Weekend spędziłem rowerowo.
Sobotę zacząłem od przejażdżki: 22km. Tak zwykła pętelka wokół Tarchomina. Część trasy prowadzi przez wewnętrzną drogę PKP – wspaniałe industrialne widoki! Ponadto jest tam powietrze zdecydowanie lżejsze. Dzięki temu drugą połowę trasy jechałem już na przełożeniach 7/8 (czyli już te ostatnie). Doskwierały mi tylko dwie rzeczy: wiatr południowy, który utrudniał mi pokonać pierwszą część trasy oraz zimno, które dotknęło mnie już w drugiej połowie drogi – stopy zmarzły mi potwornie! Muszę nabyć jakieś cieplejsze buty na potrzeby rowerowania.
A to trasa, gdyby ktoś chciał spróbować tej trasy (a polecam!):
Wczoraj natomiast odbyła się w Parku Skaryszewskim impreza nazwana Praska Dyszka. Jest coś magicznego w tej imprezie i jednocześnie niszczycielskiego. Rok temu właśnie na tej imprezie załatwiłem sobie pasmo piszczelowo-biodrowe a w tym roku nie pobiegłem właśnie z powodu tej kontuzji (w tym roku druga noga!). Postarałem się wprawdzie o medal pamiątkowy, ale znowu czuję potężny niedosyt. Może za rok w końcu uda się pobiec w tej imprezie? W końcu mam tylko dwie nogi i już mnie ta kontuzja ominie?
Postanowiłem się tam pojawić mimo kontuzji, między innymi aby odebrać pakiet startowy – była tam koszulka Nike’a, jakaś oddychająca. Sprawdzę ją przy najbliższej okazji. Po pakiet startowy postanowiłem pojechać rowerem. Wyszło w sumie 36km – to już taka solidna wycieczka. O tyle trudna, że znowu wiatr południowy (jeszcze silniejszy niż w sobotę) zmęczył mnie okrutnie. Dodatkowo potworny ruch drogowy niedzieli handlowej nie ułatwiał życia: chodniki pełne ludzi, że przejść ciężko, a gdzie tam jeszcze rower, na drogach zaś jak zwykle chamstwo i grubiaństwo – jakby rowerzyści byli jakimiś pasożytami, które należy spychać z jezdni, gdy tylko nadarzy się okazja.
W drodze powrotnej przejechałem się znowu drogą wewnętrzną PKP – tym razem jednak na całej długości – od Jagielońskiej aż do kanałku. Był to chyba najfajniejszy odcinek, bo ruchu tam zero, droga w miarę dobra, więc można była prawie cały czas jechał bez trzymania kierownicy (odpoczywają plecy i ramiona).
W Parku Skaryszewskim spotkałem się ze znajomymi. Uwieczniłem ich na fotografiach. Ależ im zazdrościłem tej imprezy! Niestety jednak na razie muszę odpuścić trochę bieganie i cierpliwie czekać na lepsze dni…
A tu dorzucam trasę jaką jechałem do parku:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz