No i stało się! W końcu doczekałem wizyty kontrolnej u lekarza. Zrośnięte wiązadła zaczęły mnie tak ciągnąć, że coraz trudniej mi się chodziło i nie byłem pewien co mam robić? Lekarz miał obsuwę, więc musiałem nieco dłużej poczekać, ale to co powiedział mi przyćmiło nawet ból, który mi zadał przy badaniu: noga zalecza się bardzo szybko i jak na razie wszystko jest wyśmienicie. Wiem, że słowo „na razie” jest tu słowem kluczem, ale „na razie” mi to wystarcza i pozwala cieszyć się miłymi perspektywami na najbliższą przyszłość. Nie omieszkałem wypytać lekarza od kiedy będę mógł biegać – oczywiście dokładnej daty nie mógł podać, ale przyznał, że być może za 4 tygodnie będę mógł powoli i niedużo truchtać, ale do prawdziwego biegania to raczej za 3-4 miesiące. Straaasznie długo, ale i tak mi to nie przeszkadza – są już jakieś terminy i to mnie nastraja wystarczająco pozytywnie! Lekarz natychmiast przepisał rehabilitację. Normalnie w NFZ’ie pewnie jeszcze bym nosił gips – tu już mogę zacząć doprowadzać nogę do ładu! Super! Natychmiast więc zadzwoniłem do rehabilitantki i jeszcze tego samego dnia się umówiłem! Wolna godzina to jedynie 20:30 – ale tak pragnąłem już ćwiczeń i ręki rehabilitanta, że było mi wszystko jedno – oby dziś!
Na początek rehabilitantka rozbiła mi mięsień, który nękał mnie już od kilku dni skurczami. Pobąkiwała coś o relaksie, ale ból był tak potworny, że uznałem, że się przejęzyczyła, a być może po prostu nie do mnie mówiła? Ale szybko przekonałem się, że ten ból to był pikuś! Gdy dobrała się do rozbijania zrostów wiązadeł to miałem dwie chwile, gdzie faktycznie o mały włos nie popuściłem w gacie! Straszne wrażenie i niepojęty ból!...Po dwudziestu minutach przeszliśmy do ćwiczeń i to był dla mnie dopiero relaks :))) Przynajmniej na początku, bo potem weszliśmy na ćwiczenia, które już powodowały ból i tak już obolałej nogi. Na szczęście na koniec zadała pracę domową, obłożyła lodem i ból jakoś został opanowany. Coś niesamowitego te zabiegi!
Zabiegi jednak nie poszły na marne! Ćwiczyliśmy chodzenie – takie proste, jak należy, bo po 3 tygodniach kulenia okazało się, że nie umiem już iść normalnie! Szok! Ćwiczyliśmy chodzenie prawie 10 minut i nadal nie jest idealnie. Za to dało mi to więcej odwagi , aby lepiej dociążać nogę przy chodzeniu, aby przestać się kołysać jak kulawy, a zacząć chodzić pewniej. Dziś już musiałem sobie odpuścić te ćwiczenia, bo ból po rehabilitacji przeszkadzał w takich ćwiczeniach. W domu dodatkowo opatuliłem lodem nogę i teraz nawet jakoś żyję :)))Następny zabieg we wtorek (lub piątek – jeszcze się zobaczy). A ja już nie mogę się doczekać. Wiem, jednak, że tego procesu też nie da się przyśpieszyć – wszystko musi być w swoim czasie…
I na koniec oficjalna informacja: skończyłem kurację cytrynową: 200 cytryn w 12 dni! Końcówka nie była już taka straszna a co ważniejsze wcale mnie to nie zniechęciło do picia cytryny lub chociażby herbaty z cytryną :) Polecam wszystkim hard-core’owcom ;))))
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz