I mamy znowu niedzielę – te wakacje wyjątkowo szybko uciekają mi między palcami. Ale to nie znaczy z kolei, że nic nie robię ;). Oto wczoraj pobiegłem w XIX Biegu Powstania Warszawskiego! Bardzo mocna strona historii Polaków, których kulis już zdążyłem nieco poznać. Czy to chluba? Historia chyba już osądziła, więc nie zamierzam podejmować tego tematu. Odwagę i bohaterstwo tych prostych Polaków postanowiłem jednak uczcić biegiem.
Rok temu także byłem zapisany na ten bieg – niestety tego samego dnia tak zaszalałem na rowerze, że wieczorem nie mogłem już ruszyć na bieganie – taka chwilowa i uciążliwa kontuzja. W tym roku byłem ostrożniejszy i udało się pobiec – z czego bardzo byłem zadowolony.
Poczytałem po biegu troszkę fora w temacie tej imprezy. Byłem zaskoczony opiniami ludzi – nadal zdarzają się tzw. mało zadowoleni. Skąd się bierze takie marudzenie? Przyjrzałem się „marudom” – okazało się, że to głównie „wyjadacze”. Można byłoby więc to określić czymś jak: „utrata radości biegania”? No może to nie do końca sprawiedliwe uogólnienie, ale człowiek zawsze chciałby jakoś to wszystko wytłumaczyć.
Na co narzekali? A to że ich sprzęty pokazały inną długość trasy (więc pewnie była inna!), a to, że strzał startu był zbyt cichy (jakby to miało jakieś znaczenie w takim tłumie i przy chipowym pomiarze czasu), itd., itp.
A ja? No tak – może rzeczywiście skupić się czasami na sobie i wnieść coś radosnego do nastroju takich imprez. Impreza była cudowna: doskonały nastrój, wspaniali goście, niezapomniane inscenizacje historyczne, niezwykła trasa (choć potrafiła miejscami dać w kość), super biegający (nie zdarzył mi się ani jeden incydent, które odnotowałem w zeszłym roku na Biegu Niepodległości) i dzielni kibice (a jest to ważne, bo wg mnie kibicem Polak nie potrafi być). Cóż więc w tym złego, że medal był oddalony 50m od mety? Cóż więc w tym istotnego, że trasa (być może) była dłuższa o 100 a może 200 metrów? Chodzi przecież o radość biegania, którą niektórzy z naszej braci, zaczynają chyba tracić.
Dla mnie impreza była pierwsza klasa! Dzięki kulturze biegania i dopingowi wspaniałych kibiców, mimo tego, że ciągle jestem rekonwalescent, zrobiłem wspaniały czas: 52:28! Biegło się po prostu cudownie!
Są pierwsze fotki z imprezy – niestety nie załapałem się na żadną. Wrzucam więc na razie do albumu fotki, które pokazują nastrój, jaki panował na imprezie, a z biegiem czasu będę dorzucał fotki, na których być może ktoś mnie złapał ;)
Ale wrócę jeszcze raz do tematu „marudzenia”. Ostatnio miałem przyjemność (w tym jednak przypadku dość wątpliwą) przeczytać artykuł pana satyryka, który sam biega, więc wiele opisywanych artykułów jest z pozycji uczestnika biegów – to stwarza dość ciekawe efekty redaktorskie. W tym jednak artykule przyczepił się do tych wszystkich, którzy w różny sposób próbują uatrakcyjnić bieganie: flagi, przebrania lub inne pomysły, które bardzo łatwo wyróżniają się z tłumu. Pan satyryk skarcił tego typu postępowanie argumentując, że w ten sposób psują innym chęć rywalizacji. Czy słusznie? Wg mnie to kolejny biegacz rutyniarz, który zatracił już radość biegania (bo zawodowcem nigdy nie był i na pewno już nie będzie) – smutne, co?
Od XIX Bieg Powstania Warszawskiego |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz