Dziś zmierzyłem się z dystansem 10km – po raz pierwszy od
baaaardzo dawna. Przy tej pogodzie to nawet sympatycznie było. Zrobiłem to
wprawdzie bez rozgrzewki, więc rozgrzewkę musiałem nadrobić podczas biegu.
Dobiegłem i w sumie nic w tym nadzwyczajnego… no może poza trasa jaką wybrałem.
Pełna różnych powierzchni: piasek, płyty, asfalt, chodnik, błoto, podbiegi i
zbiegi, las i otwarta przestrzeń, nad wodą i daleka od wody a nawet leśna przełajówka.
To niezwykłe ile jeszcze życia w lesie. Widziałem jeszcze
wiele gąsienic – chyba śpieszyły się do swoich zagubionych domków, widziałem
nawet dzięcioła, który był zapracowany, że niemal ręką mogłem go zdjąć z drzewa…
liści już na lekarstwo – przynajmniej tych drzewach. Drzewa łyse, aż
przerażenie bierze. Choć nadal można spotkać drzewa, gdzie liście są zielone –
już zwiotczałe po przymrozkach, jakby ktoś z nich powietrze spuścił – tak przedziwnie
kontrastują z tymi żółciami i brązami liści, które wyścielały ścieżki i
ukrywały różne niespodzianki i wystające korzenie… No może tylko jedno miejsce było
pozbawione życia: pozostałości zająca… ładny musiał być…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz