Cholercia! Znowu czas uciekł między palcami tak szybko, że nawet woda nie uciekłaby tak szybko. Świeżo co biegałem w Legionowie a już prawie tydzień minął. Ale nie zmarnowałem tego tygodnia. Wziąłem się znowu za systematyczne bieganie. Zauważyłem, że ciężko mi ostatnio się zmobilizować do biegania – wszystko pewnie przez to, że brak mi wyraźnego planu tego co robię i do czego dążę. Zmieniłem to więc w poniedziałek bardzo, podejmując decyzję o powrocie do planu treningowego na półmaraton. Wprawdzie takie odległości już biegałem, ale jeszcze nie udało mi się zaliczyć imprezy na tym dystansie. Z drugiej strony ten tydzień dobitnie pokazuje, że posiadanie określonego planu i celu zdecydowanie zwiększa motywację. Jeszcze nie wiem jak daleko pociągnę ten plan ze względu na swoje pasmo piszczelowo biodrowe, bo nadal lekko je odczuwam. Dlatego połączyłem wdrożenie nowego (choć starego) planu treningowego wraz ze zmianą diety. Na początku miała to być dieta, którą przetestowałem jakieś 2,5 roku temu: bezwęglowodanowa. Zbierałem ponownie swoje materiały na ten temat i zasięgałem języka u znajomych, aby odpowiednio urozmaicić menu w czasie diety. Ostatecznie jednak głowa mnie rozbolała od tego wszystkiego i stwierdziłem, że chyba mogę nie poradzić sobie z tym wszystkim. Znajoma jednak poleciła mi lepsze rozwiązanie aniżeli dieta bezwęglowodanowa: dieta MŻ – czyli mniej żryj. Kiedyś się śmiałem z tej diety, ale gdy zrobiłem sobie rachunek sumienia (a może rachunek żołądka) to szybko okazało się, że w ciągu dnia mam 2-4 posiłki zupełnie niepotrzebne a wręcz nadmiarowe! Zacząłem od razu od poniedziałku. Okazało się, że można najeść nawet serkiem wiejskim bez pieczywa(!), co było do niedawna przedmiotem moich drwin i żartów. A tu proszę! A jednak można. Trzymając więc się tej jednej zasady MŻ przez ten tydzień zrzuciłem ponad 1,5kg!!! Oczywiście w swojej diecie ograniczam spożycie pieczywa, makaronów, ziemniaków, wyłączyłem w zasadzie całkowicie słodycze, słodzenie napojów, słodkie gazowańce (typu Coca-Cola, Pesi, Mirinda czy tym podobne), ograniczyłem napoje słodzone aspartamem i ograniczyłem swoje porcje posiłków. Najbardziej zdziwiona jest chyba moja żona :))). Chyba będzie jej ciężko się przestawić, że przestaję być kuchennych odkurzaczem. Efekty jednak cieszą – nie tylko te w postaci utraconych kilogramów, ale i zdecydowanie lepiej się czuję w ciągu dnia! Same plusy, choć przy mojej pracy dieta ta wymaga dużej uwagi i roztropności – a nawet przewidywania dziennego menu (to dla mnie nowość :))) ). A jak z bieganiem? 4 dni w tygodniu i na razie udało się tego utrzymać (choć to dopiero pierwszy tydzień :)) ). Z jutrzejszym treningiem zrobię jakieś 17km w tygodniu – więcej niż 17km zrobiłem na początku marca! Zeszmaciły mnie trochę te kontuzje – mam nadzieję, że teraz się to zmieni. Na pewno doniosę o postępach :)))
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz