A ja znowu w Kielcach. I nie to, żeby mi się podobało – po prostu gdy tu jestem, to robota jakoś sama się nawarstwia…
Wczoraj udało mi się jeszcze załatwić jedne z ostatnich numerów startowych na Bieg Niepodległości – tak, tak – postanowiłem po latach (ależ to brzmi!) wystartować w biegu. Dyszka nadal dla mnie jest dość dużym wyzwaniem i raczej zmaltretuje mnie to dość dobrze, ale córka bardzo chce abym przyniósł z biegania kolejny medal :)
Na tę okoliczność ostatnie dwa poranki (o 6:00 rano) wyskakiwałem do lasku nieopodal hotelu na bieganko – po ok. 4,5km. Tempo raczej mocniejsze niż zwykle ostatnio, ale tak zimny poranek potrafi wycisnąć nieco więcej motywacji do wcześniejszego zakończenia treningu ;).
Pierwszego dnia spotkałem o tej porze tylko faceta z puszką piwa (w sumie pora całkiem niezła na picie piwa – przynajmniej piwo nie ma szansy się zagrzać :) ). Drugiego poranka nawet biegacza(!), który pewnie z radością, że kogokolwiek widzi, pozdrowił jak należy – przesympatycznie :) Będę tu częściej wychodził na bieganie…
... jeszcze aby ten internet był tu bardziej przyzwoity...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz