To niezwykłe zestawienie: z jednej strony wymarzony i wręcz bajeczny Bieg Niepodległości, w słońcu, pięknej atmosferze z uczestnictwem wspaniałych kibiców a z drugiej strony zamieszki na taką skalę, jakiej ja już dawno u nas nie widziałem. Kwas na całej linii… a co ciekawsze nie bardzo wiadomo o co i za kogo… słowem: WSTYD.
Ja więc chętnie nie będę komentował zamieszek, a skupię się na tym pięknie przeżytym biegu. Zacznę wyjątkowo od końca: przebiegłem :) Wynik bez rewelacji bo 1h04’, więc tempo raczej spacerowe, choć na moje ostatnie bieganie to trzeba przyznać, że dość szybkie – taka magia biegania w tłumie, gdzie wyprzedzanie nigdy się nie kończy i dodaje sił więcej niż ich mamy :)
Po biegu mogłem niemal rękę podać panu marszałkowi, odebrałem piękny medal, coś do picia i koniecznie zupkę pomidorową – całkiem dobrą, choć znikła w ciągu kilkunastu sekund ;). Ale to techniczne bzdury, do których nie można było się przyczepić – chwała organizatorom :)
Ważniejsze jednak była atmosfera na trasie. Gdy przypomnę sobie pierwszy Bieg Niepodległości, w którym brałem udział to muszę przyznać, że ten był chyba najlepszy. Ani razu nie spotkałem się z niemiłą sytuacją na trasie (typu przepychanki, łokcie, kuksańce, marudzenie i kłótnie). Biegający zachowali się na wysokim poziomie dzięki czemu można było całą trasę przebiec z uśmiechem na twarzy – dziękuję biegającym!
Na trasie na ostatnich dwóch kilometrach spotkałem chyba najmłodszego zawodnika – wyglądał na 2 lata (najwyżej 2,5) – gdy zobaczył biegających to ruszył do boju z nimi i jako, że obserwowałem jakiś czas z dalszej odległości, to mogłem oszacować, że przebiegł z nami ponad 150 metrów! Zawodnik rośnie doskonały! :)
Bieg odbyłem wyjątkowo na luzaka – bez spinania się, bez zbędnej rywalizacji, uśmiechałem się do kibiców i im także biłem brawo w podziękowaniu za ich obecność i aktywność. Potraktowałem bieg jak trening i chyba po raz pierwszy dobrze mi z tym było :)
A jak już mowa o kibicach to nie mogę pominąć swoich znajomych, którzy zadbali o to abym nie czuł się samotny, choć przez swoje spacerowe tempo byłem zmuszony całość biec samotnie samodzielnie wraz z moimi słuchawkami. Zadbali o zapełnienie czasu tuż przed startem (z reguły ten fragment czasu, który dłuży się najmocniej) a także podczas biegu – dzwonili, kibicowali przez telefon a na koniec na ok. 9km zadbali o fotki jeszcze cieplejszy doping – wielkie ukłony dla nich i moje podziękowania! Zdjęcia oczywiście w galerii poniżej :)
No i na koniec najfajniejsze – kolega Boguś, który dopomógł w odebraniu wywalczonego cudem pakietu startowego, zadbał o bardzo informatyczny numer: 6464 – czyli jak to się śmiejemy u nas w branżowym środowisku: 2 x Core 64-bit – to całkiem silna jednostka przetwarzania danych :)))
Zdobycie pakietu wprawdzie otarło się o cud, jednak w tym przypadku za tym cudem stał człowiek – wielkie podziękowania dla pana Tadeusza Samul – to dzięki jego zaangażowaniu mogłem pobiec w tej przepięknej imprezie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz