Uch! Cóż to za wyprawa była! Jednak nie ma to jak z kimś wybrać się na rowerowe podboje. Na tak wczesną przejażdżkę zgodził się kolega Tomek. Szczęśliwie nie przeszkadzała mu poranna pora, o której zwykłem ruszać na tak dalekie wyprawy. Może dlatego, że też ma rodzinę i chętnie z nią spędza swój czas. Całą podróż skończyliśmy tuż po 10:00, więc jeszcze cały dzień dla zostaje! Jak dla mnie – ma to sens ;)))
Od Wycieczka rowerowa z Tomkiem (maj 2008) |
Ruszyliśmy o 5:02. Nieco chłodno, ale to pewnie przez dużą wilgotność związaną z parowaniem ziemi – rozległa lekka mgła, która tworzyła piękne widoki w połączeniu z drzewami i słońcem. Jak zwykle właściwa wycieczka zaczęła się, gdy minęliśmy oczyszczalnię ścieków – mogliśmy odetchnąć świeżym powietrzem i podziwiać wyjątkową architekturę – jakże inną od tej miejskiej zabudowy! Do puszczy dotarliśmy bez większych przygód, ale za to gadaliśmy jak najęci – dzięki temu czas leciał bardzo szybko, a kilometry na liczniku kręciły się jak oszalałe. Pierwszy postój dłuższy (bo chyba z 5 minut) przy rzece Czarnej – wyjątkowa rzeka: z jednej strony piękna i urzekająca a z drugiej strony mostka wygląda jak zwykły kanał. Po wypiciu jednak kilku łyków wody ruszyliśmy – komary już nie spały i zdawały się być wyjątkowo głodne i zdesperowane. W ten sposób po kilkunastu minutach dojechaliśmy do pierwszych błot. Tam poszło jak po maśle. Potem trzeba było ominąć wyjątkową dziurę w drodze i znowu błota. Te jednak nie były już tak łaskawe dla nas. Tomasz przy jednej z kolein zahaczył kierownicą o gałąź i fiknął do kałuży z błotem. Wyglądało to tak, jakby miał być od góry do dołu mokry, ale wyszedł z tego prawie sucho! No ale „prawie” czyni wielką różnicę. Buty i lewy piszczel zamoczył i prawą rękę. Tym samym chwycił też kierownicą trochę błota. Mieliśmy więc przymusowy przystanek na oczyszczenie roweru, butów, spodni i rąk. Roślinność jednak nie była tu łaskawa – rosło tu więcej pokrzyw niż drzew. Sprawy kosmetyczne więc zostawiliśmy na za jakieś 400m, gdzie bliżej osad domowych było przynajmniej dużo traw, które chętnie trzymają wodę. Po kolejnej przerwie uświadomiłem sobie, że moje buty też już są przemoczone – od rosy, która skrywa wszystko co możliwe. Ale na rowerze nie przeszkadzało to jakoś szczególnie. Tak dotarliśmy do Gaju Dębowego. Tu już nie zatrzymywaliśmy się, tylko jechaliśmy aż do samej asfaltówki. Zmieniliśmy trochę trasę aby nie brnąć tym bezsensownym piaskiem w stronę wydmy – pojechaliśmy od razu asfaltówką do wiaduktu. Następne błota zaliczyliśmy przy Horowych Bagnach. Były tak obfite, że zmusiły mnie do zejścia z roweru (choć ostatnio tu przejechałem!). Szczęśliwie tu już nikt się nie skąpał. Problemem były tylko jeszcze bardziej wściekłe komary, które jakby mogły to by nas połknęły żywcem. Stąd też tylko jedna fotka z tego odcinka.
Od Wycieczka rowerowa z Tomkiem (maj 2008) |
Następnie zmieniłem trasę (Pascal nieco inaczej prowadzi), aby znowu zaliczyć odcinek Kross’owy. Spodobał się Tomkowi :))) Mi zresztą też się podoba. W zanadrzu jednak miałem jeszcze jedną modyfikację trasy i ta okazała się jeszcze bardziej hard-core’owa: piaski. Dobrze widać je na zdjęciach – bardzo dużo, bardzo sypkie i bardzo pagórkowato. Ciężko było, ale ostatecznie nam się podobało.
Od Wycieczka rowerowa z Tomkiem (maj 2008) |
Dzięki tej zmianie trasy udało nam się przez przypadek trafić na starą cegielnię. Sprawdzałem nawet na GoogleEarth – widoczna jest bardzo dobrze. Za kilka lat pewnie będzie zabytkiem, a na razie to tylko ruiny i śmietnik. Tu jednak zjedliśmy śniadanie wymieniając się kanapkami jak na reklamie serka Hochland :))).
Od Wycieczka rowerowa z Tomkiem (maj 2008) |
Zaczynało robić się ciepło, a reszta trasy to był już po prostu powrót. Szczęśliwie przez mało ruchliwe miejsca, ale nie tak już ciekawe jak krajobrazy z puszczy… Fotki tradycyjnie w albumach...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz