=== Robsik's Blog on WordPress ===

3 lutego 2009

Biegający kontra psy!

Rozjechały się nieco moje treningi. Wczoraj nie biegałem z powodu sobotniego biegu – nogi nadal odczuwały bieg po lodzi – słowem: zakwasy! Aby za dużo nie tracić stwierdziłem, że pobiegam w poniedziałek. Ale im bliżej końca poniedziałku było, tym więcej spraw się nakładało i w zasadzie poddałem się. O 22:30 jednak zebrałem się w garść, zrobiłem sobie rozgrzewkę i po 23:00 ruszyłem na rozruszanie obolałych nóg. Tego mi trzeba było! Nogi od razu odetchnęły. Zrobiłem więc 6km i spokojnie (tym razem bez przebieżek) wróciłem do domu. Był to bieg, gdy byłem już tylko krok od użycia gazu pieprzowego. Oczywiście nie chodziło o człowieka, lecz o wielkiego psa (chyba jakich owczarko-podobny). W okolicy nie widziałem jego pana, a on wyraźnie było zaniepokojony moją osobą. Tak uważnie mnie obserwował, że mało nie potrącił go samochód – tak próbował mnie łukiem omijać. Jego niepewność natychmiast obudziła we mnie nieufność i już 30m od niego miałem przygotowany gaz w ręku. Ale nie tylko: miałem już określoną siłę i kierunek wiatru, rozpoznany teren, aby wiedzieć jak robić unik, aby ustawić się nie pod wiatr, jak i szybko ocenione maiłem przeszkody, jakie ewentualnie mogły mi przeszkodzić w ewentualnej akcji zaczepno-obronnej. Mimo wielkiego napięcia, żaden z nas nie pękł i obyło się bez rozlewu krwi.

4 komentarze:

Mariusz pisze...

oja ;) Brzmi jak zapowiedz walki Lewisa z Tysonem :)

robsik pisze...

Oj, lekko nie było! ;)

Anonimowy pisze...

Witam serdecznie!

Jako biegacz-amator będę do Pana często zaglądał. Inne artykuły również będę czytał z zainteresowaniem.

Jeżeli zaś chodzi o psy, to kiedy chcę ćwiczyć wytrzymałość szybkościową (bo na szybkość to u mnie za późno), biegnę przez pewną wioskę, w której przynajmniej jeden pies będzie mnie gonił. Zabawa jest bezpieczna, bo na razie jeszcze zaden z piesków mnie nie złapał (rezygnował najczęsciej po 200 - 300 metrach).

robsik pisze...

Mimo mi bardzo, z okazji kolejnego fascynata biegacza :)))
Z pieskami wolę jednak bawić się, gdy siedzę na rowerze - czuję się jakoś bezpieczniejszy ;) - ale pomysł przedni, przyznać muszę :))