biegania – wszystko pewnie przez to, że brak mi wyraźnego planu tego co robię i do czego dążę. Zmieniłem to więc w poniedziałek bardzo, podejmując decyzję o powrocie do planu treningowego na półmaraton. Wprawdzie takie odległości już biegałem, ale jeszcze nie udało mi się zaliczyć imprezy na tym dystansie. Z drugiej strony ten tydzień dobitnie pokazuje, że posiadanie określonego planu i celu zdecydowanie zwiększa motywację. Jeszcze nie wiem jak daleko pociągnę ten plan ze względu na swoje pasmo piszczelowo biodrowe, bo nadal lekko je odczuwam. Dlatego połączyłem wdrożenie nowego (choć starego) planu treningowego wraz ze zmianą diety. Na początku miała to być dieta, którą przetestowałem jakieś 2,5 roku temu: bezwęglowodanowa. Zbierałem ponownie swoje materiały na ten temat i zasięgałem języka u znajomych, aby odpowiednio urozmaicić menu w czasie diety. Ostatecznie jednak głowa mnie rozbolała od tego wszystkiego i stwierdziłem, że chyba mogę nie poradzić sobie z tym wszystkim. Znajoma jednak poleciła mi lepsze rozwiązanie aniżeli dieta bezwęglowodanowa: dieta MŻ – czyli mniej żryj. Kiedyś się śmiałem z tej diety, ale gdy zrobiłem sobie rachunek sumienia (a może rachunek żołądka) to szybko okazało się, że w ciągu dnia mam 2-4 posiłki zupełnie niepotrzebne a wręcz nadmiarowe! Zacząłem od razu od poniedziałku. Okazało się, że można najeść nawet serkiem wiejskim bez pieczywa(!), co było do niedawna przedmiotem moich drwin i żartów. A tu proszę! A jednak można. Trzymając więc się tej jednej zasady MŻ przez ten tydzień zrzuciłem ponad 1,5kg!!! Oczywiście w swojej diecie ograniczam spożycie pieczywa, makaronów, ziemniaków, wyłączyłem w zasadzie całkowicie słodycze, słodzenie napojów, słodkie gazowańce (typu Coca-Cola, Pesi, Mirinda czy tym podobne), ograniczyłem napoje słodzone aspartamem i ograniczyłem swoje porcje posiłków. Najbardziej zdziwiona jest chyba moja żona :))). Chyba będzie jej ciężko się przestawić, że przestaję być kuchennych odkurzaczem. Efekty jednak cieszą – nie tylko te w postaci utraconych kilogramów, ale i zdecydowanie lepiej się czuję w ciągu dnia! Same plusy, choć przy mojej pracy dieta ta wymaga dużej uwagi i roztropności – a nawet przewidywania dziennego menu (to dla mnie nowość :))) ). A jak z bieganiem? 4 dni w tygodniu i na razie udało się tego utrzymać (choć to dopiero pierwszy tydzień :)) ). Z jutrzejszym treningiem zrobię jakieś 17km w tygodniu – więcej niż 17km zrobiłem na początku marca! Zeszmaciły mnie trochę te kontuzje – mam nadzieję, że teraz się to zmieni. Na pewno doniosę o postępach :)))
23 czerwca 2009
Puzzle
Od Moje fascynacje |
Od Moje fascynacje |
21 czerwca 2009
I Legionowska Dycha
17 czerwca 2009
Podsumowanie tygodnia
7 czerwca 2009
Nowe buty
6 czerwca 2009
Nieudana wyprawa rowerowa
3 czerwca 2009
Radiowy Teatr Sensacji
Ależ zaniedbałem bloga! Aż wstyd! Każdy odpuszczony dzień blogowania oddala mnie od zamiaru ponownego wpisu i coraz bardziej pogrąża w wstydzie, który z kolei wiąże wolną wolę i chęć poprawienia tego stanu rzeczy. To tak jak z dzieckiem, gdy coś przeskrobie. Takie samo-napędzające się pognębianie…
Ale jak zwykle, pod tym dłuższym milczeniem coś jest – tym razem jednak nie jest to ani praca, ani dom, ani brak zdrowia. Tym razem pochłonęły mnie bez reszty słuchowiska Radiowego Teatru Sensacji (Studio Koliber). Nazbierałem tego 3 doby ciągłego słuchania. Od ponad 2 tygodni więc nic nie robię poza ciągłym słuchaniem tych słuchowisk. Wiem, wiem – można oszaleć, można się znudzić itd. Ale nie z tymi słuchowiskami. Są rzeczywiście doskonałe a przy tym takie epizodalne (każdy trwa niecałe 20 minut!).
Ponieważ ja wpadłem w te słuchowiska bez reszty, postanowiłem także podzielić się z Wami – przecież to też moja pasja :)). Otóż wszystkie te słuchowiska, które obecnie „mam na tapecie” umieściłem tu: http://chomikuj.pl/robsik1/Teatr+Polskiego+Radia/Radiowy+Teatr+Sensancji – gorąco polecam. Jest do doskonała uczta dla ucha i ducha. Wszystkie słuchowiska można wysłuchać przez stronę WWW lub pobrać na swój dysk (standardowo do wykorzystania za darmo jest tylko 50MB tygodniowo). Polecam, polecam i jeszcze raz polecam.
Wysłuchajcie chociaż jednej sztuki i podzielcie się ze mną swoją opinią – będzie mi miło, że nie tylko ja choruję na takie rzeczy :)))
24 maja 2009
Aktywnie od rana
I znowu dni uciekły jak te żółwie w dowcipie o dozorcy z zoo :))) Co gorsza: oznacza to również, że od wtorku w zasadzie nie wiele się działa jeśli chodzi o moje sporty – no nie licząc kilkunastu minut na rolkach, kiedy musiałem szybko pojechać do sklepu po mięso do rosołu. W czwartek dziewczyny się wyłamały – ja jednak miałem silne postanowienie pobiegania. Gdy się więc obrobiłem ze swoją robotą (w tej sytuacji nie musiałem się sprężać na konkretną godzinę) zająłem się spokojnie rozgrzewką. Włączyłem sobie nagrany program (Uwaga Pirat) i dokonywałem głównie tzw. streching. Na trening jednak ostatecznie nie wyszedłem – żona skutecznie mi to wybiła z głowy. Tym razem jednak tego żałuję ;))) Przełożyłem więc trening na piątek. W piątek jednak dowiedziałem się, że żona wychodzi na babskie ploty i ja mam „dyżur” z dziećmi – trening więc znowu wypadł. Ale nic straconego – w końcu 4:30 w sobotę miałem jechać na rowerową wyprawę. Potem mieliśmy jechać na jakiś dziwaczny piknik i tam aż do wieczora. Wieczorem bieganko i dzień świetnie wypełniony. Sobota 4:30: żony jeszcze nie ma. Wyglądało więc na to, że się dobrze bawiły kobiety. No trudno. Poczekam do do 6:00, pomyślałem sobie. Zbudziłem się o 7:00. Żony nadal koło mnie nie było. Postanowiłem jednak zadzwonić do niej, czy żyje i nic się stało. Okazało się, oba telefony zostały w domu. Pozostało mi więc zadzwonić do przyjaciółki, u której odbywała się impreza – ona jednak już spała i stwierdziła, mocno mamrocząc, że mojej żony już nie ma u niej, że o 6:00 wyszła od niej. W tym momencie przestraszyłem się na dobre! Usłyszałem jeszcze jednym uchem „może jednak sprawdź w domu?”. Brzmiało to jak absurd! Co? Mam sprawdzić w swoim domu??? Przecież jej tu nie ma!!! Nie miałem jednak pomysłu co robić, więc zacząłem łazić po domu, chyba aby było łatwiej myśleć. Zajrzałem mimo wszystko do dzieci – może rzeczywiście żona wróciła? I co! Spała z dziećmi! Co za numer! Zapytana dlaczego po powrocie położyła się do dzieci odpowiedziała tylko „w zasadzie to sama nie wiem” – ależ musiała być biba, co? :)))) W tym całym stresie zapragnąłem tylko się położyć i odespać ten stres – zapomniałem o wszystkich swoich planach, co do joty! Zbudziłem się już grubo po 9:00. Żona już krzątała się i zarządziła wielkie porządki w domu. Stwierdziłem, że to niezły pomysł – już od tygodni chciałem się zająć swoją kanciapą. Przyczepiłem więc półeczkę, która od tygodni czekała na dobre czasy, przeorganizowałem zawartość szafek, aby zagospodarować nową, poukładałem, poczyściłem wszelkie sprzęty, przeorganizowałem całą szafę, zniszczyliśmy z dziećmi ponad 10 kaset wideo (już przegrane są na DVD i czas było się ich pozbyć), zająłem się segregacją starych papierów, gdzie niektóre mają już ponad 10 lat i przygotowałem je do zniszczenia a następnie zniszczyłem. Z okazji pogody (bardzo kapryśna i deszczowa) zrezygnowaliśmy nawet z pikniku, a ja swoje porządki skończyłem dopiero w okolicy godziny 18:00!!! Oj, było co robić, było… Ja zaś po całym dniu harówy nie miałem już na nic ochoty – a już na pewno nie na bieganie… Dziś rano wstałem jednak z wielkim poczuciem winy. Nic nie pijąc i nic nie jedząc od razu przystąpiłem do rozgrzewki i po ok. 40 minutach ruszyłem na ścieżki biegowe – tym razem po wale wiślanym. Na uszach iPod, z którym nie rozstaję się już od dłuższego czasu i słuchałem kolejnych sztuk Radiowego Teatru Sensacji. Tylko w tym tygodniu wysłuchałem tego blisko 18 godzin! Są tak świetne, że nadal mi się nie nudzą, a wręcz ciągle mnie w ciągają! Doskonała uczta! Dziś przebiegłem 9,6km. Już nie miałem ochoty dociągnąć do dyszki – i tak byłem zmęczony. Dzień zaczyna się dość upalnie, więc nie było zbyt lekko. Dla odmiany pobiegłem dziś w starych butach – adidasach. A to dlatego, że ciągle ostatnio pobolewa mnie prawe pasmo. Pomyślałem, że chyba czas na nowe buty. Jak to sprawdzić? No właśnie przestać w nich biegać. Adidasy też już nie młode, ale wygląda na to, że rzeczywiście czeka mnie zakup nowych butów do biegania. Ech… znowu wydatki… Ledwo zdążyłem się wykąpać i pośniadać (jak to mawiała moja prababcia) żona wymyśliła, że potrzebuje pilnie truskawek. Więc oczywiści szybko nogi w rolki i jeszcze ok. 2km na roleleczkach – dobre truskawki nie wszędzie można przecież dostać :)) Za chwilę drałuję na jakiś piknik dla dzieci – polecą kolejne kilometry (bo to nie jest zbyt blisko). Dziś więc nadrabiam zaległości poprzedniego tygodnia. :)))