Powoli wracam do zeszłorocznego rytmu życia. Nadal idzie to w bólach, ale jest coraz bliżej wzorca. Wczoraj pobiegałem z rana. Większość i tak mocno powątpiewała, że po imprezie to nie możliwe i w ogóle raczej jak otworzę oczy to sobie odpuszczę. Okazało się jednak, że hart ducha we mnie nie śpi i rano wstałem i poszedłem na trening. Tylko trójka, ale po tak długiej przerwie nie chcę przedobrzyć.
Tydzień temu także się udało w weekend jedną trójkę zrobić. Nadal koszmarnie mało. Postaram się jednak w tym tygodniu to zmienić, chociaż plany tygodniowe coś mi mówią, że może być to dość trudne. Pożyjemy, zobaczymy…
Zeszły weekend i ta niedziela biegało się dobrze. Czuć nagromadzoną energię i hiper brak formy :). Nie zrażam się jednak – będzie okazja, aby się troszkę rozćwiczyć i przekonać czy pasmo piszczelowo-biodrowe wymaga wizyty lekarskiej czy nie.
Gorsze jednak jest to, że mój kręgosłup chyba też będzie wymagał fachowej pomocy. Od dwóch miesięcy delikatnie dokucza – zwłaszcza gdy coś podźwigam, albo gdy łóżko ścielę (to nie żart :) ). Marzec więc pewnie będzie miesiącem przeglądu po zimie – tym razem mojego organizmu…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz