Tym razem napisałem dwie recenzje i jedna z nich zapewniła mi drugie miejsce w konkursie. Recenzje oczywiście za chwilę „przedrukuję”, jednak nagroda jest na tyle szczególna, że warto przede wszystkim o niej pomówić :)
Otóż drugie miejsce zostało nagrodzone urządzenie iPod nano 6g 8Gb oraz sześcioma audiobooków, które dopiero zostaną wydane (te, które wygrają w plebiscycie). Radocha jest więc wielka, bo urządzenie podoba mi się co najmniej od dwóch lat a teraz spełnia się moje pragnienie :) Nagroda zapowiada się ciekawie, więc pewnie wkrótce coś więcej o tym napiszę :)
A teraz czas na recenzję książek. Pierwsza z nich dotyczy całkiem dobrej książki zatytułowanej „Ręczna Robota”. Wspaniały kryminał z naszego polskiego podwórka. Nie sposób w pełni podzielić się wrażeniami z książki, jako że do dyspozycji miałem tylko 2000 znaków. Swoją opinię wyraziłem więc tak:
Dla młodych – abstrakcja w każdym calu. Dla dojrzałych – niezwykły wehikuł czasu. Dla starszych – oddech Wielkiego Wschodniego Brata, który mrozi krew w żyłach. Chętnie mówimy „tak było w PRL” lub „to komuna” – faktem jednak jest, że zdecydowana większość społeczeństwa przeżyła to na własnej skórze i taki powrót, za pomocą powieści, do tamtych klimatów jest chyba najbezpieczniejszą formą wspominania tej części naszej historii, której MIMO WSZYSTKO nie chcemy się całkowicie wyprzeć.
Ja należę do tych „dojrzałych” i muszę przyznać, że książka ta pokazała mi jak mocno pamięć się zaciera. Ponownie mogłem przyjrzeć się czasom, gdy panował PRL, gdy panował tak wielki chaos, że trudno uwierzyć, że ten domek z kart nie runął przez tyle lat!
Autor doskonale wprowadza nas w tamten klimat, obyczaje, dzień powszedni, który dziś określilibyśmy jako „zwariowany i nierzeczywisty”. Nieporadność służb mundurowych, ich przerażający stosunek do wykonywanej służby i człowieka, brak szacunku do wszystkich i wszystkiego a z drugiej strony obywatele, którzy muszą przeżyć, dostosować się i odnaleźć w tej krainie Alicji, dzięki czemu ich relacje są ciepłe, spontaniczne (choć zawsze alkoholowe) i w zasadzie niespotykane dzisiaj… takie prawdziwie słowiańskie…
Zasadniczo to książka dla każdego. Dla młodych, aby mogli dotknąć tego świata, w którym żyli ich rodzice lub starsze rodzeństwo. Dla dojrzałych – aby nie zapomnieli tego czasu, który może stać się ich kamieniem węgielnym współczesnego życia. Dla starszych, aby mogli przekonać się, że już się obudzili z tego koszmaru, że można o tym mówić, a te czasy z pewnością już nie powrócą i dlatego warto o tym pamiętać, by przestrzegać nowe pokolenia przez zidioceniem.
Druga książka to w moje rodzinie już klasyk (przeczytaliśmy już wszystkie książki tego autora): „Chemia Śmierci”. Oto jak ująłem swoją przygodę z tą książką:
Autor użył narracji w pierwszej osobie. Nie narzuca się jednak tak od razu. Zaczynam od porażającego opisu rozkładającego się ciała ludzkiego, więc skutecznie przykuwa uwagę czytelnika już od pierwszych wersów. Jednak nie jest to zwykły opis – chodzi o coś konkretnego. Autor nie wysila się, aby nas straszyć, szokować, przemalowywać już zielony trawnik itd. On pokazuje jedną ze swoich historii, obnażając swoje rozterki, słabości i zwyczajność. Niesie ze sobą cały ciężar życia, „doświadczeń” i tragedii, którą każdy z nas dźwiga na swoich ramionach. Rysuje się jako zwykły człowiek z rozterkami, pragnieniami i wszystkim tym, czego nie potrafimy zrozumieć, choć się temu poddajemy.
Książka często jest określana jako kryminał – ok, jest wątek kryminalny. Jednak w moim odczuciu nie okoliczności są ważne – te zawsze nas znajdują w dowolnym miejscu i czasie. Przepiękne i pełne studium osobowości bohatera pozwala przeżyć jego życie tak mocno jak to tylko możliwe. Bardzo szybko angażujemy się w jego emocje, stany, radości, smutki, żale i obawy pomieszane ze strachem życia. „Normalność” głównego bohatera wsiąka w naszą skórę i przenika do naszego krwiobiegu. Już po kilkudziesięciu stronach życie David’a Hunter’a staje się naszym życiem a koniec książki zawsze pozostawia objawy abstynencyjne – od razu pragniemy sięgnąć po kolejną książkę! Zasadniczo do dziś mamy 4 książki pana Becketa, więc należy pamiętać, że objawy abstynenckie po czwartek książce są już tak intensywne, że w wielu przypadkach grozi rzeczywistą depresją i awersją do czytania innych książek nawet na kilka tygodni (zaobserwowane na sobie i rodzinie!).
ALE to nie koniec zalet fantastycznego fachu pana Simon’a. Muszę tu wspomnieć o wyjątkowo jasnych stronach jego pisarstwa. Ze względu na ograniczone miejsce, wspomnę tylko o:
- niebywała lekkość stosowania bliskich i lekkich retrospekcji
- niewiarygodność zwrotów akcji
- akcja dzieje się do ostatniej litery książki.
Ach, byłbym zapomniał jeszcze o jednym szczególe: że jestem farciarzem, to już słyszałem wielokrotnie, więc aktualnie przyjmuję już tylko gratulacje ;)))
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz