Kolejny ciekawy temat z książki pana Karla Kruszelnickiego:
Co dzieje się z wystrzelonymi kulami w ramach wiwatowania (najczęściej strzelane do góry)?
Problem zastanawiał mnie już kiedyś ale widząc podobne akcje na filmach doszedłem do wniosku, że po wytraceniu prędkości jako spadające nie stanowią już problemu. Okazuje się, że myliłem się.
Wiwatowe strzelanie związane jest najczęściej z prędkością wylotową kuli na poziomie 3 tys. km/h. To dużo i pozwala kuli dolecieć na wysokość ok. 3km w czasie 20 sekund (przy pionowym strzale). Następnie zaczyna spadać. Spadanie może rozpędzić tę kulę do prędkości większej niż 700 km/h! Prędkość ta zależna jest od kształtu i wagi kuli i może się kształtować w granicach 300-770 km/h. Niby nie dużo, ale…
Badania pokazują, że pocisk lecący z prędkością 220 km/h roztrzaskuje już kości, więc potrafi przebić nawet czaszkę(!). Prędkości spadania pocisku są więc bardzo duże i zawsze trafienie taką kulą może mieć poważne następstwa w tym także śmierć.
Autor przywołuje wiele przykładów i miejsc (głównie stany USA) gdzie strzelanie na wiwat jest zabronione i wiele przykładów gdzie odnotowano już bardzo wiele wypadków takiego niefortunnego postrzelenia na wiwat.
To jeszcze na koniec jedna ciekawostka nieco mniej militarna, bo dotycząca współczesnych wiatrówek. Zacznijmy jednak od powtórki z historii: prędkość wylotowa śruciny w dawnych wiatrówka wynosiła nieco więcej niż 100 m/s (ok. 360 km/h). Współczesne zaś (pomijając usprzętowienie i wzornictwo) przekraczają już prędkość nawet 350 m/s (co daje ponad 1000 km/h!!!). Co więcej! Zwiększył się także kaliber śrutu do 5,5 mm (z 4,5).
Z takiej wiatrówki nie chciałbym już oberwać…