=== Robsik's Blog on WordPress ===

6 maja 2009

Weekend majowy...

Uff! Jakoś ten czas ucieka między palcami i nie wiadomo nawet kiedy kolejne dni znikają jak kamienie w wodzie. Szczęśliwie jednak jest o czym pisać i jest o czym opowiadać: z jednej strony znowu dużo radości a z drugiej po staremu ;) Ale od początku. Zacznijmy od weekendu majowego. Synowi tydzień przed weekendem majowym obiecałem rowerowanie. Brak czasu plus brak zdrowia to się z reguły równa niespełniona obietnica. Postanowiłem więc, że gdziekolwiek nie pojedziemy, zabieramy rowery i jeździmy – trzeba nadrobić zaległości! Wprawdzie jeszcze w czwartek wieczorem plany nie były sprecyzowane, ale decyzja o rowerach została już podjęta. Piątek jednak okazał się wyjątkowo chłodny – zwłaszcza na dalekim wschodzie naszego kraju, gdzie się udaliśmy. Tego dnia, więc nawet ja się nie zdecydowałem na rowerowanie. Dzień jednak spędziliśmy na odwiedzinach rodzinnych, więc wypełniliśmy go (ten dzień) po brzegi. Sobotę zaplanowaliśmy u dziadków w okolicach Sobiboru. Pogoda zdecydowanie się poprawiła, więc nie było mowy o odpuszczeniu rowerowania :))) I nawet dobrze wyszło, bo plany obejmowały niemal cały dzień u dziadków, co okazało się dla nich jednak dość męczące. Więc ok. 14:30 ruszyliśmy całą rodziną na rowerową wycieczkę do Sobiboru (4,5km przez las). Rodzice i syn na rowerach a najmłodsza w siedzisku tuż za moimi plecami. Droga przez las była dość trudna. Do samej stacji Sobibór było lekko pod górę (tak wynika z zapisu GPS!). A że od dawna nie padało, to i drogi bardzo suche i piaszczyste. Mi osobiście się podobało – lubię takie wyzwania – małżonka jednak nie była zadowolona z wybranej trasy, syn zaś przyznał, że dość ciężko się jedzie. Lasem było to jednak ok. 3km, więc nie było najgorzej. W Sobiborze obejrzeliśmy stację PKP, (dość) nową wierzę przeciwpożarową, pokazałem gdzie stała kiedyś stara, drewniana wieża przeciwpożarowa, zwiedziliśmy teren byłego obozu, zaliczając także nową alejkę upamiętniającą ofiary obozu zagłady i byłby komplet gdyby nie to, że muzeum było czynne tylko do 14:00. Dość dziwne poczucie turystyki w Polsce funkcjonuje… Drogę powrotną wybrałem już tym razem asfaltem. Była dłuższa, ale przynajmniej rodzina mi nie narzekała :))). Wprawdzie na koniec postanowiłem skrócić nieco drogę i pojechaliśmy przez tzw. Lipowiec, ale ta decyzja okazała się wyjątkowo nie trafiona. Droga, którą znałem z dzieciństwa właściwie już nie istniała. Zrobiliśmy w sumie 12km całą rodziną – to niezły wynik jak na wspólną wycieczkę. Do tego wycieczka była klasycznie turystyczna (połączona ze zwiedzaniem) i w zupełnie nowym miejscu – to było super! :))) Do Warszawy wróciliśmy jeszcze w sobotę na noc – w zasadzie po to aby odpocząć już u siebie w domu. Odpoczynek jednak można realizować na różne sposoby. Ponieważ pogoda wystrzeliła nam wręcz upałem, ok. 14:00 zebrałem dzieci (bo małżonka pragnęła odpocząć) i ruszyliśmy na kolejną wyprawę rowerową. W sumie to nic wielkiego, bo jeździliśmy po Tarchominie, ale kilometrów natłukliśmy nie mało! Z najmłodszą zrobiliśmy prawie 15km. Gdy się już znudziła i zapragnęła pojeździć na swoim rowerku, ja z synem ruszyliśmy w dalszą drogę. Wspólnie nakręciliśmy 22km, co było nie małym rekordem mojego dziecka. Ale dla niego cały czas było za mało! Gdy zjechaliśmy już na nasze podwórko on jeszcze napedałował do 26km(!) jeżdżąc już tylko po placu! Wygląda więc na to, że wyćwiczyłem już sobie zawodnika do moich podróży rowerowych :))). Osobiście byłem przekonany, że zakwasy go zabiją w poniedziałek – ale nic takiego nie nastąpiło. Chyba jest gotowy do prawdziwych wycieczek (jupi! :) ). Dziś natomiast poszedłem już pierwszy trening biegacki po prawie półtora miesięcznej przerwie. W zasadzie to się nieco do niego zmusiłem i zrobiłem na swoje ryzyko, ale nie mogę już znieść tego nie-biegania. Powód dla którego nie powinienem iść biegać jest ten sam od dłuższego czasu: gardło. Znam już tyle rodzajów bólu gardła, że można już zgłupieć albo oszaleć. Od dwóch dni boli mnie w zasadzie w trybie ciągłym. Zdecydowałem się znowu to leczyć odmiejscowym antybiotykiem – stąd też ten dzisiejszy trening może nie był najmądrzejszy. Biegałem jednak z dziewczynami więc był to trening bardzo spokojny i lekki. Jutro się przekonam czy to było bardzo głupie czy tylko głupie ;))) – na pewno jednak sprawiło mi wiele frajdy! Mapa naszej sobotniej przejażdżki:

Brak komentarzy: