=== Robsik's Blog on WordPress ===

1 marca 2009

Pierwsza wycieczka rowerowa w 2009

3,5 tygodnia bez biegania, ćwiczenia czy rowerowania. Drastycznie długo! Przez to wypadły mi z kalendarza imprezy, na których chciałem być. Wszystko efektem anginy a potem likwidowania efektów niedoleczenia tejże anginy. Od dwóch dni rano wstaję bez bólu gardła, więc jest zdecydowanie lepiej. Pogoda dodatkowo dopisała, więc zdecydowałem się przerwać to pasmo chorowania i wyszedłem dziś na rower. Zrobiłem w sumie 24km, więc jak na początek po takiej przerwie, to czuję, że wystarczy. Zresztą w lasach legionowskich zrobiłem sobie tak ciężkiego krossa, że na pewno jutro poczuję nie tylko mięśnie nóg :))). Zacząłem od odwiedzenia muzeum-złomiarni, umiejscowione w moich okolicach (pisałem już wcześniej o tym i nawet jest oddzielny album fotek poświęcony tej tematyce: Galeria: Muzeum czy Złom? ). Okazało, dokładnie tak jak zakładałem, że pojawiło się trochę nowości. Mogłem więc ponownie obfotografować „eksponaty”. Jeden był na tyle Świeży, że kabina wozu pancernego nie była jeszcze zamknięta, dzięki czemu udało się zrobić parę fotek z wnętrza takiego wozu (galeria: Pierwsza Wycieczka Rowerowa 2009). Potem udałem się do Józefowa przez Jabłonną i Legionowo. Jednak jazda po ulicach jest wyjątkowo mało interesująca i raczej niebezpieczna, więc w Józefowie postanowiłem odwiedzić moją ulubioną piaskownię i wrócić do domu przez legionowskie lasy. Na piaskowni oczywiście wielbiciele off-road’u: motocykle i quad’y. „Zdjąłem” kilka fotek i umieściłem w dzisiejszym albumie. Wyglądało na to, że zabawę mieli pierwszorzędną :))). W lesie droga okazała się bardzo wymagająca. Miejscami zmarznięty śnieg, miejscami błoto i kałuże – wszystko zależało, czy dany fragment drogi bardziej czy mniej wystawiony na słońce był. Gdybym miał opisać jak jeździ się po takiej drodze, to można byłoby to ująć tak: droga częściowo jak po kamieniach – rzucało rowerem tak, że siedzenie na siodełku było wręcz nie do wytrzymania (nadal odczuwam skutki tego rzucania!), droga częściowo jak po piasku – śnieg zapadał się i brodzenie po nim można porównać tylko do jazdy po piasku, czasami odnosiłem wrażenie, że jadę po szkle – ostre fragmenty lodów (pochodzące z kałuż) wpadające pod koła sprawiały wrażenie, że już jest po oponie. Przejazd przez las to ok. 5km drogi – ciężki jak nie jeden dobry kros! Dodatkowo wyświechtałem się błotem od stóp do głów. Błoto oblepiło nawet mechanizmy, więc następny przejazd będzie musiał być poprzedzony generalnym czyszczeniem roweru (bo ciuchy trafiły do pralki). Frajda z takiej przejażdżki jednak była pierwszorzędna! Już mi brakowało takiego ruchu (w ogóle ruchu). Jeśli do jutra nic się z gardłem nie wydarzy, to we wtorek wracam również do treningów biegackich. Czyli za dwa dni nastąpi moja chwila prawdy :))) I jeszcze jedna ciekawostka dotycząca naszego kraju. Bywa, że u nas trzeba zamykać także studzienki! Głupio brzmi? To sami zobaczcie: I na koniec jeszcze z cyklu „Mistrz kierownicy parkuje”(gość stał tak ponad 5 godzin!):

Brak komentarzy: