Ledwo, ledwo, ale w końcu wyruszyłem na rower. Była to już wprawdzie 21:00, ale jeśli o mnie chodzi, to lepsze to niż nic :). A wszystko nieco przez wczorajsza imprezę. Żona dogorywała jakoś cały dzień – nawet nie chciała się dać wyciągnąć na spacer z dziećmi – ostatecznie już po ciemku wyszliśmy, aby dzieci chociaż rowerami pojeździły wokół bloku (ależ alternatywa, co? :) ). Na wieczór żonę całkowicie rozłożyła i położyła się do łóżka tuż po 19:00 – dalsze sprawunki domowego musiałem więc przejąć i znowu poczekać z wyjazdem rowerowym. Dzieci jednak były też padnięte, więc poszło szybko.
Zasadniczo nie miałem koncepcji, gdzie się udać. Pomyślałem, że pojadę sprawdzić część trasy, którą zaplanowałem na cieplejsze dni, czyli w kierunku Anina i Wawra. Dojechałem do stadionu i tam nawróciłem do Mostu Świętokrzyskiego i powrót do domu. W sumie ponad 32km – czyli jakieś 12km więcej niż planowałem. Po drodze pobawiłem się troszkę swoim telefonem: zdjęcia nocą – prezentuję poniżej. Chętnie poznam Waszą opinię w tym temacie :))
Dziś użyłem nowo zakupionej lampki do roweru ,która świeci jak szalona. I faktycznie – dziś nie miałem ani jednak sytuacji, aby ktoś mnie nie zauważył. Wręcz parę razy zauważyłem, że samochody z naprzeciwka bardzo mocno zwalniały, jakby w obawie, że to policja chce ich zatrzymać. Oznacza to, że zakup był trafiony. Musze jeszcze nabyć dobrą lampkę tylną, aby też była dobrze widoczna – z dużej odległości – w końcu bezpieczeństwo jest najważniejsze!