Tydzień ciężki i pracowity, a właściwie ciężki, bo pracowity :) Przez to wszystko nawet nie bardzo było czasu i możliwości aby pobiegać. Weekend jednak nie chciałem odpuścić. Sobota była więc pod znakiem wybiegania. Dyszka w bardzo powolnym tempie dała mi ponad godzinę treningu. Już po zmierzchu więc o wolności biegania trudno mówić, za to śmiesznie wygląda trasa biegania:
Dziś natomiast miałem zaplanowane oddanie auta do mechanika – jedyne 60km ode mnie. Powrót oczywiście rowerem – trening musi być i najlepiej solidny. Tak też było. Tym razem wsparłem się jednak moim wiernym kibicem. Odpaliłem aplikację endomondo i on dzięki temu mógł widzieć mnie niemal on-line, gdzie jestem i jak jadę. Dzięki temu przeprowadził mnie przez tereny, których do końca nie znałem (już oczywiście telefonicznie). Z trasy wynika, że troszkę nakręciłem, ale dzięki temu trasa była czystą przyjemnością.
Pogoda dopisała – nawet słońce świeciło, cieplutko jak na tę porę roku. Przynajmniej do chwili słońce świeciło i nie znalazłem się w okolicach Wisły – tam już było chłodno i wilgotno. Końcówkę trasy więc raczej zmarzłem, pomimo dość mocnej jazdy. Najgorzej palce od nóg – niby wybrałem ciepłe skarpety ale i tak buty okazały się za słabe – mało ciepłe.
W domu więc szybko się wykąpałem, zjadłem i od razu z kocykiem do najbliższego kaloryfera – tak spędziliśmy ponad godzinę w objęciach :) Gdy się oderwałem, ciągle przygotowywałem sobie coś gorącego dopicia…
Ostatecznie jestem bardzo zadowolony – długa trasa, dobre tempo, i doskonale zmęczony – tak właśnie miało być. Mogło być jedno więcej przygód, ale może następnym razem coś się wymyśli :)
Poniżej prezentuję trasę przejazdu:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz