Tydzień mocno pracujący – treningów jednak nie odpuszczam. Wynik jest taki, że chodzę śnięty i zarośnięty jak jakieś zwierzę. Wtorek udało się pobiegać (ponad 6km) wczoraj też pobiegałem (ponad 6km) i jeszcze wsiadłem na rower na 14km. Najlepszym pomysłem to to nie było, bo dziś z rana mnie bolała ta przeklęta noga. W trakcie dnia się rozruszała, ale wynika z tego, że jeszcze się pobujam z tą moją przypadłością.
Na niedzielny maraton MTB już zapisany i opłacony. Namawiałem także troje znajomych, ale na razie efekt mizerny. Tłumaczę sobie, że na trasie i tak pewnie jechalibyśmy oddzielnie, ale mimo to miło jest mieć do kogo gębę otworzyć przed startem. Ale nie zamierzam się skarżyć – w Jabłonnej w końcu też było ciekawe :)))
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz