Dziś nastąpiła konsultacja w sprawie mojej aktualnej kontuzji. Najpierw telefonicznie upewniłem się, że jeszcze mam jakieś szanse na „wyprostowanie” nogi przed półmaratonem. Okazało się, że szanse jakieś mam (czytaj: trzeba tego dotknąć). No to umówiłem się na godzinę 15 – zapisali mnie do Marcina, który ponoć w tym jest dobry i ma odpowiednio dużo siły, aby rozbić ten mięsień. O 15-tej więc stawiłem się tam. Marcin to chłopak, który ma (chyba) powyżej 2m wzrostu – wygląda rzeczywiście pokaźniej :))) – nawet przez chwilę nie wątpiłem, że poradzi sobie z tym mięśniem. I rzeczywiście trochę tego bólu zadał – nawet nie spodziewałem się, że ten mięsień może tak boleć! Parę razy byłem przekonany, że zniosę ten ból jak prawdziwy mężczyzna, ale wytrzymywałem pod naciskiem łokcia Marcina najwyżej jedną minutę a potem twarz jakoś sama się krzywiła a oddech zaczynał żyć swoim rytmem. Po kilku minutach było mi już ciepło jakbym przebiegł parę kilometrów – normalnie pot na czole! Po tym wyżywaniu się na mojej nodze przeszliśmy do paru ćwiczeń rozciągających pasmo – dzięki temu poznałem jeszcze kilka dodatkowych technik rozciągających, których jeszcze nie znałem. W sumie posiedziałem tam regulaminową godzinę. Dłużej i tak raczej nie dałbym rady ;))) Dostałem zalecenie odpoczywania dnia dzisiejszego – żadnych już ćwiczeń i treningów. A szkoda, bo pogoda dziś rozpieszczała na tyle, że miałem ochotę na rower. Niestety pomysł poległ jeszcze w kolebce. Teraz gdy to piszę, to wiem, że mieli słuszność. Całe pasmo pali mnie bólem niemal ciągłym – już nawet nie wiem jak usiąść, aby nie uwierało. Dostałem także zalecenie treningu we wtorek – a to już mnie nieco podbudowało :))) Oczywiście ma być lightowo i dwa razy mniej niż zwykle, czyli na jakieś 5km. Zostałem dodatkowo umówiony na jeszcze jedną wizytę w tym tygodniu, aby rozeznać moje szanse na sobotni start. Więcej więc dowiem się najpierw jutro – w zależności czy uda mi się przebiec ten dystans, a następnie w czwartek po kolejnym rozbiciu pasma. Dziś jednak bardziej nastawiam się na marszo-bieg aniżeli jakieś bieganie. Start jednak został opłacony i umówiony – pojechać więc już trzeba…
PS. Uzupełniłem fotki z EKIDEN 2008!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz